Wielogłosem o…: „Robert Enke. Życie wypuszczone z rąk” Ronald Reng

Wydawnictwo SQN od lat proponuje swoim czytelnikom serię książek sportowych, poświęconych przybliżeniu losów sławnych klubów, trenerów oraz sylwetek znanych, mniej lub bardziej popularnych, osobistości ze świata piłki nożnej, koszykówki, skoków narciarskich itp. Tym razem krakowskie wydawnictwo zaserwowało prawdziwą bombę.

WRAŻENIA OGÓLNE

Mateusz Cyra:  Robert Enke. Życie wypuszczone z rąk autorstwa Ronalda Renga to książka, która jawi się jako biografia uznanego bramkarza reprezentacji Niemiec oraz takich klubów jak Benfica Lizbona, FC Barcelona, Hannover 96. Tyle tylko, że – jak sugeruje sam podtytuł – nie jest to wyłącznie książka biograficzna, przedstawiająca życie oraz losy zmarłego tragicznie bramkarza. Już tylna strona okładki mówi wprost, że będziemy mieli do czynienia z książką, która miała w głównej mierze przybliżyć ludziom trudności życia z niezwykle przerażającą chorobą, jaka może przydarzyć się człowiekowi – z depresją. I w moim odczuciu robi to fenomenalnie, a od tej, liczącej sobie prawie czterysta stron, książki wprost nie można się oderwać, a istny ocean emocji, jaki towarzyszy lekturze, potrafi przytłoczyć.

Patryk Wolski: Książka Renga lawiruje między reportażem a biografią piłkarza, który wcale nie odgrywał pierwszorzędnej roli w europejskim futbolu. Przyznać trzeba szczerze, że Robert Enke nie był na sportowym świeczniku do momentu, gdy zapaść miała decyzja o zajęciu bramki reprezentacji Niemiec w Mistrzostwach Świata 2010 oraz do jego nieodwracalnej decyzji z 10 listopada 2009 roku. To wtedy pierwszy raz usłyszałem o tym zawodniku, chociaż dzięki lekturze Życia wypuszczonego z rąk dowiadujemy się, że był bardzo blisko ważnych postaci sportu. Zabrakło mu jedynie szczęścia, a może inaczej – naznaczony był przez pecha.

Mateusz: Nie no, były momenty, kiedy było o nim głośno i nawet Reng to w swojej książce zaznaczał. Choćby genialne występy w Benfice, możliwość przejścia do Porto (za kadencji Mourinho) i głośny wtedy transfer do FC Barcelony. Kiedy ktoś przechodzi do klubu z Katalonii – jest na świeczniku ;). I nie mogę się zgodzić, że naznaczony był przez pecha, co też w książce wiele osób rozmawiających z Rengiem wspominało. Przysłowiowego pecha miał jedynie w czasie przebywania w FC Barcelonie, gdzie przekreślono go po zaledwie jednym meczu. Można jednak odnieść wrażenie, że ten niefart ciągnął się za Robertem Enke do jego ostatnich dni.

 

WADY I ZALETY KSIĄŻKI

Mateusz: W przypadku takiego tytułu – i nie wiem czy mój redakcyjny kolega się z tym zgodzi – trudno mówić tu o jakichkolwiek wadach. Oczywiście nie chodzi mi o to, że jeśli książka jest biografią mówiącą o życiu człowieka, który popełnił samobójstwo, to z miejsca otoczona jest murem obronnym, który daje jej nietykalność krytyków. Nie w tym rzecz – dla mnie książka Ronalda Renga jest po prostu książką kompletną. Podczas lektury, nie można odnieść wrażenia, żeby  jakiekolwiek zdanie pozbawione było znaczenia i można by je wyciąć z książki. Reng ujął życie swojego przyjaciela chwytliwą klamrą, zaczynając i kończąc książkę opisem tego samego dnia – 10 listopada 2009 roku, kiedy to Robert Enke, będąc w najmroczniejszych dla siebie chwilach popełnił samobójstwo. Podczas czytania wielokrotnie zastanawiałem się, czy takie ujęcie tego kluczowego wydarzenia nie ujmuje nieco siły przekazowi, jednak po przeczytaniu po prostu wiem, że tak właśnie należało to napisać.

Patryk: Nie da się ukryć, że książka Ronalda Renga jest jedną z tych, do której z trudem się można przyczepić. Jeśli chodzi o wady, ja mogę wspomnieć tylko o jednej rzeczy, która mnie lekko przestraszyła, gdy tylko otworzyłem książkę. Jest w niej sporo linii dialogowych, które od razu włączyły w mojej głowie żółte światło alarmowe – zacząłem się obawiać, że książka będzie nosić znamiona fabularyzacji, czego bardzo w biografiach nie lubię, bo autor wtedy najłatwiej może nagiąć fakty, nie mówiąc już o toporności tychże dialogów. Taką sytuację już przeszedłem przy lekturze biografii Raula, lecz na szczęście Reng sprawia wrażenie osoby na tyle bliskiej Robertowi Enke i jego najbliższym, że wypowiedzi uchodzą za autentyczne. Odetchnąłem więc swobodniej i nie zwracałem już uwagi na ten prozatorski element. Reszta książki – jak zauważył Mateusz – to praca kompletna.

 

PROBLEMATYKA

Mateusz: Przeczytałem niemalże 400 książek i żadna nie była tak druzgocąca, jak Robert Enke. Życie wypuszczone z rąk. Piszę te słowa z pełną świadomością ich ciężkości. Często mówi się, że jakaś książka wywołuje w człowieku emocje tak silne, że ten ma ochotę rzucić nią w kąt bądź z miejsca podrzeć ją na strzępy. Może są to przykłady skrajne, jednak coś w nich jest. Ronald Reng nie patyczkuje się z czytelnikiem i już we wstępie serwuje taką emocjonalną petardę, że nie sposób na moment nie odłożyć książki. Bo paradoksalnie – czyta się to genialnie, jednak jest to tytuł niebywale ciężki w odbiorze (poprzez to, o czym opowiada). Dodatkowo – co zdarzyło mi się wspomnieć kilkukrotnie mojemu redakcyjnemu koledze – gdzieś między kolejnymi linijkami tekstu jest jakiś niewypowiedziany mrok, który co trochę daje znać o sobie czytelnikowi. To uczucie mroku – niepewności spowodowanej tym, że gdzieś z tyłu głowy czaiło się przeświadczenie, iż oto lada moment wszystko może się posypać, niczym domek z kart – towarzyszyło mi przez całą książkę, nawet w rozdziałach, które z pozoru opisywały miesiące szczęścia w życiu Roberta Enke. Nie wiem, jak autorowi się to udało, ale dosłownie rozłożył mnie tym na łopatki. Rozgadałem się, a przecież miałem poruszyć kwestię problematyki powieści. Jak już wspominaliśmy wcześniej, Robert Enke. Życie wypuszczone z rąk nie jest tylko biografią, a w dużej mierze to książka, która na przykładzie życia niemieckiego bramkarza opisuje trudności życia z depresją. Bo prawda jest taka, że społeczeństwo nie do końca zdaje sobie sprawę z tego, czym tak naprawdę jest ta choroba, bagatelizując ją, często sprowadzając ją nawet do naiwnych młodzieńczych „dołów” i słabostek. A jest to poważna psychiczna choroba, która niszczy życie ludzi nią dotkniętych oraz ich najbliższych.

Patryk: Tu Ci muszę przerwać, aby podkreślić wagę ostatnich słów. Faktycznie, po lekturze książki Renga świadomość, czym tak naprawdę jest depresja, niebotycznie wzrasta. Nie ukrywam, że sam w wieku szczenięcym lubowałem się w nazywaniu kilku posępnych dni „depresją”, co też czyni wiele osób, chcących zwrócić na siebie uwagę i na to, jak im źle. Niestety, większość z tych zachowań to jedynie wyolbrzymianie problemu, jeśli nie symulacja. Tymczasem prawdziwa depresja to stan, który potrafi trwać miesiącami, nie pozwala on na sen, funkcjonowanie w życiu codziennym – to strach przed całym światem.

Mateusz: Reng opisał zmagania oraz podstawowe objawy depresji w taki sposób, że ani na moment nie zanudza naukowymi teoriami i zachęca do głębszego przyjrzenia się temu zagadnieniu. Powiem krótko: mnie zachęcił, sprawiając jednocześnie, że ja – człowiek, który jest postrzegany jako optymista pierwszej klasy i przeważnie swoje lęki upycha w najodleglejszy kąt świadomości – podczas lektury przez większość czasu byłem smutny i oto boję się czegoś nowego. Depresja mnie przeraża.

Patryk: Z jednej strony obserwujemy zawodnika, który pragnie wznosić się po szczeblach kariery wyżej i wyżej – co w przypadku Enke okazało się katastrofalne, bowiem decyzja odejścia z Benfiki była według mnie kluczowa dla dalszych losów tego bramkarza – z drugiej zaś autor nieustannie wspomina stan psychiczny Roberta, wiedząc już zawczasu, jaki był tego ostateczny skutek. Co raz autor udziela trafnych spostrzeżeń, jak zachowuje się osoba w stanach depresyjnych, aż w końcu nadchodzi depresja kliniczna, która całkowicie wyłącza człowieka z funkcjonowania. Przerażające, że może dotknąć to każdego, niezależnie od pozycji w świecie i statusu majątkowego. Jeśli chodzi o wątek sportowy,  Życie wypuszczone z rąk w niesamowicie brutalny sposób ukazuje, jak ważne jest, aby sportowiec dokonywał przemyślanych wyborów zawodowych. Wydaje mi się, że od decyzji przejścia do Barcelony kariera Enke przestała być „amerykańskim snem”, a stała się brutalną rzeczywistością, gdzie jedno potknięcie przekreśla szanse na sukces. W tym aspekcie książka również dawkuje niesamowite emocje, jakimi przepełniony jest sportowy świat i uzmysławia, jak trudno jest się utrzymać na samym szczycie. Tym bardziej paradoksalne jest to, że wraz z powrotem do światowej piłki Enke zwątpił w sens życia.

 

STYL, JĘZYK

Mateusz: Robert Enke. Życie wypuszczone z rąk jest książką, która zadziwia niespotykaną w przypadku biografii dbałością o przyjemność odbioru. Reng opowiada historię Roberta Enke tak, jakby pewnie sam Enke chciał ją opowiedzieć. Nie ma tu miejsca na jakieś językowe fajerwerki, ale książka napisana jest tak przystępnie, że kartki przewracają się same. Wiem, to wytarty frazes w przypadku omawiania książek, jednak tym razem rzeczywiście jest on trafny. Do tego należy oddać nieżyjącemu już Enke, że jego życie było naprawdę intrygujące. I mimo, iż pewnie tego typu historii świat zna na pęczki, Reng napisał wszystko tak, że nie sposób nie płakać w niektórych momentach, nie śmiać się, gdy czytamy o pewnych sytuacjach i nie odczuwać mieszanki złości, rezygnacji i bezsilności, kiedy życie Roberta Enke balansowało na krawędzi totalnej ciemności.

Patryk: Podobnie jak redakcyjnego kolegę, zadziwiła mnie lekkość pióra Ronalda Renga. Dziennikarskie wykształcenie z automatu nie definiuje dobrze napisanej książki, o czym myślę, że niejeden czytelnik takiej literatury zdążył się przekonać. Robert Enke. Życie wypuszczone z rąk stoi po tej stronie barykady, gdzie zarówno język jak i styl plasują się na bardzo wysokim poziomie, jeśli chodzi o ramy sportowego dziennikarstwa. Autor umiejętnie buduje napięcie i rozluźnia je tam, gdzie jest to niezbędne. Jednocześnie trzyma nerwy na wodzy, chociaż zauważalne jest, że ostatnie fragmenty książki były dla niego bolesne i wtedy też był dość oszczędny w słowach. Ale to chyba zrozumiałe.

 

WYDANIE

Mateusz: Wydawnictwo SQN prezentuje pewien poziom, poniżej którego chyba jeszcze nie zdarzyło im się zejść. Ich książki wydane są w większości przypadków z dużą dbałością o przyjemność podczas lektury – czcionka jest odpowiednich rozmiarów, papier ma odpowiedni kolor oraz strukturę, marginesy nie zmuszają do otwierania książki najszerzej jak się da, żeby dojrzeć końcówki zdań w danej linijce. Tak jest też tym razem i niezmiernie cieszy mnie, że mogę to napisać. Jednak to, co dla mnie jest w tym konkretnym wydaniu najlepsze, to okładka. Wielkie brawa należą się Pawłowi Szczepanikowi, który ją zaprojektował. Z pozoru prosta, z przeważającym białym tłem, czarno-czerwonym tytułem i gdzieś w dole zaznaczoną zielenią boiskowej murawy, oraz zrezygnowany Robert Enke siedzący ze spuszczoną głową, ze wzrokiem wbitym głęboko w ziemię, a wszystko to w ujęciu zza siatki bramki. Jakby tego było mało – reszta stadionu (wraz z kilkoma piłkarzami) to tylko czerń i biel. Rewelacja. Jak dla mnie najlepsza okładka SQN.

Patryk: Racja, okładka jest fenomenalna. Zgodzę się również, że SQN wydaje książki świetnie, jednakże jakbym mógł pomarudzić – mogę, prawda? –  to powiedziałbym, że szkoda, iż książka nie została wydana w twardej oprawie, jak większość ich sportowych publikacji. No i w książce zdarzały się literówki, których ilość niepokoi. To jednak małe piwo w stosunku do treści, która jest monumentalna.

Mateusz: Fakt, twarda oprawa by się przydała.

 

SŁOWEM PODSUMOWANIA

Mateusz: Robert Enke. Życie wypuszczone z rąk  z miejsca wskoczyła na moją prywatną listę najlepszych książek, jakie kiedykolwiek miałem okazję przeczytać. Ktoś może zarzuci mi, że w takim razie muszę czytać niezwykle przeciętne tytuły, skoro jakaś tam biografia bramkarza, który w przeświadczeniu ludzi znany jest głównie z tego, że popełnił samobójstwo, tak mnie oczarowała. Nie dbam o to, bo wiem, że nie mają racji. To książka, którą polecać będę wszystkim bez wyjątku. I nieważne, czy znacie Roberta Enke, lub czy interesujecie się piłką nożną oraz aspektami związanymi z byciem bramkarzem. Ronald Reng stworzył dzieło uniwersalne, ujmujące opowiadaną historią oraz przerażające tym, co może dziać się w głowie człowieka, oraz tym, jak cały świat i wielkie, rozpoznawalne na całym świecie marki – a taką niewątpliwie jest FC Barcelona – mogą nie zauważyć bądź zlekceważyć ludzki dramat, który odgrywa się często tuż obok lub nawet na oczach innych. To również książka o tym, że dzisiejszy świat narzuca zbyt dużą presję na jednostce i czasem po prostu nie wiadomo, jak z tym walczyć. Podczas lektury długo nie mogłem pojąć, jak jej główny bohater może żyć tak, jak żyje i podejmować decyzje, jakie podejmuje. Kłóciło się to bowiem z moim postrzeganiem świata oraz z moim podchodzeniem do problemów i ich rozwiązywaniem. Po lekturze książki Robert Enke. Życie wypuszczone z rąk wiem więcej i jakoś tak… bardziej potrafię zrozumieć pewne kwestie.

Patryk: To smutna książka, która zostaje w człowieku i, niczym ta pojedyncza kropla, drąży skałę. Warto ją przeczytać, warto po nią sięgnąć – to jedna z tych lektur, która nawet mimo niezainteresowania tematem, może przyciągnąć niedzielnych czytelników. Uważam, że Życie wypuszczone z rąk to właśnie ta książka, obok której nie wypada przejść obojętnie, jeśli interesujące są dla Was dramatyczne losy jednostki – nawet tej z pozoru największej.

Fot.: wsqn.pl

 

Write a Review

Opublikowane przez

Mateusz Cyra

Redaktor naczelny oraz współzałożyciel portalu Głos Kultury. Twórca artykułów nazywanych "Wielogłos". Prowadzący cykl "Aktualnie na słuchawkach". Wielbiciel kina, który od widowiskowych efektów specjalnych woli spektakularne aktorstwo, a w sztuce filmowej szuka przede wszystkim emocji. Koneser audiobooków. Stan Eminema. Kingowiec. Fan FC Barcelony.  

Patryk Wolski

Miłuję szeroko rozumianą literaturę i starego, dobrego rocka. A poza tym lubię marudzić.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *