Po trylogii Skrytobójca miałem mieszane uczucia. Nigdy nie żałowałem sięgnięcia po tę serię, ponieważ dostarczyła mi niezapomnianej i angażującej historii. Niestety ostatni tom nie wyszedł autorce – pojawiło się trochę dłużyzn, a bierne zachowanie bohatera z jednoczesnym użalaniem się nad sobą potrafiło irytować. Misja Błazna kontynuuje przygody postaci – przede wszystkim Bastarda Rycerskiego, bez którego ta książka nie miałaby racji bytu. To on przecież odpowiada za właściwe kierowanie losami świata wraz z Białym Prorokiem, Błaznem.
Od wydarzeń z Wyprawy skrytobójcy minęło już piętnaście lat. Bastard przybrał nowe imię – Tom Borsuczowłosy – i żył z dala od królewskiego dworu z wiernym wilkiem Ślepunem. Wychował także osierocone dziecko o imieniu Traf. Spokój bohatera mąci przybycie dawnych znajomych, którzy potrzebują jego pomocy. Protagonista ponownie więc wyrusza w drogę, rezygnując z pustelniczego stylu życia.
Jeśli miałem wątpliwości, czy opisywanie dalszych losów Bastarda ma sens, czy autorka z powodzeniem odda klimat poprzednich książek, to już po pierwszych rozdziałach zostały one rozwiane – przynajmniej częściowo. Powieści Robin Hobb są wyjątkowe w kreowaniu przyciągającej atmosfery, składającej się z szeregu sympatycznych postaci i pasjonującego świata, co sprawia, że życie bohatera traktuje się jak własne, zaś jego przyjaciół i wrogów jak swoich. Nie ma mowy o czytaniu Misji Błazna bez Skrytobójcy, ponieważ jej siła tkwi w ponownym spotkaniu starych znajomych oraz wspominaniu niegdysiejszych przygód, choć też wzięciu udziału w tej kompletnie nowej.
Powrót do świata Skrytobójcy przypomina powrót do ukochanego domu, w którym nie było się wiele lat, natomiast każdą postać traktuje się jak długo niewidzianego, ulubionego członka rodziny. To sprawia, że w momencie, gdy akcja zaczyna się rozkręcać, z miejsca wciągamy się w historię i drżymy o życia bohaterów. Martwienie się w szczególności dotyczy charakterów w podeszłym wieku. Wiąże się to z pierwszoosobową narracją prowadzoną przez Bastarda, który sam niepokoi się o swoich bliskich. Z nim zresztą można się utożsamiać i dzielić bardzo dużo uczuć – od samotności po radość. Są tak opisywane, a przy tym uniwersalne (bo kto nigdy nie odczuwał np. smutku?), że przechodzą na czytającego.
Jednak nie zawsze jest kolorowo. Przez pierwsze dwieście stron akcja nie rusza się z miejsca, co jest małą przesadą. Wprowadzenia, zwłaszcza w początkowym tomie nowej serii, są potrzebne, ale nie o takiej długości. Chociaż tę część czyta się całkiem przyjemnie, to można było ją skrócić, poświęcając mniej czasu przeszłości oraz codziennym czynnościom typu zebranie jajek od kur. Na szczęście potem Robin Hobb kieruje fabułę na odpowiednie tory, kreśląc ciekawe wątki i wyznaczając bohaterom cel, którego wcześniej im brakowało. Wtedy dopiero Misja Błazna zaczyna w pełni porywać.
Historia w pewnym stopniu przypomina prowadzenie śledztwa, a występujące w niej tajemnice od razu budzą zainteresowanie. Część sekretów zostaje odkryta za pomocą niezwykłych zdolności postaci (Rozumienie, Moc), ale to w końcu fantasy, nie kryminał, o czym świadczą również częste podróże. Stanowią one istotną część Misji Błazna – przedstawiane są z odpowiednimi szczegółami i klimatem. Znowu występuje wrażenie uczestnictwa w wydarzeniach łącznie z nocnym spaniem przy ognisku, pełnieniem warty bądź szpiegowaniem. Pozyskiwane informacje potrafią zaskakiwać, nie ma mowy więc o rozczarowaniu nimi. Także zakończenie jest satysfakcjonujące, bo nie zostawia czytelnika chwilę po nagłym zwrocie akcji. Powieść równie dobrze mogłaby być samodzielną pozycją i nie posiadać kolejnych tomów, ponieważ najważniejsze wątki mają swoje zwieńczenie, a epilog zgrabnie zamyka całość.
Rozbudowie ulega świat, który wcale nie stał w miejscu przez piętnaście lat. Zmiany, jakie w nim zaszły, mają znaczenie, bo dowiadujemy się nowych, interesujących wiadomości. Ogólnie Misję Błazna powinien przeczytać każdy, kto zachwycał się trylogią Skrytobójca. Robin Hobb zapoczątkowała nową serię – Złotoskórego – tytułem na wysokim poziomie, oferując nie tylko zajmującą treść wypełnioną tajemnicami, ale też spotkanie ze znanymi i lubianymi postaciami. Poza tym z Bastardem nadal łatwo się utożsamia, co zwiększa zaangażowanie wydarzeniami i daje pozory uczestniczenia w nich. Jednak zdecydowanie najbardziej u amerykańskiej autorki cenię emocjonalność jej książek. Niewielu pisarzy potrafi budzić tak różne emocje, zarówno żal i rozpacz po stracie, jak i radość, gdy bohaterom się powodzi, znakomicie się dogadują lub rzucają żartami. Lektura Misji Błazna ma dzięki temu charakter bardzo osobisty.
Fot.: MAG