Transsexdisco powraca z płytą Surreal i wydaje mi się, że takie właśnie zespoły są pewnego rodzaju remedium na to, co się dzieje na współczesnej krajowej scenie muzycznej, która faktycznie ujawnia światu dzieła wspaniałe, zapierające dech w piersiach i pozostające w pamięci na długie lata. Obawiam się jednak, że w tym wszystkim zapomniano jak pisać proste, wpadające w ucho, rockowe kawałki. I właśnie tutaj z nowym krążkiem, który objęliśmy patronatem medialnym, pojawia się Transsexdisco, którego członkowie doskonale wiedzą, jak to robić.
Nie twierdzę, że nie ma takich bandów na naszej scenie – podejrzewam, że co tydzień co najmniej kilka krążków zapewnia solidną dawkę rockowego kopa i wpadających w ucho melodii. Co do tego nie mam wątpliwość, niemniej to właśnie Transsexdisco od jakiegoś czasu rządzą moim odtwarzaczem, a płyta Surreal tworzy mi muzyczne tło dla mojej codziennej egzystencji.
Trzecia płyta formacji nie przynosi specjalnego zaskoczenia, jeżeli chodzi o stylistykę zespołu, raczej jest to powolna ewolucja tego, co już słyszeliśmy na Ultrachemii oraz Transsexdisco. Dopracowano i dopieszczono brzmienie, zespół zdecydowanie pewniej stoi na poletku kompozytorskim oraz aranżacyjnym. I to dobitnie słychać na Surreal. Krążka słucha się z niekłamaną przyjemnością, dzięki energii i mocy buchającej z piosenek, które przygotował olsztyński kwartet.
Muzyka nie tylko ma porywać, ale stanowi także tło dla tekstów, które są mocno osadzone w naszej szarej, nierzadko brutalnej rzeczywistości. Nie dziwi więc, że większość kawałków zachowana jest w średnim tempie, tak, aby Daniel Lange mógł dokładnie wyśpiewać swoje liryki. Lange potrafi swoimi tekstami przyłożyć nam, społeczeństwu, między oczy, jak w otwierającym Reprezentancie albo w ponurej Legendzie, gdzie dobitnie wyśpiewuje frazy tekstu: Nadlatują czarne wrony/Lecą, aby dorwać mnie/Chcą się dobrać do mych skroni/Wydłubać oczy, wypić krew. Liryki potrafią być gorzkie, jak w Nic na siłę: Zobacz, jak ci ludzie/Chorzy na samotność/Wierni technologii/Klikając się modlą/Boże Internetu/Proszę, skasuj ten syf. Nie powiem, świat stałby się piękniejszy.
Płyta ma kilka ewidentnych przebojów, jak doskonała, skoczna, podlana elektronicznym sosem Wyspa. Utwór ma w sobie podwójną moc. Z jednej strony muzyka porywa od pierwszych taktów, z drugiej strony kolejny mądry tekst Damiana Lange, pod którym każdy może się podpisać, szczególnie, jeżeli poznał, co to znaczy prawdziwe życie. Nie dziwi mnie fakt, że ten kawałek promuje płytę. Gęsty, mocno elektroniczny, wręcz momentami industrialny Supersingiel też jest jednym z moich ulubionych na albumie. Jak wspominałem, większość tracków jest zachowanych w średnich tempach i tutaj mam trochę żal do Transsexdisco, że nie pokombinowali z tempami, bo gdyby nie świetne aranże, chwytliwe melodie i teksty mogłoby być nużąco. Na szczęście nie jest.
Trudno mi jednoznacznie podsumować tę płytę. Surreal, jak już wspominałem na początku, kupił mnie od pierwszego odtworzenia nośnością, lekkością, chwytliwością i mądrością płynącą z tekstów. Obiektywizm recenzencki nakazuje stwierdzić, że momentami płyta może się wydawać nużąca, brakuje jej nieco różnorodności. Natomiast u mnie z obiektywizmem jest jak ze świętych obcowaniem – nie ma go. Dlatego każdemu polecam nowe dzieło od Transsexdisco, to prostu świetny kawałek rockowego grania.
Fot.: SP Records