Staruszek Clint, mimo dziewięciu dekad na karku – co w przypadku większości populacji, która dożyłaby tego sędziwego wieku, oznaczałoby wkraczanie w smugę cienia – nie spoczywa na laurach i w regularnych odstępach realizuje kolejne filmy, których tematem jest apoteoza amerykańskich wartości i próba ich konfrontacji w zmieniającym się świecie. Egzemplifikacja tychże odbywa się często na przykładach mało oczywistych, a często wręcz kontrowersyjnych biografiach. O ile bowiem Snajper portretował figurę jankeskiego machismo napędzanego testosteronem, to już niemal paradokumentalny obraz 15:17 do Paryża (w Polsce znalazł się wyłącznie na nośniku DVD, nie miał zaś swojej dystrybucji kinowej) był eksperymentalny, jeśli chodzi o decyzje obsadowe, (odtwórcami głównych ról byli naturszczycy – uczestnicy ujętych w filmie wydarzeń); stał się panegirykiem ku czci cnót amerykańskiego żołnierza. Eastwood rozbiera mity na czynniki pierwsze (vide choćby Sztandar chwały) i nie inaczej jest w jego najnowszym obrazie zatytułowanym Richard Jewell, mimo że historia zamachu terrorystycznego w parku olimpijskim podczas letnich igrzysk w 1996 r. zdaje się już w tym momencie historią mocno zapomnianą.
To bardzo zachowawcze kino. Można wręcz powiedzieć, że staroświeckie, a przypominające społecznie zaangażowane dzieła Franka Capry bądź też 12 gniewnych ludzi. Eastwood idzie tutaj najdalej w krytyce amerykańskich struktur władzy, które wespół z wszechpotężnymi mediami niszczą Bogu ducha winną jednostkę, a czynią to tylko dla statystycznych wyników. Jednocześnie, na co wskazuje już sam epilog, którego oczywiście w tym miejscu nie będę zdradzał, ocala wartości, które ufundowały ten kraj i zwraca wiarę jednostki w ostateczną sprawiedliwość. Reżyser jest jednym z nielicznych w Hollywood zwolenników Partii Republikańskiej i owa prawicowo-konserwatywna perspektywa jest tutaj silnie obecna.
Eastwood wybrał zresztą dość szczególny moment, który staje się punktem odniesienia dla współczesności, która – choć nie tak odległa (zaledwie 24 lata od tragicznego wydarzenia) – to jednak stanowi już dziś zamkniętą historię, nijak ma się do późniejszych zmian determinujących czasy, w których obecnie żyjemy. Otóż rok 1996 r. zdarzył się przed zamachami z 11 września, a jednocześnie w sytuacji, w której nośnikiem informacji były tradycyjne media drukowane. Figura bezwzględnej dziennikarki granej przez Olivię Wilde może wydawać się trochę przerysowana, jednak w jakiejś mierze odzwierciedla modus operandi dziennikarzy sprzed ery internetowej.
Richard Jewell to dziwny film, zwłaszcza bowiem w jego pierwszej części miałem wrażenie, że oglądam komedię. To oczywiście w dużej mierze zasługa z kreacji Paula Waltera Hausera (znanego do tej pory głównie z drugoplanowej roli w głośnym Jestem najlepsza. Ja, Tonya), który wcielił się w tytułowego bohatera, ale też konkretnych zabiegów realizatorskich lokujących pewne humorystyczne sceny na osi fabularnej (vide brawurowo zmontowana sekwencja liczenia odległości w miejscu zamachu skorelowana z medalowym biegiem sprintera Michaela Johnsona; kłótnia funkcjonariuszy deliberujących o tym, która służba ze względu na swoją kognicję jest właściwa do prowadzenia sprawy). Świetnie napisano postać zadziornego i energicznego prawnika granego przez Sama Rockwella. Kontrapunktem dla niego jest zatroskana twarz matki protagonistki w osobie może nieco na wyrost nominowanej do Oscara Kathy Bates. Richard Jewell to obraz iście amerykański z jeszcze jednego powodu. W kraju, który tak stawia na indywidualny sukces, mało reprezentatywny życiowy nieudacznik mieszkający z matką nie wpisuje się w komiksowy wizerunek herosa i dlatego winien być unicestwiony. Niezależnie od tego jednak, co spotkało skromnego ochroniarza z Atlanty marzącego o karierze policjanta, w ocenie Eastwooda Stany Zjednoczone to wciąż najlepszy kraj do życia, w którym prawda zwycięża. To, czy wypada nam się z tym zgodzić, to inna sprawa. Grunt, że stary mistrz swoją narrację prezentuje w przejmującej i angażującej fabularnie formie.
Radca prawny i politolog, hobbystycznie kinofil - miłośnik stołecznych kin studyjnych, w których ma swoje ulubione miejsca. Admirator festiwali filmowych, ze szczególnym uwzględnieniem Millenium Docs Against Gravity, 5 Smaków, Afrykamery, Ukrainy. Festiwalu Filmowego.
Na tej stronie wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Więcej informacji znajdziesz w polityce prywatności. Czy zgadzasz się na wykorzystywanie plików cookies? ZGADZAM SIĘ
Manage consent
Privacy Overview
This website uses cookies to improve your experience while you navigate through the website. Out of these, the cookies that are categorized as necessary are stored on your browser as they are essential for the working of basic functionalities of the website. We also use third-party cookies that help us analyze and understand how you use this website. These cookies will be stored in your browser only with your consent. You also have the option to opt-out of these cookies. But opting out of some of these cookies may affect your browsing experience.
Necessary cookies are absolutely essential for the website to function properly. This category only includes cookies that ensures basic functionalities and security features of the website. These cookies do not store any personal information.
Any cookies that may not be particularly necessary for the website to function and is used specifically to collect user personal data via analytics, ads, other embedded contents are termed as non-necessary cookies. It is mandatory to procure user consent prior to running these cookies on your website.