the letdown

Spadek formy – „The Letdown”, sezon 2 [recenzja]

The Letdown, czyli serial opowiadający o świeżo upieczonej mamie i jej koleżankach z grupy wsparcia, powróciło z drugim sezonem. Co słychać u Audrey i jej córeczki Stevie? Czy historia, która przekonała mnie do siebie w drugim sezonie, trzyma poziom i warto poświęcić jej czas? Pod koniec pierwszego sezonu w życiu głównej bohaterki zachodziło wiele zmian – czy więc drugi sezon będzie ze względu na nie zupełnie inny?

Przed przystąpieniem do seansu byłam niemal pewna, że akcja będzie się działa w Adelaide, gdzie partner Audrey i zarazem ojciec Stevie, dostał pracę. Domyślałam się więc również, że wokół bohaterki pojawią się nowi ludzie, nowi przyjaciele, nowe wyzwania i nowe… problemy – bo tych w życiu kobiety zdawało się nigdy nie brakować. Tymczasem sezon drugi dzieje się w czasie, kiedy rodzina dopiero planuje przeprowadzkę, jednocześnie próbując swoich sił w utrzymaniu związku na odległość. Jeremy bowiem już jest na miejscu, a Audrey z córką mają w odpowiednim czasie do niego dojechać. Skoro miejsce akcji pozostaje to samo – powracają znani nam bohaterowie. Ruben i Ester zastanawiają się nad drugim dzieckiem, dla Barbary ukojeniem w dniu zdominowanym przez dzieci staje się alkohol, Sophie nagle zaczął dopisywać seksualny apetyt, a Martha zaczyna umawiać się na randki przez portal społecznościowy.

Stevie ma już roczek, w związku z czym Audrey ma nieco więcej czasu dla siebie. Jej córeczka częściej może zostać pod opieką, na przykład babci, choć nawyki, których ta uczy wnuczkę, nie do końca podobają się głównej bohaterce. Wiek Stevie wpływa na to, że wachlarz problemów i życiowych sytuacji staje się szerszy, nie jest już bowiem ograniczony do tematyki macierzyństwa. Czy jednak wychodzi to serialowi na dobre? Moim zdaniem nie do końca. O ile pierwszy sezon bardzo mi się podobał, był czymś świeżym i zabawnym, o tyle kolejna odsłona australijskiej produkcji jakoś nie do końca do mnie przemawia. Brakuje w niej zdecydowanie humoru, który zszedł na drugi plan, na pierwszy wypychając obyczajowe oblicze serialu. I oczywiście nie byłoby w tym nic złego, gdyby owo oblicze było interesujące, a sam serial na tyle wciągający, by z zapałem oglądać odcinek za odcinkiem. Niestety The Letdown w drugiej odsłonie daleko do czegoś takiego.

Przyznaję, że najbardziej zawiodła mnie kreacja głównej bohaterki. Audrey z nietypowej, oryginalnej i roztrzepanej bohaterki zmienia się dość szybko w postać, która irytuje niemal na każdym kroku. O ile w pierwszym sezonie jej poczucie presji, by nie zostawać w tyle za innymi matkami, czy innymi ludźmi w ogóle, było nawet zabawne, o tyle w drugim osiąga ten poziom, w którym tylko irytuje. Z feministki z poczuciem humoru zamienia się w hipokrytkę, której wybory życiowe powinny być również wyborami innych ludzi – zwłaszcza znajomych. Nie taką Audrey polubiłam, a ponieważ jest ona w centrum serialu, produkcję ogląda się dużo gorzej po takiej zmianie, jaką przechodzi charakter bohaterki. To z kolei wpłynęło na to, że o wiele bardziej ciekawiły mnie wątki innych kobiet z grupy wsparcia i szkoda, że nie zostały przedstawione bardziej szczegółowo i wyraziście. Przez to bowiem, że to Audrey zabiera większość czasu antenowego, wątki z Barbarą, Sophie, Rubenem, Ester i Marthą są jedynie „liźnięte”, a szkoda, bo mogłyby być naprawdę ciekawe.

Aktorsko serial wypada na szczęście bardzo dobrze, podobnie jak to miało miejsce w pierwszym sezonie. The Letdown ma tę przewagę nad wieloma innymi serialami, że – podobnie jak to było w niestety skasowanym już Togetherness – nie tylko jest bardzo życiowy i “normalny”, ale również aktorzy współgrają z tą konwencją, grając niesamowicie naturalnie, co sprawia, że mamy wrażenie, jakbyśmy podglądali czyjeś życie. Prawdziwe, nie zmyślone. Alison Bell świetnie sprawdza się w roli Audrey, stając się koleżanką, której problemy podglądamy, kobietą, jaką jesteśmy lub mogłybyśmy być, a nie tą idealną, którą chcemy się stać. Do tego należą się brawa za to, że głównej bohaterce daleko do ekranowej piękności, a w serialu nie zapomnieli o tym, że jako mama rocznej córeczki zazwyczaj nie ma czasu ani zadbać o makijaż, ani o włosy. Niemniej jednak nadal uważam, że drugi sezon mocno obniżył loty serialu i czuję się troszkę zawiedziona po obejrzeniu tych sześciu króciutkich epizodów.

Druga odsłona The Letdown skończyła się w taki sposób, że raczej zamyka historię i szczerze wątpię, by miał powstać kolejny sezon. Biorąc pod uwagę, że był on w moim odczuciu gorszy od pierwszego – może to i dobrze? Zabrakło gdzieś tej świeżości i tego komediowego sznytu, który przecież z wątkami obyczajowymi wcale się nie muszą wykluczać. Jeżeli czytaliście na naszym portalu pierwszy odcinek Pojedynku seriali, to wiecie, że porównywałam tam omawiany tu serial z produkcją Pracujące mamy – obu tych tytułów były wtedy dostępne na Netflixie jedynie pierwsze sezony. Wtedy na wyimaginowanym ringu wygrało The Letdown, jednak po obejrzeniu drugiego sezonu zarówno produkcji australijskiej, jak i kanadyjskiej, muszę stwierdzić, że Pracujące mamy – przynajmniej w tym drugim sezonie – prześcigają The Letdown. Zarówno jeśli chodzi o wątki komediowe, jak i obyczajowe; serial ten zresztą świetnie łączy jedno z drugim.

Nadal polecam oczywiście seans serialu The Letdown, bo nawet po gorszym sezonie drugim uważam go za wartościowy tytuł, jednak nieco się zawiodłam na kontynuacji. Kto wie – może jednak powstanie kolejny sezon i wynagrodzi mi słabostki poprzedniego?

PS Jeśli czyta to ktoś z załogi polskiego Netflixa, to dodam tylko, że nie należy oceniać płci dziecka, po imieniu ;). Wbrew temu, co jest napisane w opisie pierwszego odcinka drugiego sezonu – Stevie to dziewczynka.

Fot.: Netflix

the letdown

Write a Review

Opublikowane przez

Sylwia Sekret

Redaktorka naczelna i współzałożycielka Głosu Kultury. Absolwentka dyskursu publicznego na Uniwersytecie Śląskim (co brzmi równie bezużytecznie, jak okazało się, że jest w rzeczywistości). Uwielbia pisać i chyba właśnie to w życiu wychodzi jej najlepiej. Kocha komiksy, choć miłość ta przyszła z czasem. Zimą ogląda skoki narciarskie, a latem do czytania musi mieć świeży słonecznik.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *