Devs

Zmartwychwstaniemy – Alex Garland – „Devs” [recenzja]

Serial Devs – w reżyserii wizjonera kina sci-fi Alexa Garlanda – hipnotyzuje od pierwszych chwil. Wciąga i nie puszcza. Aż do finału. Obłędnie piękne zdjęcia, niepokojąca muzyka i intrygujące dialogi kreują transową opowieść o naturze rzeczywistości. Jest tu wszystko, co powinno się znaleźć w szanującym się egzystencjalnym sci-fi. Pytania o determinizm, wolną wolę i nieodwracalność śmierci. Narracja aż pęka od kontekstów religijnych i filozoficznych. Jest i grzech pierworodny, i zmartwychwstanie. A wszystko to w otoczce fizyki kwantowej, symulacji i zabaw w Boga.

Fabuła w bardziej niż udany sposób, łączy elementy kina sci-fi i thrillera, ocierając się momentami o traktat filozoficzny, bombardując technologicznym wizjonerstwem i zachwycając muzyką. Akcja Devs rozgrywa się w bliżej nieokreślonej przyszłości w otoczeniu złowrogiej korporacji Amaya. Istnienie Amayi już z daleka zapowiada rzeźba dziewczynki rozmiarów, mniej więcej, Chrystusa z Rio. Pracuje tam w charakterze inżynierów-programistów para głównych bohaterów.

Devs

Przynajmniej chwilowo głównych, bo chłopak imieniem Sergej szybko i niespodziewanie zostaje pozbawiony życia. Czynności pozbawiania życia towarzyszy, godny filozoficznych traktatów, wywód o deterministycznym i bezbożnym wszechświecie, nieuchronności losu i ciągu przyczynowo-skutkowym prowadzącym do tej właśnie, a nie innej wersji rzeczywistości.

Metafizyczny traktat

Ta scena to  Devs w pigułce. Podszyte metafizyką rozmowy o prawach fizyki determinujących losy zarówno jednostki, jak i świata, naukowy traktat o technologiach coraz wspanialszych i coraz straszniejszych, teorie które w rękach genialnych i szczęśliwie pozbawionych etycznych niepokojów, wizjonerów przestają być jedynie teoriami, filozoficzne pytania o sens wolnej woli i determinizm społeczny.

A jakby tego wszystkiego było mało – międzynarodowe szpiegostwo gospodarcze, samowola korporacji, które pozbawione instytucjonalnego nadzoru coraz śmielej poczynają sobie w dziedzinie igrania z prawami fizyki, teorie kwantowe. Wszystko to okraszone autentycznie trzymającym w napięciu klimatem jak z horroru. Atmosfera nieustannego zagrożenia jest wybitnie gęsta, a scena morderstwa otwierająca serial to zaledwie początek zaskoczeń i niespodzianek. W kolejnych odcinkach odwiedzimy bowiem istną pracownię alchemika i będziemy świadkami cudów, oczywiście objaśnionych z naukową precyzją i filozoficznym naddatkiem. Devs, wbrew pozorom, nie jest zimnym futurystycznym thrillerem. To melancholijna opowieść o stracie, żałobie i pragnieniu powrotu do mitycznego raju.

Devs

Wieloświaty

Za sprawą Devs zwiedzimy różne światy i będziemy przemierzać czas. Balansując przy tym na granicy jawy i snu. Alex Garland wyjątkowo sprytnie igra z widzem, budując różne linie czasowe, zmieniając optykę i tworząc atmosferę zarazem senną i niepokojącą. Sedno tajemnicy odsłaniane jest przed widzem niespiesznie, wzmagając tylko napięcie i intrygując do samego końca. Dodam, że cała ta metafizyczna otoczka towarzyszy kryminalnej intrydze o wymiarze międzynarodowym, którą próbuje rozwikłać dziewczyna Sergeja, Lily. Nie wierzy ona w oficjalną przyczynę śmierci i usiłuje dojść do prawdy na własną rękę. Oczywiście nie podejrzewając, w co wdepnie i z czym przyjdzie się jej zmierzyć.

Devs raczej nie jest serialem, który można oglądać jednym okiem. Fabuła wymaga od widza nieustannego skupienia. Twórcy wprost bombardują tropami, zarzucają wątkami i notorycznie wyprowadzają nas w pole. Odcinki mijają dosłownie w mgnieniu oka także za sprawą fascynujących bohaterów. 

Devs

Forest

Prym w tej kategorii wiedzie dotknięty osobistą tragedią i owładnięty niebezpieczną obsesją, szef wizjonerskiego i objętego najściślejszą tajemnicą projektu o nazwie DevsForest, którego poznajemy, gdy z sobie tylko wiadomych przyczyn, bawi się w Boga. Jest to bohater w równym stopniu genialny, co przerażający. Postać niesłychanie niejednoznaczna, w czym ogromna zasługa świetnego Nicka Offermana, wiarygodnie kreującego człowieka będącego zakładnikiem osobistej tragedii, targanego poczuciem winy, który znajduje ulgę w głoszonych przez siebie wywodach o iluzji wolnej woli i życiu pozornie tylko chaotycznym, w swojej istocie zaś zdeterminowanym prawami fizyki. 

Devs wciąga i angażuje. Także za sprawą hipnotyzującej muzyki i atmosfery sennego koszmaru. Jest intrygująco, klimatycznie i złowrogo. Jednak ostrzegam: serial działa wybitnie uzależniająco, stawia niełatwe pytania i konsekwentnie utrzymuje klimat tajemnicy, nie oferując w zamian jednoznacznych rozwiązań. Również fabularnych. Mamy do czynienia z filmowym wywodem o ciągach zero-jedynkowych, porządkujących świat czy raczej wszystkie możliwe światy i wszelkie linie czasowe. O ludziach – niewolnikach ustalonych scenariuszy i życiu będącym w istocie symulacją.

Paradoksalnie Devs jest opowieścią niosącą pocieszenie i nadzieję. Akt nieposłuszeństwa, którego dopuści się Lily, zostanie zinterpretowany jako grzech pierworodny. Akt założycielski, kamień węgielny, na którym zbudowany zostanie nowy świat. Poniekąd będący rajem. Nieważne, że sztucznym. Jednak opowiadanie o Devs nie zastąpi obejrzenia Devs. Po seansie można mieć pewność tylko co do jednego – zmartwychwstaniemy. 

Fot. HBO Go


Przeczytaj także:

Recenzja serialu Sukcesja

Recenzja komiksu Judasz

Devs

Write a Review

Opublikowane przez
Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *