Trochę na wyrost – Maria Ernestam – „Córki marionetek” [recenzja]

Bardzo często wydawnicze propozycje opatrzone są szumnymi opisami informującymi czytelnika, że oto ma do czynienia z nowym mistrzem kryminału, z arcydziełem literackim, bądź że cała rodzina Stephena Kinga czyta powieści autora, którego najnowsze dzieło ma w ręku. Często też okazuje się, że takie rekomendacje nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. „Córki marionetek” wg wydawcy zasłużyły na opinię „literackiego majstersztyku”. Czy słusznie?

Do sięgnięcia po tę pozycję nie zachęciła mnie jednak opinia wydawnictwa, a opis fabuły. Miałam nadzieję na dobrze napisaną powieść, która wywoła we mnie konkretne emocje, jakich można oczekiwać po thrillerze psychologicznym. Biorąc również pod uwagę, że książka inspirowana jest prawdziwymi wydarzeniami, oczekiwałam, iż w jakiś sposób mną wstrząśnie. Czy Marii Ernestam to się udało?

Akcja powieści toczy się w małym miasteczku gdzieś w Szwecji w czasach współczesnych, które przeplatają się z wydarzeniami z przeszłości. Główna bohaterka, Mariana, od wielu lat z zaangażowaniem prowadzi sklep z zabawkami. Wiedzie poukładane życie, pomimo iż w pamięci wciąż ma wspomnienie potwornego morderstwa jej ojca. Jej spokój zostaje przerwany, kiedy w miasteczku pojawia się Amnon Goldstein, pewien tajemniczy nieznajomy mający odrestaurować starą piekarnię.

Zaletą książki są jej bohaterowie. Żaden z uczestników fabuły nie jest płaski, ma w sobie coś interesującego, jak choćby Amnon Goldstein. Amerykanin jest jedną z pierwszoplanowych postaci i dość niejednoznaczną. Jego wizycie w miasteczku towarzyszą dziwne sytuacje, przez co większość mieszkańców nie jest pozytywnie do niego nastawiona. Jest owiany aurą tajemniczości, co nieźle buduje klimat książki. Jednak centralną bohaterką powieści jest Mariana. To ona jest narratorką i z jej perspektywy opowiadana jest fabuła. To osoba przede wszystkim ciepła i empatyczna, jednak kiedy zachowanie mieszkańców miasteczka ją dotyka, potrafi bez pardonu je wytknąć.

Niewątpliwie mocną stroną „Córek” są również opisy. Czytając o niemal magicznym sklepie Mariany, miałam ochotę choć przez chwilę się w nim znaleźć; uczłowieczyć marionetki, nastawić pozytywkę, przeczytać baśnie. Pospacerować chwilę po plaży, pozdrowić przechodniów i zjeść coś pysznego z piekarni Eleny. Ten niemal baśniowy obraz jest niezłym kontrastem dla nieprzyjemnych wydarzeń i mrocznej przeszłości.

A owych wydarzeń w książce nie brakuje. Jednak za dużo jest tropów prowadzących donikąd, za dużo wątków nie mających istotnego znaczenia w rozwiązaniu zagadki przybycia Amnona do miasteczka i trupa znalezionego trzydzieści lat wcześniej. Owszem, buduje to nastrój i wprowadza pewien element napięcia, ja jednak nie jestem zwolenniczką takiego rozwiązania. Wolałabym móc sama się domyślać, co ewentualnie się stało, mieć więcej wskazówek, a i tak być zaskoczona. Zabrakło mi tego, co stosowała w swoich książkach Agatha Christie, czyli podkładania fałszywych tropów mających jednak związek z głównym wątkiem i w końcu dających rozwiązanie zagadki, unikając jednak wrażenia przewidywalności. Tutaj otrzymujemy praktycznie gotowe rozwiązanie.

Thriller psychologiczny powinien krok po kroku prowadzić czytelnika do rozwiązania głównego problemu. Takim jest tu morderstwo sprzed trzydziestu lat. Jednak autorka bardziej skupiła się na ukazaniu relacji międzyludzkich, w efekcie mających mało wspólnego z głównym wątkiem. Dużo dowiadujemy się o współczesnych mieszkańcach miasteczka, ich aktualnych zajęciach, emocjach, w związku z czym w pewnym momencie można mieć wrażenie, że czyta się powieść obyczajową, a nie thriller psychologiczny.

Choć książkę czytało się dość przyjemnie, zabrakło mi jednak czegoś, co by mną wstrząsnęło. Wątki, które zapowiadały się ciekawie, zostały rozwiązane w nieco rozczarowujący sposób, stąd też moje ogólne wrażenia po przeczytaniu „Córek marionetek” nie są ani wyraźnie pozytywne, ani negatywne. Minusy są dość dobrze równoważone przez plusy, stąd trudno mi tę książkę ocenić jednoznacznie. Czytając ją, nie czułam  znudzenia, ale też żadnego szczególnego napięcia, którego oczekiwałam. Nie uważam więc, aby opinia wydawcy, jakoby czytelnik miał w ręku „literacki majstersztyk” była do końca słuszna.

Fot.: czwartastrona.pl

Write a Review

Opublikowane przez
Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *