A Ty na punkcie czego masz obsesję? – Rachel Lambert – „Czasem myślę o umieraniu”

Kino niezależne pozwala pokazać rąbek świata w sposób nietypowy, kameralny, niekiedy abstrakcyjny. Czasem myślę o umieraniu to właśnie taki niezależny obraz, który zbiera te sposoby kreacji świata i umieszcza w nim najbardziej wycofaną i szarą osobę świata, która snuje się na ekranie, obnażając jednak bardzo ciekawy koncept świata, naprawdę do bólu zbliżony do realnego. Jedyną rzeczą nierealną i wyimaginowaną są fantazje Fran, naszej bohaterki. Jednak gdyby zostały ziszczone, stałyby się do bólu prawdziwe i realne właśnie. Bo co jak co, ale śmierć jest jedyną niezbywalną i najprawdziwszą rzeczą w naszym życiu. Czeka przecież każdego. Być może nie każdego w sposób wyobrażony przez bohaterkę, ale po seansie filmu zrozumiemy, że sposób na śmierć był dla niej najbardziej barwną częścią jej szarego i ponurego dotychczasowego życia. Zapraszam do lektury recenzji filmu, który Głos Kultury objął patronatem medialnym, a na polskie ekrany wprowadziła Aurora Films.

Rozpoczynając seans Czasem myślę o umieraniu, wkraczamy w świat kameralnego, dość minimalistycznego kina. Dużo więcej mówią nam tutaj powolne sekwencje obrazów niż słowa, których jest tutaj bardzo niewiele. Widzimy baśniowy krajobraz, nadmorskie miasteczko, ale wszystko to skąpane jest w jakiejś szarości, co powoli nastawia nas na odbiór filmu. Ale nie wszystko w filmie Czasem myślę o umieraniu jest takie, jak się wydaje, a ta pozorna nijakość świata będzie miała też odbicie w tym, co dzieje się na ekranie.

Bohaterka, Fran (Daisy Ridley znana z Gwiezdnych Wojen), niedbale rzuca kurtkę na krzesło, wchodząc do biura, w którym pracuje. Widać, że nie ma tu żadnych zażyłych znajomości, jest wycofana i raczej jest obserwatorką niż uczestniczką wydarzeń. Po chwili uświadamiamy sobie też, że Fran wpada w świadomy stan marzeń na jawie, a jej dysocjacje dotyczą wcale nie miłych w potocznym rozumieniu zdarzeń, ale właśnie rzeczy ostatecznych, bo bohaterka marzy o śmierci. Oddaje się fantazjom o tym, jak to byłoby zginąć na wiele różnych sposobów, a jej kreatywność w tej materii zdaje się nie mieć żadnych ograniczeń.

Po bohaterce widać, że czuje się mocno przytłoczona w miejscu pracy, w którym zapewne pracuje już dość długo, a w scenach ze spotkania pracowników wygląda, jakby naprawdę planowała samobójstwo. Atmosfera jest drętwa, żarty wymuszone, a różni ludzie zmuszeni przebywać razem, co najmniej przez 8 godzin dziennie, właściwie wcale się nie znają, co dodatkowo pogłębia dziwne wrażenie bycia niedopasowanym.

Kiedy zaczyna korespondencję (o materiałach biurowych) z nowo zatrudnionym Dougiem, coś jakby się zaczyna dziać, a nudna biurowa egzystencja nabiera nowych odcieni.

Fran nadal wyobraża sobie siebie jako martwą, oblężoną przez różne robactwo, leżącą w lesie bez życia, ale jej egzystencja przynajmniej została przerwana jakąś nowością, co w tym przypadku oznacza rozpoczęcie relacji, co wcześniej wydawało się niemożliwe. Na tym etapie filmu też nie wiemy, co sprawia, że kobieta jest aż tak wycofana. Być może jest nieneurotypowa lub ma za sobą jakieś trudne doświadczenia, a być może jest aż tak znudzona lub popadła w depresję? A może po prostu jest zwykłym, szarym człowiekiem? Można doszukiwać się wszelakich odpowiedzi na to pytanie, ale czy jest sens je zadawać i czy cokolwiek zmienią? Bohaterka jest, jaka jest, i tak naprawdę obserwujemy jej podejście do życia i zmianę, jaka następuje pod wpływem nowego bodźca, a więc tutaj jest to nowa znajomość. I niekoniecznie chodzi tutaj o relację romantyczną, ale jakiekolwiek „pokrewieństwo dusz”  i wspólne zainteresowania, które ją i Douga mogą połączyć.

A ty na punkcie czego masz obsesję? – pyta Doug Fran, opowiadając o filmach i muzyce filmowej.

I choć wydaje się, że Fran to taka szara myszka z prawdziwego zdarzenia, która o sobie samej mówi, że jest nudna, to jak każdy z nas skrywa w sobie coś ciekawego, co ją wyróżnia, co czyni interesującą.

Nie będzie w Czasem myślę o umieraniu spektakularnej zmiany jej osobowości i wydarzeń, które doprowadzą do metamorfozy kobiety. Wszystko w obrazie dzieje się na bardzo subtelnym poziomie, a zmiany trzeba zauważać, mocno mrużąc oczy.

Opowieść filmowa w Czasem myślę o umieraniu mówi o ludziach, których oglądamy dookoła siebie, mijamy w metrze, w autobusie, na biurowym korytarzu. Ludzi spokojnych i wycofanych, raczej zamkniętych w sobie, typowych introwertyków. To im poświęcona jest uwaga.

Film powstał na podstawie sztuki Killers Kevina Armento i jest dość nostalgiczną, trochę romantyczną, ale także tajemniczą historią o nijakiej bohaterce, która ma powody do tego, by siedzieć na uboczu, nie pokazywać się i nie udzielać. Przede wszystkim kontakty z ludźmi nie są dla niej wygodne; niekoniecznie ją przerażają, ale raczej powodują spory dyskomfort, czym prędzej więc szuka wokół siebie wymówek do ucieczki od tych relacji. W pewien sposób jej mechanizmem jest dysocjacja w świat śmierci i umierania właśnie. Fran fantazjuje o tej części swojego życia, która na pewno się spełni, co też dodaje jej dreszczyku emocji.

Można umiejscowić Czasem myślę o umieraniu także w granicy komedii i dramatu, który w niewyrażony wprost (o dziwo) sposób rozprawia o depresji. Do tego wszystkiego to subtelna historia o lękach społecznych i potrzebie kontaktu z innym człowiekiem, choć, tak jak już wspominałam wyżej, relacjonowana ze strony zgoła innej niż zawsze, bo od strony bohaterki dość nudnej jak na filmowe standardy.

W pewnym momencie filmu następuje jednak ten moment przełomowy, delikatny i nic nieznaczący w szerszej perspektywie, ale znaczący dla jednostki, dla bohaterki. Próba wyjścia poza strefę, w której czuje się komfortowo, polega na pójściu na wieczór towarzyski i przełamaniu się, by wytrzymać z ludźmi, rozmawiać, a nawet grać w grę towarzyską! I okazuje się, że nawet Fran jest w czymś dobra. U bohaterki następuje pewna refleksja, gdyż pozostając nadal w swoim wnętrzu, fantazjując jedynie, już nawet nie o życiu, lecz o śmierci, jak w jej przypadku, wiele traci. A już na pewno traci możliwość bycia ważną dla kogoś i tworzenia relacji, która jest zapewne znacznie zdrowsza niż jej podążanie za wyimaginowanym światem, w którym ginie na wiele sposobów. Obraz Rachel Lambert daje tym samym poczucie ciepła, jakiegoś otulenia, dla wszystkich tych, którzy boją się zmian i boją się wyjść ze swojej skorupy. Czasami warto, o czym przekonuje się Fran, wpuścić kogoś do swojego świata i podzielić się tym, co w nas dobre, i co dla nas ważne.

Fot.: Aurora Films

 

Overview

Ocena
7 / 10
7

Write a Review

Opublikowane przez

Anna Sroka-Czyżewska

Na zakurzonych bibliotecznych półkach odkrycie pulpowego horroru wprowadziło mnie w świat literackich i filmowych fascynacji tym gatunkiem, a groza pozostaje niezmiennie w kręgu moich czytelniczych oraz recenzenckich zainteresowań. Najbardziej lubię to, co klasyczne, a w literaturze poszukuje po prostu emocji.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *