Alan Wake II - recenzja gry

Noc bez nocy – Remedy Entertainment – „Alan Wake II”

Remedy Entertainment rozpieszcza nas każdym kolejnym tytułem, lecz tym razem zdolni Finowie przeszli samych siebie. Ich najnowsza produkcja, będąca kontynuacją hitu z 2010 roku, to tytuł totalny – mistrzostwo narracji, stylu i spójności pieczołowicie budowanego uniwersum. Alan Wake II to nie tylko sequel, to zwieńczenie dotychczasowych historii, które wyszły wprost z umysłu Sama Lake’a – a zapewniam Was, że wnętrze jego głowy pełne jest niepokojących obrazów.

Tytułowego Alana Wake’a zostawiliśmy 13 lat temu, w momencie, kiedy, ratując swoją żonę Alice, zniknął w odmętach jeziora Cauldron, wygłaszając przy tym enigmatyczne zdanie: To nie jezioro, to ocean. Dokładnie po upływie tego czasu (zarówno w świecie gry, jak i w naszym) rozpoczyna się część druga, rzucając nas od razu na głęboką wodę. Dla każdego, kto widział zwiastuny, nie będzie zaskoczeniem, że w grze przyjdzie nam śledzić losy dwójki protagonistów – Alana, słynnego zaginionego pisarza, oraz Sagi Anderson, agentki FBI próbującej rozwikłać śledztwo dotyczące tajemniczych morderstw w okolicach miasteczka Bright Falls. Jednak pierwsze zetknięcie z rozgrywką może wywołać lekkie zdziwienie, nie dostaniemy bowiem w swoje ręce żadnej z wymienionych postaci. Sam Lake lubi szokować, dlatego też inicjacją jest widok nagiego, otyłego mężczyzny, wyrzuconego na brzeg jeziora pewnej deszczowej nocy. To właśnie nim przyjdzie nam sterować przez kilka minut prologu – aż do jego nieuniknionej śmierci z rąk tajemniczych postaci noszących maski jeleni.

Alan Wake II - screen z gry

To morderstwo stanowi punkt wyjścia do przybycia dwójki agentów federalnych do miasteczka, w celu przejęcia śledztwa z rąk lokalnych władz. Na miejscu zbrodni pojawia się Saga Anderson, wraz ze swoim partnerem, Alexem Caseyem (w tej roli Sam Lake we własnej osobie, który ponownie przemawia głosem Jamesa McCaffreya – co na pewno wywoła szybsze bicie serca fanów oryginalnego Maxa Payne’a). Dwójka agentów od razu przechodzi do rzeczy, badając okaleczone zwłoki pozostawione w lesie. W tym momencie poznajemy też pewną specjalną zdolność Sagi – bohaterka może w każdej chwili udać się do specjalnego miejsca w swoim umyśle, gdzie swobodnie łączy fakty dotyczące śledztwa, rozmieszczone na ogromnej tablicy.

Alan Wake II - screen z gry

Od tego momentu sprawy zaczynają przybierać coraz dziwniejszy i mroczniejszy obrót, a kiedy rozgrywka przełączy się już z wątku Sagi na wątek Alana, wszyscy ci stęsknieni za tym uniwersum gracze poczują się jak w domu, odnajdując się w przytulnych koszmarach Leża Mroku. Ja w każdym razie na pewno tęskniłem za tym niesamowitym klimatem, którego trochę można było zasmakować we wcześniejszej grze Remedy – Control, to jednak nie było do końca to samo (mimo że tytuł ten również stanowi część świata Alana Wake’a i w „dwójce” znajdziemy sporo motywów znanych z tej produkcji – z dozorcą Ahtim na czele). I o ile część pierwsza mocno przywodziła na myśl twórczość Stephena Kinga, o tyle kontynuacja to już czysty list miłosny do Davida Lyncha i Marka Frosta. Skojarzenia z Miasteczkiem Twin Peaks (zarówno tym oryginalnym, jak i powrotem po latach) nasuwają się same. Agenci FBI, tajemnicze morderstwa i zniknięcia ludzi, zwyczajne przedmioty posiadające niezwykłe moce, złe sobowtóry i Leże Mroku, które niczym Czarna Chata więziło naszego bohatera przez wszystkie te lata. A do tego wszystkiego ogromna dawka niepokojących, często nakładających się na siebie kadrów, wyjętych wprost z sennych majaków. Widać też ogromny budżet włożony w tę grę – już abstrahując od grafiki, która jest na bardzo wysokim poziomie, to filmowe wstawki, nakręcone z żywymi aktorami, stanowią iście genialny zabieg, jeszcze bardziej wciągający w opowieść.

Alan Wake II - kadr z gry

Czy wspomniałem już o muzyce? Gdyż jest to także jeden z nieodłącznych elementów gier Remedy. I to nie byle jaka muzyka, ale kopiący tyłki, fiński metal w wykonaniu, a jakże, Old Gods of Asgard – znanego z pierwszej części fikcyjnego zespołu, w którego skład wchodzą skandynawscy bogowie (choć tak naprawdę to kapela Poets of the Fall pod przykrywką). Co prawda jedyni pozostali przy życiu członkowie – Odyn (wokal, bas) i Tor (bębny) – to już staruszkowie, spędzający swoją jesień życia w domu spokojnej starości Valhalla, raczący się wspomnieniami zaprawionymi samogonem. Kiedy jednak przychodzi potrzeba, nadal potrafią dać koncert, który wykopie nadciągającą Ciemność na orbitę. Old Gods of Asgard stanowią też element jednego z najlepszych i najbardziej odjechanych wątków, z jakimi miałem do czynienia w grach. Nie chciałbym tutaj zdradzić za dużo, ale zapamiętajcie jedno – Herald of Darkness (znany także nieformalnie jako Alan Wake – Musical) to coś, co mógłbym oglądać w pełnometrażowym formacie. Codziennie.

Alan Wake II - screen z gry

Nad całością rozbrzmiewa również powracający refren – Yötön Yö (czyli po fińsku „Nocy bez nocy”)– czy to w formie poetyckiej piosenki śpiewanej przez Ahtiego i jego zespół The Janitors, czy fikcyjnego filmu, którego plakaty oglądamy na ścianach wielu lokacji w trakcie całej rozgrywki (w pewnym momencie możemy nawet ten film obejrzeć w całości). Yötön Yö jest także fantastycznym zabiegiem narracyjnym, spajającym przenikające się światy i opowieści, w których nie jest do końca jasne, czy to jeszcze rzeczywistość, czy już koszmar wywołany przez Ducha Mroku. To coś, co będziecie nucić przed snem, jeśli spędzicie zbyt wiele czasu w świecie gry (oczywiście pod warunkiem, że melodia ta wygra z innym, wspomnianym już wcześniej earwormem od Starych Bogów Asgardu).

Alan Wake II - screen z gry

Alan Wake II to z pewnością jeden z najlepszych tytułów AAA minionego roku. Wiadomo, że w dzisiejszych czasach giereczkowe blockbustery to nie są tanie rzeczy. Wiadomo również, że prędzej czy później (obstawiałbym, że raczej później) tytuł ten pojawi się na jakiejś wyprzedaży, lub trafi do Xboxowego Game Passa. Jeśli jednak szukacie gry, która wciągnie Was bez reszty, a przy okazji jesteście fanami Lyncha i Sama Lake’a, zapewniam z ręką na Pstrykaczu – warto! Ostrzegam tylko, że nie jest to produkcja dla graczy o słabych nerwach.

Fot.: Remedy Entertainment, screeny własne

Alan Wake II - recenzja gry

Moja ocena
10 / 10
10

Write a Review

Opublikowane przez

Michał Bębenek

Dziecko lat 80. Wychowany na komiksach Marvela, horrorach i kinie klasy B, które jest tak złe, że aż dobre. Aktualnie wiekowy student WoFiKi. Odpowiedzialny za sprawy techniczne związane z Głosem Kultury.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *