Koty Ultharu to kolejny, po W górach szaleństwa, mocno tematyczny zbiór opowiadań Lovecrafta, wydany przez Vesper. Antologia ta jest jednak dużo bardziej udana, bo o ile w poprzedniej podobne były nie tylko tematy opowiadań, ale i ich struktury, w czasie lektury nie sposób było nie zwrócić uwagi na powtarzalność pewnych schematów, motywów i opisów. W Kotach Ultharu jest zupełnie inaczej, bo poszczególne opowiadania różnią się od siebie w sposób bardziej znaczący, a dodatkowo są ułożone w taki sposób, że w kolejnych historiach pojawiają się nawiązania do poprzednich tekstów. Szczególnie widać to w przedostatnim, najdłuższym opowiadaniu, Ku nieznanemu Kadath śniąca się wędrówka, które jest dosłownie naszpikowane odniesieniami do wcześniejszych dzieł Lovecrafta ze zbioru i bez ich znajomości obcowanie z tym tekstem byłoby o wiele mniej ciekawe. Ostatnia historia dzieli natomiast z Ku nieznanemu Kadath… głównego bohatera i jest doskonałym zamknięciem analogii. Przynajmniej jeśli chodzi o opowiadania Cienia z Providence, ponieważ na czytelników czeka jeszcze (podobnie jak w publikacji W górach szaleństwa) posłowie Mikołaja Kołyszki, które bardzo obszernie próbuje wyjaśnić źródła motywów, pojawiających się w opowiadaniach ze zbioru, i stanowi ono wyśmienity dodatek do lektury całości.
Na Koty Ultharu składa się dziesięć, w znakomitej większości krótkich, opowiadań, których głównym motywem i tematem przewodnim są sny, a właściwie cała kraina lub nawet krainy snów. W mitologii Lovecrafta sny odgrywają niezwykle ważną rolę i bardzo często świat przedwiecznych istot i bogów oraz świat zwykłych, najczęściej niemających świadomości o ich istnieniu ludzi, przenika się właśnie tam. Poznamy więc historię Białego Statku, a właściwie człowieka, który chciał na jego pokładzie znaleźć legendarne, wspaniałe miasto. Będziemy towarzyszyć w wędrówce uczonego i jego ucznia, którzy postanowili wspiąć się na górę, na której można spotkać bogów Ziemi, mimo iż ci nie chcą być niepokojeni. Odkryjemy tajemnicę dziwnego, samotnego domu przy mglistych klifach Kingsport. Wreszcie usłyszymy mroczną historię miasta Sarnath i jego ataku na sąsiednie Ib, którego mieszkańcy czcili Bokrug – jednego z przedwiecznych. To tylko kilka z opowiadań, które znajdziemy w tym niezwykle ciekawym zbiorze.
Choć pewne zabiegi narracyjne i styl opisów mogą nie kojarzyć się na pierwszy rzut oka z Lovecraftem, to jednak nie sposób pomylić opowiadań z Kotów Ultharu z innym autorem. Przede wszystkim widać to po praktycznie zerowej liczbie klasycznych dialogów. Samotnik z Providence zdecydowanie nie lubił przedstawiać swoich wizji za ich pomocą, wolał długie i rozbudowane opisy i również w ich formie prezentował rozmowy bohaterów. Wydaje mi się, że ta cecha twórczości Lovecrafta jest jednym z głównych powodów, przez który niektórzy „odbijają się” od jego tekstów, a sama ich lektura nie jest lekkim pochłanianiem historii, tylko wędrówką, wymagającą pewnego czytelniczego wysiłku. Nie mniej oczywistą cechą opowiadań amerykańskiego pisarza był dla mnie wyraźnie zarysowany główny bohater, niezależnie, czy narracja prowadzona była z pierwszej, czy z trzeciej osoby. Dlatego zaskoczeniem i nowością był dla mnie natomiast fakt, że w dwóch opowiadaniach w zbiorze (Przyszła na Sarnath zagłada, Koty Ultharu) mamy bohatera zbiorowego.
Największą różnicę wobec klasycznych opowiadań Lovecrafta robi natomiast to, w jaki sposób i jakie miejsca opisuje samotnik z Providence w Kotach Ultharu. Nie doświadczymy tutaj tych mrocznych, monumentalnych „cyklopowych” budowli, tajemniczych ruin czy nawet klasycznych zabudowań Ameryki lat 20. Kraina snów przypomina często złudną idyllę, miasta olśniewające swoim pięknem i bogactwem, stojące w kontrze do brudnej i szarej rzeczywistości:
O Airo, miasto z marmuru i berylu, jakże liczne są twoje piękności! Jakże kochałem ciepłe i wonne gaje na drugim brzegu przejrzystej Nithry, i wodospady maleńkiej Kry, co płynęła przez bujną dolinę! W tych gajach i w tej dolinie dzieci plotły sobie wzajem wieńce, ja zaś o zmroku snułem dziwne marzenia pod drzewami yath na zboczu góry, spoglądając w dół na światła miasta i krętą Nithrę odbijającą wstęgę gwiazd.
Styl opisów świata przedstawionego, pojawiające się nazwy urzędów starożytnej Grecji czy Rzymu, nawiązania to tamtejszej mitologii i wspomniana wcześniej bardzo niecodzienna dla Lovecrafta narracja, skupiająca się na większym wycinku historii bez konkretnego, pojedynczego bohatera, a także ogromna kompleksowość i wielopoziomowość stworzonego przez niego świata, sprawiły, że czytając Koty Ultharu, czułem się momentami, jakbym obcował z czymś pomiędzy Mitologią Parandowskiego a Silmarillionem Tolkiena. Oczywiście uczucie niepokoju i grozy cały czas jest gdzieś obok, nawet jeśli w tych opowiadaniach jest jeszcze bardziej skryte czy nomen omen – uśpione. Kraina snów to dla bohaterów ucieczka, w której najczęściej zupełnie się zatracają, nie dbając o swoje życie poza snami, często cel ich wędrówki staje się obsesją, a meta oznacza stanięcie twarzą w twarz z przerażającą prawdą, której przez cały czas nie dostrzegali.
Koty Ultharu mogę z czystym sumieniem polecić każdemu fanowi twórczości Lovecrafta. Może nie jest to najlepszy zbiór opowiadań na początek przygody z klasykiem grozy (zwłaszcza że jest ona podana tutaj dość oszczędnie, ale też wyszukanie), ale dla kogoś, kto chce poszerzyć swoją wiedzę o mitologii, którą stworzył cień z Providence, a także doświadczyć nieco innego klimatu jego opowiadań, książka ta będzie doskonałym wyborem. Osobiście też uważam, że właśnie w takich krótszych opowiadaniach Lovecraft odnajdywał się najlepiej. Na duży ukłon (jak zwykle zresztą w przypadku wydawnictwa Vesper) zasługuje wydanie zbioru, co w szczególności jest zasługą ilustracji Krzysztofa Wrońskiego.
Fot.: Vesper