adamant

Z wierzchu uszkodzone – Nicholas Philibert – „Adamant”

A może to ja jestem w jakiś sposób szalona, tylko o tym nie wiem? A może to ja żyję w swoim wyimaginowanym świecie, tylko nie zdaję sobie z tego sprawy przez wzgląd na zaburzenia? A co, jeśli świat dookoła wygląda zupełnie inaczej, tylko ja widzę go w sposób odmienny niż cała reszta? Bo to ze mną jest coś nie tak… Ilu z Was miało lub miewa podobne myśli? Z pewnością niejedna osoba. Ja sama niejednokrotnie łapałam się na takich refleksjach i wcale nie były one formą żartu czy przekomarzania się. Jednak to inna myśl trwa w mojej głowie najmocniej i wydaje się najbardziej wiarygodna i najmniej pozbawiona sensu: wszyscy jesteśmy na swój sposób szaleni i wszyscy mamy prawo do takiej samej normalności. Stawianie granic i różnicowanie ze względu na stan psychiczny sprawdzi się wyłącznie przy doborze terapii czy leków. Nie jednak przy ocenie człowieka. W dokumencie zatytułowanym tak jak nazwa ośrodka, do którego zagląda, Adamant, poznamy wielu wspaniałych ludzi  –  rozwijających swoje pasje, empatycznych, dobrych, mądrych. I szybko przestaniemy zwracać uwagę na to, kto tam pracuje, a kto szuka ukojenia. 

Film Adamant wchodzi na ekrany polskich kin dzięki Aurora Films, a Głos Kultury objął produkcję patronatem medialnym.

adamant

Tytułowe Adamant to miejsce wyjątkowe pod każdym względem. Poznamy tu ludzi, którzy poprzez różne gałęzie sztuki pomagają sobie w codziennym życiu z różnego rodzaju zaburzeniami lub chorobami psychicznymi. Tworzą ubrania, grają na instrumentach, śpiewają, malują  –  wyrażają siebie, swoje życie, swoje wspomnienia, plany na przyszłość, lęki, tęsknoty, radości. W Adamant jest kolorowo, ale nie dzięki narzuconej przez rzeczywistość i prawa dokumentu scenografii, jak również nie przez zaburzenia bohaterów i ich szaleństwa (bo tak również ktoś mógłby pomyśleć). Nawet nie ze względu na pojawiające się co rusz obrazy, malunki czy farby. W Adamant  –  zarówno filmie, jak i ośrodku  –  jest kolorowo za sprawą radości i nadziei ludzi, którzy go zapełniają. Ich historie nierzadko pokrywa niemały cień  –  strata członków rodziny, niemożność opiekowania się najbliższymi  –  ale jest w nich chęć życia, pragnienie bycia ważną częścią świata, choćby nawet nikt poza nimi miał tego nie zauważyć. Są żywi, emanują ciepłem, dobrocią i  –  wbrew pozorom  –  spokojem. Spokojem większym niż ten, który zobaczymy na ulicach, w biurach, w szkołach, w parkach. W Adamant nurt jest spokojny, ale wartki, w żadnym razie mdły. 

adamant

Opowieść Nicholasa Philiberta nagrodzona Złotym Niedźwiedziem na Festiwalu Berlinale za Najlepszy Film płynie w przenośni, ale i dosłownie związana jest z wielką wodą. Adamant to bowiem ośrodek będący łodzią rzeczną, zaprojektowaną wspólnie z podopiecznymi tak, by dawać im miejsce pełne szacunku do nich, do ich wolności, do ich autonomiczności, do ich wyjątkowości i  –  przede wszystkim  –  do ich normalności. Adamant zacumowany u brzegu Sekwany daje więc swoim ludziom nie tylko ukojenie w postaci wyrażania się poprzez sztukę i normalnego traktowania przez pozostałych, ale także w postaci kojącego chlupotu wody, skrzeku mew, słowem  –  wyjątkowych okoliczności przyrody, wyjątkowego miejsca. Miejsca, które nie jest więzieniem, nie stanowi żadnej formy przymusu. Miejsca, które nie udaje i nie ma udawać domu. Podopieczni Adamant przychodzą tu z własnej woli, oddając się tworzeniu sztuki lub swobodnym rozmowom. Planują kolejne przedsięwzięcia, rzucają propozycje rozwoju ośrodka, dzielą się swoimi historiami. Na noc wracają do swoich domów, tak jakby wracali ze szkoły czy z pracy. 

Początek dokumentu jest bardzo mocny, choć nie poznajemy łzawej historii ani też nie jesteśmy świadkami scen rodem z Lotu nad kukułczym gniazdem (gdyby trzeba było wskazać przeciwieństwo tego literackiego szpitala, Adamant wydaje się wyborem na wskroś oczywistym). Na początek swojego filmu Philibert wybrał scenę, podczas której jeden z podopiecznych śpiewa utwór francuskiej kapeli rockowej Téléphone pod tytułem Ludzka Bomba (La Bombe Humaine/ Human Bomb). Jakże żałuję, że w odmętach polskiego Internetu nie można odnaleźć tego kawałka z tłumaczeniem. La Bombe Humaine to utwór niezwykle symboliczny, mocny, mądry, skłaniający do refleksji i niesamowicie wielowymiarowy. Myślę, że Adamant nie mógł mieć lepszego otwarcia niż właśnie wykonanie tego utworu przez jednego z podopiecznych.

W środku widzę obrazy, kolory

Ale one nie są moje, 

Czasem przerażają mnie

To wrażenia,

Które prowadzą do szaleństwa

Naszymi zmysłami sterują sznurki,

jak u marionetek

Zmysłami, jakie mamy w głowie

Ludzką bombę dzierżysz w dłoniach.

Detonator do niej nosisz obok serca.

Adamant to dokument w całości zrealizowany z wielkim wyczuciem, cierpliwością, pokorą i przede wszystkim szacunkiem  –  do podopiecznych ośrodka, do jego pracowników, do samego miejsca. Największą zaletą produkcji jest w zasadzie brak wyraźnego podziału na tych, którzy tam pracują, a tych, którzy przychodzą jako, powiedzmy, pacjenci. Być może jednak nie jest to zaleta filmu, a po prostu ośrodka. Wtedy jednak brawa należą się twórcom filmu za to, że podkreślili ów fakt i nie starali się na siłę szukać tych granic i wskazywać ich odbiorcom. Ponieważ one nie są tutaj ważne. Więcej  –  są całkowicie nieistotne i zbędne. I to właśnie ten brak krawędzi, wyraźnych linii oddzielających to, co normalne, od tego, co w oczach społeczeństwa znajduje się już na marginesie szaleństwa bądź jego początku, czyni z Adamant miejsce wyjątkowe, a z Adamant film zasługujący na szczerą uwagę. Film kręcony – dodajmy – przez trzy lata. Lata dla świata niełatwe, co zaobserwować możemy za sprawą maseczek, które stopniowo znikają z twarzy bohaterów.

Kamera jest również cierpliwa, dla każdego znajdzie czas i miejsce, bo każdy jest tutaj ważny, każda historia i każde spojrzenie. Raz na jakiś czas, nie do końca chyba zamierzenie, łamana jest w pewien sposób czwarta ściana, bo bohaterowie filmu wciągają do rozmowy stojących za kamerami twórców. Kolejne granice nie mają znaczenia. Jednocześnie udaje się twórcom złapać momenty niezwykle symboliczne, które zdają się niemal wyreżyserowane. Taką sceną jest śpiewanie wspomnianej Ludzkiej Bomby, ale również moment obierana owoców. Wyglądają one niezbyt apetycznie  –  są z wierzchu jakby przejrzałe, brudne, niesmaczne. Jednak po obraniu i oczyszczeniu ukazuje się naszym bohaterom piękny, soczysty, smakowity miąższ. Słowa, które wtedy padają, zdają się niezwykle znamienne:

Z wierzchu uszkodzone, ale…

I choć może wydać się to nie do końca na miejscu porównaniem, nie umiem nie dostrzec tu analogii do podopiecznych ośrodka Adamant. Nie łudźmy się  –  właśnie tak większość z nas postrzega ludzi z zaburzeniami psychicznymi: jako uszkodzonych, w jakiś sposób zepsutych, gorszych. Jednak cierpliwi i niekierujący się pozorami dostrzegą wyjątkowe wnętrze, bogatą wyobraźnię, zmysł artystyczny, zwykłe ludzkie dobro, którego mamy ostatnio coraz większy deficyt.

Może szukamy w nieodpowiednich miejscach?

Adamant otoczony wodami Sekwany, otulony muzyką tworzoną przez podopiecznych ośrodka, opowiada historię o ludziach. Nie gorszych i nie lepszych. Nie mniej czy bardziej normalnych. Po prostu o ludziach. Którzy codziennie udają się do swojego azylu, do swojego miejsca, w którym sztuka jest sztuką, kawa kawą (byle podana w odpowiednim kubku), problemy pozostają problemami, a człowiek  –  człowiekiem. Warto wraz z twórcami zajrzeć do tego wyjątkowego miejsca, bo (niestety) nie ma ich zbyt wiele, a potrafią o człowieku opowiedzieć więcej niż niejedna napisana z rozmachem trylogia.

Na koniec warto również przypomnieć znaczenie słowa adamant, które słownik tłumaczy jako nieugięty, twardy, bezkompromisowy. Miejmy nadzieję, że ów niezwykły zacumowany u brzegu Sekwany ośrodek pozostanie jak najdłużej nieugięty wobec narzucanych przez zewnętrzny świat reguł i ram, w które niektórym trudno się wpasować – co czyni ich niejednokrotnie najbardziej normalnymi ze wszystkich.

adamant

Przeczytaj także:

Recenzja filmu Turkusowa suknia

 

adamant

Overview

Write a Review

Opublikowane przez

Sylwia Sekret

Redaktorka naczelna i współzałożycielka Głosu Kultury. Absolwentka dyskursu publicznego na Uniwersytecie Śląskim (co brzmi równie bezużytecznie, jak okazało się, że jest w rzeczywistości). Uwielbia pisać i chyba właśnie to w życiu wychodzi jej najlepiej. Kocha komiksy, choć miłość ta przyszła z czasem. Zimą ogląda skoki narciarskie, a latem do czytania musi mieć świeży słonecznik.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *