U stóp piramidy – Emil Marat – „Lawirynt”[recenzja]

O głośne afery łatwo w każdym kraju. Zawsze i wszędzie znajdą się ludzie, którzy będą próbowali dużo zyskać kosztem innych, wplątując się tym samym – czasem nieświadomie, zazwyczaj jednak w pełni zdając sobie sprawę z brania udziału w przestępstwie – w oszustwo na szeroką skalę. O takim właśnie finansowym przekręcie opowiada w swojej najnowszej powieści Emil Marat. „Lawirynt” wydany przez Noir Sur Blanc brzmi jednak dziwnie znajomo, nawet jeśli część historii przedstawionej na kartach książki, to tylko gdybania i przypuszczenia.

Piramida finansowa to często występujący rodzaj oszustwa finansowego. Znana jest także jako schemat  Ponziego, bowiem to właśnie Charles Ponzi dał się zapamiętać światu jako człowiek, który pierwszy na taką skalę wykorzystał sposób działania piramidy finansowej. W Polsce natomiast kilka lat temu byliśmy świadkami głośnej afery opierającej się właśnie na takim schemacie. Wysokie oprocentowanie przedsiębiorstwa finansowego, które inwestowało w złoto, wydawało się podejrzane, ale dla wielu również niezwykle kuszące. Aurum Profit, o którym w swojej powieści pisze Emil Marat, wykazuje niezwykłe wręcz podobieństwo do spółki prawdziwej, której właścicielom – mężowi i żonie – postawiono całkiem sporą ilość zarzutów. Autor na końcu książki podkreśla, że wszelkie podobieństwa są przypadkowe – niełatwo w to jednak uwierzyć. Zarówno siedziba firmy, jak i młody wiek jej właściciela i to, że był już wcześniej karany – brzmią niezwykle znajomo. Do tego inwestycja fikcyjnej spółki Aurum Profit w powstanie nowych linii lotniczych, a także zamieszanie w pracę w tych liniach syna polskiego premiera – to tylko niektóre ze zbieżności, jakie występują w powieści Marata.

Na szczęście, choć czytelnik zostaje wciągnięty w sam środek afery, „Lawirynt” nie jest suchym sprawozdaniem, podczas czytania którego będziemy ziewać, co drugiego zdania nie rozumiejąc. Głównym bohaterem powieści jest Kamil Kott, były dziennikarz, który właśnie szuka nowego zajęcia. Jego zamiłowanie do drogich „zabawek” wymagałoby jednak, aby nie była to praca byle jaka, lecz dość wysokopłatna. Dlatego po początkowych oporach przyjmuje posadę jako specjalista od wizerunku w głośnym przedsiębiorstwie finansowym, które w dodatku – właśnie uruchamia nowe linie lotnicze OT-AIR, które mają być konkurencją dla LOT-u. Razem z nim pracuje tam Mecenas – przyjaciel Kamila, lecz szybko okazuje się, że ratowanie wizerunku Aurum Profit, co rusz nadszarpywanego przez KNF, nie będzie wcale takie proste.

Z dobrze płatnej, ciekawej posady, praca Kamila i Mecenasa zmienia się w niebezpieczną walkę, której stawką może okazać się nawet ich życie. Na jaw wychodzi coraz więcej brudów, tajemnic i nieprzyjemnych powiązań, o których nasz bohater chyba wolałby nie wiedzieć. Tymczasem on dopiero co zaczyna układać sobie związek z Olgą, którą zamiast chronić, może niepostrzeżenie wciągnąć w niebezpieczną rozgrywkę pomiędzy Aurum Profit, ABW i ukraińską mafią. Być może brzmi to nieco skomplikowanie, jednak zapewniam, że Emil Marat krok po kroku prowadzi swojego czytelnika po meandrach tej podejrzanej historii. Ciekawym zabiegiem było wprowadzenie, jako jeden z punktów widzenia, postaci starego pisarza, który, jak się okazuje, również zainwestował oszczędności swojego życia w Aurum Profit. Oprócz tego poznamy także tajemniczego Lipskiego, który kontaktuje się z Kottem i raczy go spiskową teorią, w którą Kamilowi dość trudno będzie uwierzyć…

Ogromnym plusem powieści jest język, jakim operuje Marat. Choć temat nie jest lekki, a dla ludzi nie obeznanych z tematyką, wręcz ciężki – książkę czyta się płynnie i niezwykle szybko. Pisarz umiejętnie wplata jakieś drobne przemyślenia i refleksje, a jego bohaterowie są zróżnicowani, a także wciąż ludzcy i autentyczni. To, co niezwykle mi się podobało, to brak oceny właścicieli Aurum Profit. Co ciekawe, to nie oni są tu najważniejsi – pojawiają się, bardziej dlatego, że muszą się pojawić. Autor raz na jakiś czas oddaje głos, między innymi anonimowym internautom, jednak unika komentarzy w sposób bezpośredni. Bohaterowie pierwszoplanowi – Kamil Kott, Mecenas czy nawet Lipski – bardziej zaaferowani są samą intrygą i rozwiązaniem zagadki niż linczowaniem jej prowodyrów. Dzięki temu „Lawirynt” nie jest oskarżycielskim kamieniem rzuconym w plecy tym, którzy kilka lat temu w Polsce byli bohaterami podobnej afery. Jest raczej próbą, nie tyle zrozumienia, co wytłumaczenia, jak mogło to wyglądać, jakie mogłyby być zakamarki i ciemne ścieżki tej afery.

Emil Marat na pewno ma talent do pisania tak, aby nawet nieinteresujący nas temat, nie zniechęcił nas do skończenia zaczętej lektury. Jego lekko gawędziarski – ale z umiarem! – styl bezkolizyjnie przeprowadza nas przez kolejne, krótkie rozdziały. I choć w „Lawiryncie” pojawia się również wątek miłosny, to nie dość, że jest on absolutnie poboczny, to w dodatku autor zrezygnował z ckliwości, nudy, tandety i banału. Napomknął o rodzącym się związku Kamila i Olgi w słowach oszczędnych, zwykłych, a czasem nawet szorstkich. Tym bardziej warto sięgnąć po ten ekonomiczny thriller – powieść nie ma w zasadzie nic, co by od niej stanowczo odstraszało. Nawet jej długość – niecałe 400 stron – wydaje się być idealna. Jeśli żywo interesowaliście się aferą sprzed kilku lat, dotyczącą spółki inwestującej w złoto – z ciekawością przeczytacie „Lawirynt”. Jeśli nigdy nie zgłębialiście tej historii, spróbujcie i tak – a nuż Was to zainteresuje? Poza tym, istnieje duże prawdopodobieństwa, że polubicie styl Emila Marata – lekki, lecz wysublimowany; ze stonowaną, choć wciągającą akcją i bohaterami, którzy przez to, że tacy zwykli, dający się ponieść emocjom i okazujący lęk – są nam tacy bliscy.

Fot.: noir.pl

Write a Review

Opublikowane przez

Sylwia Sekret

Redaktorka naczelna i współzałożycielka Głosu Kultury. Absolwentka dyskursu publicznego na Uniwersytecie Śląskim (co brzmi równie bezużytecznie, jak okazało się, że jest w rzeczywistości). Uwielbia pisać i chyba właśnie to w życiu wychodzi jej najlepiej. Kocha komiksy, choć miłość ta przyszła z czasem. Zimą ogląda skoki narciarskie, a latem do czytania musi mieć świeży słonecznik.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *