Euforia

Wielogłosem o…: „Euforia”

Sam Levinson, syn popularnego producenta, scenarzysty i reżysera, Barry’ego Levinsona, przyciągnął uwagę wielu ludzi brawurowym filmem Assasination Nation, dzięki czemu dostał zielone światło na swoje najnowsze dzieło zatytułowane właśnie Euforia. To serial, który zawiera w sobie sporo wątków biograficznych twórcy, scenarzysty i reżysera, a opowiada o grupie siedemnastolatków, którzy wkraczając w dorosłe życie, nie do końca wiedzą, co ze sobą począć. Pozostawieni sami sobie, ze znikomym kontaktem z rodzicami, imprezują, zażywają narkotyki i uprawiają przygodny seks, próbując zamaskować swoje problemy oraz niepewność siebie. 

Za nami wszystkie odcinki jednego z głośniejszych seriali 2019 roku. Euforia, którą zawdzięczamy HBO, zakończyła pierwszy sezon po ośmiu odcinkach i okazała się być tak wielkim sukcesem, że czym prędzej zamówiono kontynuację. Już sam pierwszy odcinek obejrzało 5,5 miliona osób, co dla stacji jest sporym sukcesem przy nowej produkcji. 

Zapraszamy do lektury wielogłosu, w którym Sylwia i Mateusz rozmawiają o wadach i zaletach jednej z nowszych produkcji stacji HBO, omawiają problematykę serialu i dzielą się nadziejami, które wiążą z kolejnym sezonem.


WRAŻENIA OGÓLNE

Sylwia Sekret: Serial Euforia zapowiadany był jako niesamowicie mocny i kontrowersyjny obraz współczesnej młodzieży. Co więcej, doszły mnie nawet słuchy, że ma to być – w końcu – opowieść o prawdziwych problemach młodzieży, a nie wydumanych kłopotach bogatych nastolatek. I o ile pierwszy odcinek kompletnie mnie nie przekonał do tej produkcji, o tyle kolejne wciągnęły mnie na tyle, by dać Euforii szansę. Później równia znów zrobiła się pochyła i ostatnie epizody obniżyły w moich oczach ocenę serialu. Nie rozumiem zachwytów, które argumentowane są tym, że jest to coś nowego, że w końcu powstał serial o nastolatkach snujący historię bez kompromisów i w nowoczesny sposób. Ja osobiście tej świeżości nie widzę, ale też nie uważam, że jest to serial, na który kompletnie nie warto marnować czasu.

Mateusz Cyra: Całkowicie się z Tobą zgadzam. Euforia promowana była jako powiew serialowej świeżości w gatunku young adult/coming of age i o ile pod kątem warstwy wizualnej, całej otoczki i przepychu realizacyjnego jestem w stanie się z tym stwierdzeniem zgodzić, o tyle już jeśli chodzi o fabułę, bohaterów oraz siłę rażenia produkcji HBO – tutaj nie potrafię przyjąć sloganów reklamowych. Pierwszy odcinek był dla mnie katorgą, było to wręcz istne wyzwanie, bym ukończył go oglądać. Piekielnie irytowała mnie forma, którą przyjął Sam Levinson. Do tego dochodzili bohaterowie, którym za nic nie potrafiłem kibicować. Postanowiłem jednak się przełamać i dać szansę kolejnym odcinkom. Gdzieś w okolicy trzeciego akcja wciągnęła mnie na tyle, że postanowiłem dać szansę do końca. Niestety finał był srogim rozczarowaniem i gdyby nie to, że niektóre wątki pozostały wciąż rozgrzebane – nie widziałbym żadnego sensu w kontynuacji.

euforia

WADY I ZALETY SERIALU

Sylwia: Ta kategoria będzie dla mnie niełatwą przeprawą, bo wciąż się zastanawiam, czy wizualnie i technicznie Euforia mi się podoba, czy nie. Z jednej strony te wszystkie zabiegi wpisują się w wyobrażenie narkotycznych wizji, z drugiej jednak (zwłaszcza im bliżej finału) każą mi myśleć o tym serialu trochę jak o takiej wydmuszce – kolorowej i okazałej na zewnątrz, a w środku… wiadomo. Nie wiem również czy podoba mi się narracja Rue i z każdym odcinkiem dochodziłam do wniosku, że chyba jednak nie, ale być może wynika to z tego, że nie udało mi się obdarzyć tej bohaterki sympatią. Także zabiegi takie jak teledysk zamiast finałowej sceny czy jednoodcinkowa narracja zamieniająca serial w film detektywistyczny z Rue w roli tej, która ma rozwikłać zagadkę, są z jednej strony intrygujące, z drugiej – brak im konsekwencji i jakiejś myśli przewodniej.

Mateusz: Levinson bawi się konwencją, zaciera wyraźne granice w ogólnie przyjętych zasadach montażu czy oświetlenia, jednak dominującym środkiem przekazu jest tutaj teledyskowość i jedni będą taką formą zachwyceni, inni (jak ja) będą mieć nie lada problem z akceptacją takiej audiowizualnej narracji. Bo prawda jest taka, że o ile cały serial ukazuje brzydotę i degrengoladę młodych ludzi w ładny, widowiskowy, neonowy wręcz sposób, o tyle zbyt często przywodzi to na myśl modny w ostatnich latach mumble rap, w którym nie chodzi o treść i przekaz, ale o kolorowe ukazanie epickich imprez i ćpania w bełkotliwej formie. Kolejnym problemem Euforii są bohaterowie – ja naprawdę nie polubiłem nikogo w tym serialu! Nie wiem, może i o to właśnie chodziło, ale z drugiej strony – jak emocjonować się losami bohaterów, którzy jeśli wzbudzają w nas odczucia, to tylko te negatywne? Oglądając ten serial, miałem wrażenie w wielu momentach, że cofnąłem się do czasów licealnych i obserwuję od nowa ten negatywny wycinek z życia części “znajomych” ze szkoły. Brr, coś okropnego.

Sylwia: Czy natomiast owo ukazanie młodzieży i jej prawdziwych problemów mogę zaliczyć na plus serialu? Również nie do końca. Jeśli takie są prawdziwe problemy nastolatków, to ja zdecydowanie nigdy się do tej grupy wiekowej nie zaliczałam. Mam wrażenie, że ta produkcja zbiera największe ewenementy, wszystko co dziwne, nietypowe, zdegenerowane i szokujące i z nich tworzy główną oś fabularną Euforii. Jeśli więc ktoś narzekał na Ślepnąc od świateł, że tak nie wygląda prawdziwa Warszawa, to co dopiero powiedzieć można o serialu w reżyserii Sama Levinsona?

euforia jules

Mateusz: Właśnie o to mi chodziło. Przy okazji cieszy mnie to, że wspomniałaś serial Ślepnąc od świateł, bo ja właśnie do Żulczyka chciałem porównać Euforię. A dokładniej do jego powieści Radio Armageddon. Nie ma szans, żeby Levinson wzorował się na książce Żulczyka, ale dostrzegam wiele podobieństw. Głównym jest właśnie sposób narracji – autorzy raz po raz walą odbiorcę cegłami po głowie, pokazując dobitnie “prawdę” o dzisiejszych nastolatkach i ich problemach i mnie taki sposób narracji piekielnie mierzi. Naprawdę jest to rzeczywistość wszystkich dorastających ludzi? To ja w takim razie jestem kosmitą albo nigdy nie dorosłem. Za młodu robiło się różne rzeczy i uczestniczyło się w ciekawych zdarzeniach, ale żadne nie było tak podkręcone i przesadzone, jak przeżycia bohaterów Euforii. I to chyba największa wada tego serialu – próbuje przedstawić pewien problem i skrajne zachowania, traktując to jako wspólny mianownik dla wszystkich ludzi, troszeczkę przy okazji wmawiając, że tak jest wszędzie i właśnie tak to wygląda.

Sylwia: Aktorstwo z pewnością będzie natomiast zaletą serialu i trudno tu o jakiś słabszy punkt. Natomiast co do bohaterów – tu również mam dylemat, bo o ile na początku serialu każdy wydaje się interesujący i wielopłaszczyznowy, o tyle im dalej w las – tym gorzej. Kolejni bohaterowie okazują się na tyle zamknięci w swojej unikatowości dla serialu, że stają się również mało uniwersalni i przez to prawdziwi.

Mam wrażenie, że Euforia z czasem zaczyna zjadać swój własny ogon – z potencjalnych i początkowych zalet, czyniąc ostatecznie wady. Ty również odniosłeś takie wrażenie?

Mateusz: Niestety – tak. Bohaterowie Euforii to zaledwie worki kości, które mają konkretne zadanie w serialu: ukazać kolejną kontrowersję, kolejny problem, kolejny negatyw. I to na danym problemie osadza się potem całą postać, nie pozwalając jej rozwinąć się w jakąkolwiek stronę. Pierwszym z brzegu przykładem będzie Cassie Howard, która z miejsca została zaszufladkowana jako ta piękna lala z dużymi cyckami, która da każdemu na zawołanie i w zasadzie do końca pierwszego sezonu cały jej wątek opiera się na cielesności i problemach związanych tylko i wyłącznie z tym aspektem.

Żeby jednak tylko nie narzekać – nam nie podobała się warstwa audiowizualna, ale trzeba oddać, że jest to pewien majstersztyk i naprawdę może to robić duże wrażenie na widzach. Ten serial wprost emanuje kolorami, a wydarzenia ekranowe spinają głośne dźwięki i melodie. Z pewnością choćby za sam ten aspekt Euforia zostanie dostrzeżona i doceniona na świecie, ale będzie zapewne tylu zwolenników, ilu przeciwników. Aktorzy też zrobili, co do nich należy i za trudne, wymagające psychicznie i przede wszystkim fizycznie role należą się brawa.

nata euforia

NAJLEPSZY ODCINEK/ SCENA

Sylwia: Nie wiem, czy potrafię wskazać takie momenty w serialu, o których mogłabym powiedzieć, że są najlepsze. Na ten moment, będąc świeżo po ostatnim odcinku, pamiętam jedynie, że środek serialu podobał mi się najbardziej. W pamięć zapadła mi na pewno scena spotkania Jules z mężczyzną poznanym na pewnym portalu – konfrontacja z rzeczywistością naiwnej, barwnej Jules jest dojmująca i została dobrze zagrana.

Mateusz: Mnie natomiast najbardziej podobała się zabawa konwencją (nie pamiętam, który to był odcinek) i wszystkie te sceny, w których Rue udaje Morgana Freemana z “filmów detektywistycznych”, żeby odkryć pewną tajemnicę.

Sylwia: No cóż – jak już wspomniałam wyżej… mnie ten zabieg irytował.

NAJGORSZY ODCINEK/ SCENA

Sylwia: Myślę, że mimo wszystko mogę w tej kategorii umieścić finałowy odcinek Euforii. Był on dla mnie typowym przykładem przerostu formy nad treścią. Dopuszczam jednak do siebie myśl, że nie zrozumiałam zamysłu twórców lub po prostu moje niezrozumienie wynika z tego, że nie mogę się identyfikować z bohaterami. Ostatni epizod niestety w zasadzie nic nie wniósł do serialu, w dodatku wybory bohaterów okazywały się w nim niejednokrotnie absurdalne i niepasujące do nich. Teledysk, jaki zostaje nam podany na koniec, jest może ciekawym technicznie zabiegiem, w dodatku pozostającym w zgodzie z dotychczasową aranżacją i stylistyką całego sezonu, ale nie wnosi nic do serialu i nie do końca rozumiem jego przesłanie i cel – jeśli takowe w ogóle były.

Mateusz: Zgadzam się. Ostatnia scena to jakiś koncepcyjny żart. Jasne, zaraz ktoś krzyknie – to wizualizacja tego, co działo się w głowie Rue. I co z tego? Nie zmienia to faktu, że mi się to po prostu nie podobało. Ba, ja się śmiałem na głos w trakcie tej sceny, bo po prostu była kompletnie z czapy. Cała dramaturgia zniknęła, niczym na pstryknięcie palcami. Pozostał pusty, śmieszny i ładny dla oczu teledysk.

rue i jules

PROBLEMATYKA

Sylwia: Wychodzi na to, że z serialem Euforia mam po prostu problem  – tak całościowo i ogólnie, ponieważ także jego problematyka jest dla mnie zagadką. Zwłaszcza po ostatnim odcinku pozostałam z pytaniami: O czym jest ten serial? Jaki jest jego cel? O czym opowiada i co ma do przekazania? Mamy tu historię Rue, która jest uzależniona od narkotyków, a walka z nałogiem jej nie wychodzi. Smutne jest to, że dopiero kiedy w jej życiu pojawia się Jules, transseksualna dziewczyna, w której Rue się zakochuje, nabiera ona sił i ochoty, by wyjść z uzależnienia. Dostateczną motywację nie były zatem ani siostra, dla której Rue jest przykładem, i która już raz znalazła ją nieprzytomną i niemal bez życia, leżącą we własnych wymiocinach, ani kochająca matka, która choć bywa surowa, pragnie walczyć o córkę (a zaznaczmy, że straciła już męża – ojca swoich dwóch córek). Jak już zaznaczyłam, mamy tu także poruszony wątek transseksualizmu, przygodnego (bardzo przygodnego) seksu, fetyszy seksualnych, przemocy i toksycznego związku, braku samoakceptacji przeradzającej się w epatowanie własną seksualnością, strach przed zranieniem, widmo dawnych wyborów i ich piętno na obecnym życiu, strach przed opuszczeniem, nastoletnią ciążę… Może mi się wydaje, ale to wszystko już było. I poza kolorową, efektowną oprawą, nie czuję, by Levinson opowiadał o tych problemach w sposób szczególnie nowy lub poruszający. Chyba główny problem, który zostaje poruszony, a który doceniam – ale sądzę, że jest on wypadkową innych i nie został wpisany w serial celowo – to fakt, że współczesna młodzież sama stwarza sobie problemy, z którymi później nie potrafi się uporać. Brak im zarówno zainteresowania ze strony dorosłych, jak i konfrontacji z innym życiem, jakiego nie znają, a w którym walczyć trzeba o każdy oddech, krok czy przyjazne spojrzenie.

Mateusz: To prawda. Euforia przypomina trochę serial, który chciałby złapać jednocześnie dwie sroki za ogon. Serial opowiada o całej plejadzie problemów, ukazując starą paletę zdarzeń w nowoczesnym opakowaniu. Troszkę to przykre, ale trudno w tym momencie inaczej ocenić pierwszy sezon. Wszystko to już było, nie raz w ciekawszym nawet wydaniu (brytyjski serial Skins), a wizja Levinsona broni się tak naprawdę tylko warstwą audiowizualną, choć i ten aspekt pozostaje dyskusyjny, bo jednym się taka prezentacja podoba, innym już niekoniecznie. Do listy wymienionej przez Sylwię dołożyłbym digitalizację życia, zamknięcie się kontaktów międzyludzkich w emotkach, skrótach i zbitkach literowych, wykorzystywanie nieletnich, kompletną obojętność dorosłych na egzystencję swoich pociech, dążenie do władzy, uprzedmiotowienie kobiet i handel narkotykami. Z jednej strony – trochę tego dużo jak na jeden, ośmioodcinkowy sezon. Z drugiej strony – mimo nagromadzenia wątków odczuwam niedosyt fabularny i charakterologiczny…

OMÓWIENIE WYBRANYCH POSTACI

Sylwia: Tak, przyznaję się – mało która postać wzbudziła na dłuższą metę moje szczere zainteresowanie. Nawet Jules, która wydawała się intrygująca, szczera i w słodki sposób naiwna, egzotyczna ze swoją słodyczą i oryginalnym makijażem, ostatecznie staje się w moich oczach bohaterką bez większego wyrazu, niespecjalnie różniącą się od innych postaci w Euforii. Dość ciekawą bohaterką jest jednak moim zdaniem Kat Hernandez. Pewne zdarzenie z przeszłości w wyraźny sposób wpłynęło na jej życie i dalsze postępowanie. Z dnia na dzień postanawia ona zaakceptować swoją tuszę, odkrywając, że są mężczyźni, których podnieca kobieta w rozmiarze większym niż upragnione przez rzesze kobiet “S” czy “M”. Ze zwyczajnie ubierającej się dziewicy przekształca się zatem w wyzwoloną, uprawiająca przygodny seks dziewczynę, której wyzywające stroje szokują na tyle, że za każdym razem byłam zdziwiona brakiem jakiejkolwiek reakcji ze strony jej matki. Jednak to wszystko, łącznie z zarabianiem pieniędzy za sprawą seks-kamerki, okazuje się być tylko zasłoną dymną niepewności i starych ran, jakich doznała Kat. Dziewczyna boi się także odrzucenia i braku akceptacji ze strony partnera, choć ostatni raz coś takiego spotkało ją lata temu, kiedy była jeszcze dzieckiem. Odrzuca więc wszelkie przejawy czystej sympatii, dostrzegając w nich – niesłusznie – brud i jad. Pytanie tylko, czy kiedy w końcu przejrzy na oczy, nie będzie za późno.

euphoria

Mateusz: Skoro wspomniałem już o Cassie, to pozostanę przy niej. To dziewczyna, która dla wielu wygląda jak żywe milion dolarów. Piękne, szczupłe ciało, naprawdę duży biust, pełne usta, ładna buzia, gęste, długie blond włosy… Chodzące uosobienie mokrych snów niejednego nastolatka. Przepraszam, że brzmię, jakbym uprzedmiotawiał Cassie. Nie jest to moim celem, ale właśnie tak prezentowana jest w serialu ta dziewczyna. Chodzący seksapil, kuszące ruchy, skąpe ubrania, które podkreślają największe atuty dziewczyny. I dość duża naiwność idąca w parze z kompletnym brakiem asertywności. Te trzy aspekty złożone w całość powodują, że Cassie jest w oczach wielu chłopaków postrzegana jako idealny materiał na jednorazowy numerek. Niekończące się legendy w niczym jej nie pomagają – pół szkoły twierdzi, że ją miała, drugie pół, że będzie miało. Wszyscy są zgodni – Cassie w łóżku to istna maszynka do orgazmów. Dziewczyna albo jest kompletnie głucha i ślepa na otaczające ją zewsząd plotki, albo pogodziła się z takim stanem rzeczy i nauczyła się wykorzystywać swoją pozycję w chwilach, gdy zachodzi taka potrzeba. Trudno rozgryźć. Związek z ułożonym i niezwykle spokojnym Chrisem McKayem zdaje się być odskocznią od utartych szlaków i szansą na lepsze, stabilniejsze jutro oraz naprawę wizerunku szkolnej Algidy. Tym bardziej że w nielicznych chwilach mamy okazję zobaczyć, że nie odpowiada jej obecny stan rzeczy i gdyby tylko mogła, z pewnością chciałaby świeżego startu, resetu i białej kartki. To dziewczyna, która od pierwszych lat swojego życia otoczona była miłością ze strony rodziców. Kiedy jednak jej ojciec znika, popadając w kłopoty – jej matka się załamuje i oddaje w ręce alkoholu, pozostawiając Cassie i jej siostrę w zasadzie samym sobie. Mała dziewczynka zmieniła się w młodą, nieukształtowaną kobietę, która straciła nagle wzorce do naśladowania. Nic więc dziwnego, że finalnie jej historia z pierwszego sezonu kończy się tak… smutno i trywialnie.

cassie euforia

AKTORSTWO

Sylwia: Tutaj, jak już wspomniałam, trudno się do czegokolwiek przyczepić. Zendaya gra świetnie i choć nie lubię postaci, którą wykreowała, to potrafię docenić, że zrobiła to naprawdę wyśmienicie. Jeśli tylko była gwiazdka Disneya będzie rozważnie wybierała role – zakładam, że przed nią niejedna nagroda. Również fantastycznie spisała się Hunter Schafer – transseksualna aktorka wcielająca się w postać Jules stworzyła niezwykle barwną postać, która przez długi czas rozświetlała ekran telewizorów tak samo, jak rozświetlała serce Rue, gdy tylko znajdowała się w jej polu widzenia.

Podobały mi się także role Sydney Sweeney (Cassie) i Barbie Ferreiry (Kat) – obie stworzyły wiarygodne postaci. Najmniej z całej obsady podobał mi się chyba Jacob Elordi. Nate w jego wykonaniu jest bardzo jednowymiarowy jeśli chodzi o mimikę i gesty. Pytanie tylko, na ile jest to kwestia niewielkiego talentu aktora, a na ile scenariusza, który właśnie takiego Nate’a stworzył.

Mateusz: Aktorstwo to największa zaleta tej produkcji i gdyby nie kilka utalentowanych młodych osób, zapewne oceniłbym znacznie niżej Euforię i byłaby to ocena negatywna. Najlepiej wypada oczywiście Zendaya, ale to też poniekąd przez to, że miała główną rolę i jest “twarzą” pierwszego sezonu. Dlatego też miała najwięcej do pokazania i to jej Rue mogliśmy poznać najlepiej. Zresztą często po prostu chcąc nie chcąc przyjmowaliśmy jej punkt widzenia, ponieważ to ona relacjonowała nam zdarzenia i prezentowała sylwetki kolejnych bohaterów. Równie świetne były właśnie Hunter Schafer, Barbie Ferreira, Sydney Sweeney, Maude Apatow (w roli Lexi Howard, siostry Cassie i najlepszej przyjaciółki Rue) oraz Angus Cloud (w roli dilera Fezco).

KWESTIE TECHNICZNE 

Sylwia: Trochę już się o tym rozpisałam, więc wiecie już, że sama nie wiem, co myśleć o wielu z rozwiązań zastosowanych przez twórców Euforii. Poprzez swoją formę serial z pewnością się wyróżnia – tego odmówić mu nie można. Pytanie tylko, na ile jest to wyróżnianie się dla samego efektu i pochwał, a na ile konkretne zabiegi miały faktycznie coś przekazać i kryje się w nich głębszy zamysł. Pierwszoosobowa narracja Rue, narkotyczne wizje, zabawa konwencją, łamanie czwartej ściany i patrzenie wprost w kamerę, teledysk z ostatniego odcinka i wiele innych… Nie wiem, czy to nie zbyt wiele jak na jeden, ośmioodcinkowy serial. Pytanie również, czy twórcy nie wykorzystali zbyt wielu pomysłów na raz. Czym będą chcieli nas zaskoczyć w potwierdzonym już kolejnym sezonie? Jeśli czymś kompletnie nowym – możemy mieć uczucie przesytu i chaosu (który osobiście przeszkadzał mi już w pierwszym sezonie), jeśli zaprezentują nam powtórkę z rozrywki – wiadomo, jakie będą oskarżenia i grymasu widzów. Stąd również moje wcześniejsze stwierdzenie, że Euforia zjada chyba własny ogon. Dopóki to się komuś podoba i dopóki tego ogona starcza – wszystko jest w miarę w porządku. Co jednak, kiedy cały ogon zostanie skonsumowany, a widzowie będą dalej głodni?

jul

 

Mateusz: Wszędobylska teledyskowość tego serialu mnie irytuje. Miałem wielkie problemy, żeby przebrnąć przez niektóre sceny, bo najzwyczajniej w świecie drażnił mnie montaż, szybkie cięcia, obracanie kamerą, wirowanie ekranu, zabawa kolorami i cholera wie, co jeszcze Levinson sobie w danym fragmencie umyślił. Oczywiście były też sceny bardzo kuszące i estetyczne wizualnie, a nawet tym, które mi nie przypadły do gustu, nie sposób odmówić zamysłu. Dlatego też w pełni zrozumiem, jeśli ktoś stanie w opozycji i powie, że ten serial to wizualny majstersztyk, bo pewnie wiele się nie pomyli. Pozostaje tylko kwestia gustu – mnie się ekwilibrystyka audiowizualna Levinsona nie podoba i jeśli jest to znak rozpoznawczy tego twórcy, to nigdy nie będzie nam “po drodze”.

NADZIEJE NA KOLEJNY SEZON

Sylwia: Drugi sezon Euforii został już potwierdzony, a co z tego wynika spekulacji na temat tego, jak będzie on wyglądał i o czym opowiadał nie brakuje. Możliwości jest sporo, ale wszystko zależy od tego, jaką interpretację zakończenia wybierają twórcy. Finał zaserwował nam bowiem niejednoznaczny koniec, a tym samym otwarta została furtka dla dalszych odcinków. Czy Rue umarła, jak spekulowano już na początku (i jak to miało miejsce w izraelskim pierwowzorze), doszukując się wskazówek w tym, że została uczyniona wszechwiedzącym narratorem? Czy Rue żyje, a ostatnia scena to jedynie narkotyczna wizja? Co z pozostałymi bohaterami? Szczerze mówiąc, nie mam pomysłu, o czym Euforia może opowiedzieć w drugim sezonie. Chyba że na tapet weźmie zupełnie innych bohaterów, a ci, których znamy, będą jedynie przewijali się gdzieś w tle jako drugoplanowi. Sama Rue natomiast będzie albo dogorywać w szpitalu, albo będzie znów naszą narratorką i przewodniczką – widząc wszystko jako zjawa, bądź też przebywając w śpiączce.

Mateusz: Będąc tak całkowicie szczerym, to ja nie mam żadnych nadziei na kolejny sezon. Z prostej przyczyny – mało mnie interesuje kontynuacja tego, co już obejrzałem. Może jedynie chciałbym obejrzeć, jak upada rodzina Jacobsów – tak dla czystej satysfakcji. Nie byłoby to znowu nic nowego ani odkrywczego, zresztą do tego dążą twórcy, ale upadek tyranów zawsze przyjemnie się ogląda.

rue

SŁOWEM PODSUMOWANIA

Mateusz: W zasadzie od pierwszych zwiastunów nie byłem zbyt przekonany do tego serialu. Nie żałuję, że obejrzałem pierwszy sezon, ale w żadnym wypadku nie zgodzę się z tym, że zrewolucjonizował, bądź pokazał nam coś nowego w gatunku young adult/coming of age. Żałuję jednak, że w serialu brakuje powiewu normalności. Żaden z bohaterów Euforii niestety nie ma “normalnych” problemów nastolatka – wszyscy są czymś skażeni, zepsuci, naznaczeni złym/trudnym/niezadowalającym dzieciństwem, a dorosłych niemalże nie ma, przez co dzieciaki uprawiają seks niczym gwiazdy porno, wlewają w siebie hektolitry alkoholu i wciągają w swoje organizmy kilogramy środków odurzających, potrafiąc w międzyczasie wykiwać wymiar sprawiedliwości. Wiadomo, że oglądamy to wszystko w znacznej mierze z perspektywy naćpanej nastolatki, ale w dalszym ciągu brakuje mi czegoś mniejszego, bardziej ludzkiego.

Sylwia: Euforia miała szokować, ale nie jestem pewna, czy faktycznie to robi. Miała być czymś zupełnie nowym, ale co do tego także nie jestem przekonana. Miała łamać tabu, ale nie łamie nic, co już wcześniej z chrupnięciem nie zostałoby złamane przez telewizję. Wizualnie intryguje, ale czy pod tym barwnym chaosem dostajemy ważną i prawdziwą opowieść? Znowu – nie jestem o tym przekonana. Dam oczywiście szansę drugiemu sezonowi, choćby z czystej ciekawości, co też miało oznaczać to widowiskowe zakończenie, ale póki co nie podzielam zachwytów nad tym serialem. Wciąż mam jednak nadzieję, że twórcy mają na niego pomysł i okaże się przynajmniej pisanką, a nie wydmuszką.


Serial Euforia możecie oglądać na kanałach HBO oraz na HBO GO

Euforia

Write a Review

Opublikowane przez

Sylwia Sekret

Redaktorka naczelna i współzałożycielka Głosu Kultury. Absolwentka dyskursu publicznego na Uniwersytecie Śląskim (co brzmi równie bezużytecznie, jak okazało się, że jest w rzeczywistości). Uwielbia pisać i chyba właśnie to w życiu wychodzi jej najlepiej. Kocha komiksy, choć miłość ta przyszła z czasem. Zimą ogląda skoki narciarskie, a latem do czytania musi mieć świeży słonecznik.

Mateusz Cyra

Redaktor naczelny oraz współzałożyciel portalu Głos Kultury. Twórca artykułów nazywanych "Wielogłos". Prowadzący cykl "Aktualnie na słuchawkach". Wielbiciel kina, który od widowiskowych efektów specjalnych woli spektakularne aktorstwo, a w sztuce filmowej szuka przede wszystkim emocji. Koneser audiobooków. Stan Eminema. Kingowiec. Fan FC Barcelony.  

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *