Mike Flanagan znany z takich produkcji jak Nawiedzony dom na wzgórzu czy Doktor Sen powraca z kolejną ciekawą produkcją z pogranicza horroru, psychologicznego thrillera i gotyckiej literatury. Zagłada domu Usherów serwuje nam nie tylko krwawą historię rodziny i farmaceutycznych gigantów, ale i uwspółcześnioną wizję jednego z najsłynniejszych dzieł E. A. Poego. Mimo że trudno nazwać tę produkcję „adaptacją”, a sam Flanagan traktuje Poego jako punkt zaczepienia dla swojej historii, to liczne nawiązania do jego twórczości, jak i nuta gore w całej produkcji mogą wpisać się w gusta niejednego horrorowego wyjadacza.
Historia Mike’a Flanagana czerpie garściami z twórczości E. A. Poego, tworząc uwspółcześnioną reinterpretację najsłynniejszych gotyckich motywów z jego historii, ocierających się o granice zdrowego rozsądku, absurdu i szaleństwa. Mamy tu motywy śmierci, zmartwychwstania, paranoi czy przeobrzydliwej chciwości, doprowadzającej naszą tytułową rodzinę na skraj upadku. A my tę „zagładę” obserwujemy z ogromną satysfakcją.
Roderick Usher jest właścicielem firmy farmaceutycznej specjalizującej się w produkcji leków przeciwbólowych i – jak się okazuje – ekstremalnie uzależniających. Nie przeszkadza mu to jednak w rozwijaniu swojego biznesu i oczywiście nieźle się przy tym wzbogaca. Niemniej jednak utopia rodziny Usherów dobiega końca, gdy z dnia na dzień zaczynają ginąć jego dzieci w najbardziej krwawy i brutalny sposób. Mimo że wydaje się, iż są to jedynie wypadki, to Roderick czuje, że przyczynił się do tego i (na swój pokręcony sposób) miał rację. Mężczyzna musi stawić czoła swojej mrocznej przeszłości, podczas gdy reszta bohaterów stara się uniknąć tragicznego losu, który sprowadził na nich ich nasz bohater.
Rodzina Usherów jest do bólu zepsuta. Chciwa, egoistyczna, dążąca po trupach do celu, depcząca przy tym wszystko, co tylko stanie na ich drodze do sukcesu. Kilkoro z bohaterów wydaje się mieć nawet szczytne idee, jak w przypadku Victorine pracującej nad urządzeniem wspomagającym pracę serca, lecz ostatecznie ich prawdziwe intencje prędzej czy później wydostają się na światło dzienne (gdy Victorine chce rozpocząć testy na ludziach). Mike Flanagan stworzył plejadę bohaterów, którzy w założeniu wzbudzają w nas antypatię, a co za tym idzie, obserwujemy ich powolną zagładę z przyjemnością, nie zastanawiając się, kto w tle pociąga za te wszystkie struny. Z niecierpliwością oczekujemy kolejnego krwawego upadku, zaspokajając swoje poczucie sprawiedliwości, czerpiąc niejaką satysfakcję z każdego kolejnego „wypadku”. Jest to na swój sposób przerażające, lecz serial idealnie pokierował naszymi emocjami, sprawiając, że z ogromnym zainteresowaniem śledziłam ich losy do samego końca, mimo pogardy, jaką darzyłam tych bohaterów, niemal wyczekując ich tragicznego końca.
Niektóre elementy historii wydają się nieco wyolbrzymione, a same dialogi momentami mogą byś przerysowane, jednak po obejrzeniu całej produkcji można dojść do wniosku, że był to zabieg celowy ze strony twórcy. Ostatecznie to „przerysowanie” w połączeniu z elementami thrillera, horroru i gore utworzyło dziwną mieszankę, która jednocześnie bawiła, przerażała i doprowadzała do szału. Z jednej strony wzbudza w widzach obrzydzenie, a z drugiej z niecierpliwością czekamy na kolejną spektakularną śmierć członka rodziny Usherów.
Zagłada domu Usherów miała w sobie więcej z Lovecrafta, aniżeli Poego, jednak nie zabrakło wielu ciekawych odniesień do twórczości tego drugiego. Mamy tutaj interesującą mieszankę thrillera, horroru i opowieści psychologicznej, w której koszmary dręczą nas na jawie, a to, czego obawiamy się najbardziej, niekoniecznie będzie się skrywać w ciemności. Zagłada domu Usherów niesie za sobą nieco pesymistyczną wizję o nas samych, przedstawiając ludzi jako chciwych, egoistycznych, dążących po trupach do celu. Mimo iż wielu z nich spotyka tragiczna kara, to czy można powiedzieć, że ich grzechy zostały odkupione? Czy wyciągniemy z nich jakąś lekcję? Serial był dla mnie przewyborną rozrywką i ciekawą reinterpretacją literackiej Zagłady domu Usherów, ukazując to dzieło w swobodny, lecz niezwykle zaskakujący sposób, wydobywając z niego to, co najlepsze. Historia tak słodka, że fenomenie przykrywa gorycz, utrzymującą się na naszych językach jeszcze długo po obejrzeniu.
Fot.: Netflix