deep rock galactic survivor

Zgrane Dranie #6: czerwiec 2023

Zapraszamy Was do naszego nowego cyklu „Zgrane Dranie”, w którym będziemy rozmawiać o grach. Raz w miesiącu podzielimy się ze sobą oraz z Wami tytułami, które szczególnie przypadły nam do gustu w ostatnim czasie. Nie będą to zwykłe recenzje, tylko raczej wrażenia graczy z doświadczeń w wirtualnych światach, które ostatnio zwiedziliśmy. Jeśli wyłuskamy z zalewu informacji jakieś intrygujące wydarzenie ze świata gier – na pewno Wam o tym wspomnimy, przy okazji dzieląc się naszymi przemyśleniami na dany temat. W jednej z sekcji pokażemy Wam także wybrane przez nas screeny miesiąca. Czasem będą to jakieś momenty, które nas rozbawiły, czasem takie, które zachwyciły, czasem takie, które uchwyciły wyraźny błąd gry.  Nie przedłużając już jednak tego wstępu, przejdźmy do sedna. 

deep rock galactic survivor

Sekcja I: Omówienie gier

Adam Kamiński

Dusza anarchisty ściera się we mnie z romantycznym sercem. Jednego dnia rzucałbym koktajlem Mołotowa i palił rządowe pałace, innym razem wzruszam się nad twórczością klasyków literatury – Tołstoja, Steinbecka czy Remarque’a. W wolnych chwilach potrafię wyruszyć samotnie na szlak i biwakuję w ostępach przyrody. Moim marzeniem jest napisać powieść.

Czerwiec upłynął mi pod znakiem (co za zaskoczenie) hack&slashy. Po pierwszym świetnym wrażeniu Diablo IV w endgame stało się totalnie nudne i czekam do połowy lipca, aby zobaczyć, co zaoferuje pierwszy sezon rozgrywek. Moją recenzję możecie przeczytać w tym miejscu. Kiedy już znudziło mi się klepanie w kółko tych samych lochów i powtarzalnych zleceń dla drzewa szeptów, z ciekawości odpaliłem będący jeszcze w early accesie Last Epoch. I wiecie co? Mechanicznie, przynajmniej jeśli chodzi o budowanie postaci, ten indyczek bije na głowę produkcję Blizzarda. Mnogość możliwości rozwoju postaci może przyprawić o zawrót głowy i o ile pierwszą postać – łotra  –  zrobiłem sam i skończyło się to średnio, tak z poradnikiem w ręku mój druid wymiata i właśnie przechodzę endgame jak burza. Jeśli zawiodło Cię Diablo IV, ukojenie znajdziesz w Last Epoch. Gorąco polecam, choć trzeba przyznać, że 160 złotych to dość spora kwota. Uważam jednak, że warto. 

W przerwie między pisaniem, pracą a rozwalaniem kolejnych hord potworów, powróciłem do Mutant year zero: road to eden. To X–comowa wariacja strategii turowej szwedzkiego studia, które swoim poziomem trudności za pierwszym razem mnie odrzuciło. Jednak już przy drugim podejściu sprawa ma się zupełnie inaczej i w dwa dni przeszedłem ponad połowę gry i ani na chwilę mnie nie znudziła. Może jej recenzja pojawi się w lipcu. Na plus zapisuje się, trzeba przyznać, fajny klimat, gdzie postapokalipsa jest świetnie zobrazowana, a najemniekami, których losami kierujemy, są zmutowane zwierzęta obdarzone świadomością. No i gra wymaga myślenia, nie da się jej przejść na hurra. Miła odmiana po odmóżdżających H&S–ach.

Redaktor naczelny oraz współzałożyciel portalu Głos Kultury. Twórca artykułów nazywanych „Wielogłos”. Prowadzący cykl „Aktualnie na słuchawkach”. Wielbiciel kina, który od widowiskowych efektów specjalnych woli spektakularne aktorstwo, a w sztuce filmowej szuka przede wszystkim emocji. Koneser audiobooków. Stan Eminema. Kingowiec. Fan FC Barcelony.

 

W czerwcu trochę się rozchorowałem, dzięki czemu miałem znacznie więcej czasu na granie. W tydzień z przeciętnie przeze mnie osiąganych 15 godzin na Steamie licznik wzrósł do 35! Zagrywam się w dalszym ciągu w gry, które dostałem do recenzji.

Świetnie się bawiłem przy One Military Camp, w którym wcielam się w zarządcę wojennej bazy. Na razie gram w kampanię fabularną, ale niedawna aktualizacja dodała wyczekiwany tryb sandboxowy, w którym bez żadnych ograniczeń będziemy mogli zarządzać swoją bazą wojaków. W trybie fabularnym dostajemy oczywiście sporo humorystycznych przerywników fabularnych (twórcy stawiają w swojej grze na liczne mrugnięcia okiem oraz podchodzą do tematu wojennego na wesoło) i pędzimy od misji do misji, wykonując kolejne zadania narzucone przez naszego generała. Gra w zręczny sposób łączy zarządzanie bazą (musimy zadbać o wszystko – od rozmieszczenia uliczek, po odpowiednie rozlokowanie budynków w bazie, ponieważ, jeśli umieścimy baraki żołnierzy zbyt blisko budynków generujących hałas, efektem będzie niezadowolenie i niewyspanie, co z kolei przełoży się na gorsze wyniki treningowe bądź kontuzje, a nawet choroby psychiczne naszych żołnierzy) z planowaniem kolejnych misji (musimy spełnić szereg wymogów, aby daną misję wypełnić, jednak odpowiedni dobór żołnierzy zwykle jest gwarantem sukcesu, co z kolei pozwala nam na dalszy rozwój oraz ekspansję na mapie świata). Jak tylko ukończę tryb fabularny, pogram z pewnością w tryb sandboxowy i będę przypatrywał się dalszemu rozwojowi gry. Na ten moment jest bardzo dobrze i gra dosłownie pochłania mój wolny czas. Spodziewajcie się recenzji w lipcu lub sierpniu.

Sekcja II: Screeny

Mateusz Cyra: "Stories From The Outbreak" to kolejna pixel-artowa perła do ogrania.
Adam Kamiński: : Gord to murowany faworyt do nagrody czarnego konia 2023 roku.

Sekcja III: Newsy ze świata gier

Adam Kamiński

Dusza anarchisty ściera się we mnie z romantycznym sercem. Jednego dnia rzucałbym koktajlem Mołotowa i palił rządowe pałace, innym razem wzruszam się nad twórczością klasyków literatury – Tołstoja, Steinbecka czy Remarque’a. W wolnych chwilach potrafię wyruszyć samotnie na szlak i biwakuję w ostępach przyrody. Moim marzeniem jest napisać powieść.

Znów powrócił festiwal Steam next fest, a wraz z nim setki dem do ogrania. Może nawet tysiące, ale umówmy się, godnych uwagi produkcji znajdziemy w sumie kilkadziesiąt. Oto moi faworyci, z którymi spędziłem najwięcej czasu: 

Gord: Świetna strategia z mikrozarządzaniem osadnikami w słowiańskim klimacie, stworzona przez ludzi, którzy brali udział w tworzeniu Wiedźmina 3. I to czuć! Jest mrocznie, krwawo i ponuro, jak w naszym ukochanym  wieśku. Świetne zarządzanie skromną ilością osadników wciąga, a kampania sprawia wrażenie ciekawie poprowadzonej. Jeśli nie graliście, to wyczekujcie tego tytułu. Powinien nadejść jeszcze w tym roku. Murowany hit, nic dodać, nic ująć. 

Broken Roads: RPG w stylu Disco Elysium, gdzie jest więcej czytania, niż grania. Ja uwielbiam takie gry, a niedoścignionym wzorem pod tym względem jest nieśmiertelny Planescape: torment. Tym razem jednak nie będziemy zwiedzać ponurego, ulokowanego gdzieś we wschodniej Europie miasta, lecz trafimy na (znowu) do postapokaliptycznego świata przypominającego Dziki Zachód w Australii. Podobnie jak w Disco Elysium ważny będzie filozoficzny podkład oraz moralne wybory w dialogach, aby pchnąć akcję do przodu, a przy okazji trochę sobie postrzelamy. Czekam z niecierpliwieniem, bo w demie polska wersja językowa pozostawiała niestety wiele do życzenia. 

Wizard with a gun: Wszystko, co wyda Devolver digital, właściwie można brać w ciemno. Nie inaczej jest z ich najnowszą produkcją, Wizard with a gun. Niektórzy narzekają w niej na powielanie schematów z poprzednich gier, ale mi to absolutnie nie przeszkadza, bawiłem się świetnie moim małym czarodziejem ze spluwą. Jak tylko wyjdzie, kupuję w pełnej cenie i nie ma przebacz. 

Oczywiście było jeszcze kilka dem, które zwróciły moją uwagę, ale te trzy wepchnęły się na moje osobiste podium i nie wpuściły żadnej innej gry aż do końca festiwalu. O tych tytułach jeszcze usłyszymy!

Redaktor naczelny oraz współzałożyciel portalu Głos Kultury. Twórca artykułów nazywanych „Wielogłos”. Prowadzący cykl „Aktualnie na słuchawkach”. Wielbiciel kina, który od widowiskowych efektów specjalnych woli spektakularne aktorstwo, a w sztuce filmowej szuka przede wszystkim emocji. Koneser audiobooków. Stan Eminema. Kingowiec. Fan FC Barcelony.

 

Mnie także pod koniec czerwca pochłonął Steam Next Fest. Pierwszego wieczoru dokonałem selekcji trzydziestu gier, z tych trzydziestu wybrałem dziesięć, które zdecydowałem się pobrać i w zasadzie przed chwilą skończyłem grać w ostatnią z pobranych. Część z tytułów odrzuciła mnie po 10, 15 minutach, a że jestem człowiekiem, który nie może cieszyć się ogromem wolnego czasu, jestem wybredny i jeśli coś nie przypadnie mi do gustu po 15 minutach, wypada z dysku, listy życzeń i orbity zainteresowań. Część gier jednak bardzo mocno zachęciła do bacznego obserwowania rozwoju wydarzeń i z chęcią podzielę się z Wami tymi tytułami: 

Landnama to pozornie prosta gra o budowaniu osad przez pierwszych Wikingów. Gra opiera się na coraz bardziej popularnym w ostatnim czasie modelu survivalowego, strategicznego city buildera. Dysponujemy bardzo ograniczonymi zasobami i musimy z głową wykonywać i planować nasze kolejne posunięcia, ponieważ każdy odkryty teren, każde rozszerzenie osady, każde ulepszenie kosztuje więcej i więcej, a do tego zegar nieubłaganie zbliża nas do kolejnej srogiej zimy. Jakby tego było mało, co jakiś czas gra nakłada na nas losowe zdarzenia, które dodatkowo wpływają na sposób rozgrywki. Demo jest ograniczone czasowo – twórcy pozwalają, aby jedna misja trwała mniej więcej dwadzieścia minut, ale to wystarczająco, aby utwierdzić się w przekonaniu, że musisz mieć ten tytuł. Ja na pewno muszę, bo wciągnąłem się piekielnie, a widzę, że opcji tylko przybędzie.  

New Cycle to kolejny nastawiony na przetrwanie city builder w moim zestawieniu. Nic nie poradzę na to, że kocham tego typu gry. Z przebiegu rozgrywki wiemy tyle: dawny świat rozpadł się w wyniku kataklizmu i ludzkość musi spróbować odnaleźć się oraz dostosować do nowych warunków, w jakich przyszło żyć i odbudowywać cywilizację. Zmieniający się system pór roku będzie uprzykrzał nam życie, a nasz najważniejszy zasób – czyli ludzie – będzie miał niezwykle rozbudowany zestaw cech i potrzeb. Do tego trzeba dodać pięknie rozwinięte i bardzo ładnie rozgałęziające się drzewo rozwoju osady i czuć już po samej wersji demonstracyjnej, że wiedza będzie kluczem do naszej potęgi i wzrostu, więc wspomniane przeze mnie drzewo rozwoju nie będzie zapychaczem, jak to niestety często ma miejsce w tego typu produkcjach. Czekam z niecierpliwością na Early Access, bo spędziłem cudowne dwie godziny w wersji demo.  

Thronefall to z kolei hybryda gier tower defense i budowania miasta, która klimatem najbardziej przypomina mi coś pomiędzy Diplomacy is not an option, Kingdom Rush oraz gier z serii Kingdom. Zresztą mechanika zbierania monet, płacenia nimi oraz zmiany dnia i nocy jest identyczna, jak choćby w Kingdom: Two Crowns. W ciągu dnia jeździmy konno po swoich włościach i za pomocą zdobytych monet ulepszamy lub rozbudowujemy swoją bazę oraz wszelkie fortyfikacje. Gdy kończą nam się fundusze, możemy po przytrzymaniu spacji wymusić zmianę dnia w noc. Nocą zaś z wyznaczonych na mapie terenów wyłażą wszelkiej maści napastnicy, którzy za wszelką cenę pragną zniszczyć wszystkie nasze budynki na czele z ratuszem. Minimalistyczna grafika w tym przypadku sprawdza się wręcz idealnie i chyba całość wypada lepiej i bardziej przyjaźnie dla gracza niż we wspomnianej wcześniej serii Kingdom. Wersja demo zawiera mały wycinek mapy i jest okrojona do podstawowych trybów, ale widziałem, że domyślnie jest w planie sporo modyfikacji oraz alternatywnych możliwości do przejścia poszczególnych map. Czekam bardzo, bo taka odprężająca gra między bardziej wymagającymi tytułami też jest potrzebna!

deep rock galactic survivor

Write a Review

Opublikowane przez

Adam Kamiński

Dusza anarchisty ściera się we mnie z romantycznym sercem. Jednego dnia rzucałbym koktajlem Mołotowa i palił rządowe pałace, innym razem wzruszam się nad twórczością klasyków literatury - Tołstoja, Steinbecka czy Remarque'a. W wolnych chwilach potrafię wyruszyć samotnie na szlak i biwakuję w ostępach przyrody. Moim marzeniem jest napisać powieść.

Mateusz Cyra

Redaktor naczelny oraz współzałożyciel portalu Głos Kultury. Twórca artykułów nazywanych "Wielogłos". Prowadzący cykl "Aktualnie na słuchawkach". Wielbiciel kina, który od widowiskowych efektów specjalnych woli spektakularne aktorstwo, a w sztuce filmowej szuka przede wszystkim emocji. Koneser audiobooków. Stan Eminema. Kingowiec. Fan FC Barcelony.  

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *