Gniew

Gwiazda szeryfa – Zygmunt Miłoszewski – „Gniew” [recenzja]

I tak oto nadszedł dzień, kiedy przychodzi nam pożegnać się z prokuratorem Teodorem Szackim. Zygmunt Miłoszewski powieścią Gniew zamyka bowiem swoją trylogię (która nie byłaby wszak trylogią, gdyby po trzeciej części jej nie zamknął), podczas lektury której czytelnik przeżywał zarówno prywatne rozterki i problemy siwowłosego prokuratora, jak i wplątywał się z lubością w kryminalne zagadki najpierw Warszawy, później Sandomierza, a w końcu Olsztyna, gdzie toczy się akcja ostatniej powieści cyklu o Szackim. Miłoszewski postanowił zakończyć przygody swojego bohatera mocno i intensywnie, stawiając go przed najtrudniejszą sprawą i najtrudniejszymi wyborami. Gniew zaskakuje mocą i siłą przekazu, lecz przede wszystkim emocjami, jakie wzbudza w czytelniku.

W zasadzie można powiedzieć, że motywem przewodnim każdej części tego cyklu jest zemsta. Za każdym razem oczywiście inna, inaczej motywowana, wywołana przez inne wydarzenia i inaczej dochodząca do skutku, ale jednak zemsta. Owo działanie, które rodzi się często z wymierzonego w nas zła, któremu chcemy zadośćuczynić, nie jest obce dla większości z nas, choć mało kto się do tego przyzna. Sądzę jednak, że każdy przynajmniej raz dokonał jakiejś zemsty, choćby tej najdrobniejszej, której przejawem były złe słowa o danej osobie lub nawet drobne kłamstwo w ramach odwetu. Niestety chęć zemsty jest w nas zakorzeniona tak samo głęboko jak potrzeba bliskości z innymi ludźmi, śmiertelność czy zazdrość. Zazwyczaj nad nią panujemy, zadowalając się wiarą w karmę lub właśnie drobnymi czynami, których raczej nie przyjdzie nam się wstydzić, wydając ostatnie tchnienie. Niektórzy z nas nie są jednak w stanie w milczeniu znieść zadanego im lub bliskim cierpienia i nie wierząc w wymiar sprawiedliwości, biorą sprawy we własne ręce.

Gniew skupia się na lekceważonym często problemie przemocy w rodzinie. Nikogo chyba nie zdziwi, że w tej sytuacji ofiarami są kobiety i dzieci, a katami okazują się mężczyźni. Nie jest to jednak ani przejaw zamiłowania Zygmunta Miłoszewskiego do stereotypów, ani chęć wymierzenia oskarżającego palca sprawiedliwości w stronę mężczyzny jako przedstawiciela podobno brzydszej płci. Kobiety jako istoty zazwyczaj słabsze, częściej po prostu padają ofiarami przemocy, a ich fizyczność, niejednokrotnie wypadająca blado w porównaniu z mężczyznami, nie pozwala im na obronę. W Gniewie, pomiędzy wierszami, możemy jednak wyczytać, że głównym powodem milczenia poszczególnych ofiar, a także ich zgody na katowanie i upokarzanie, jest raczej jakaś niezdefiniowana blokada psychiczna aniżeli słabość wynikająca z budowy ciała. Niema zgoda na krzywdę, często obecna u kobiet mądrych, inteligentnych, bystrych, a nawet odważnych do tej pory wielu ludziom każe zastanawiać się nad jej przyczyną. Ostatnia część cyklu o Szackim, choć na warsztat bierze temat najbardziej, w porównaniu z poprzednimi częściami – a wierzę, że niektórzy naprawdę mogą tak pomyśleć – błahy i oklepany, jest też najbardziej mroczna, a kolejne rozdziały pozostawiają czytelnika momentami w niesamowitym w napięciu i nerwach, kiedy ten oczekuje dalszego ciągu.

Prokurator Teodor Szacki po wielu życiowych perturbacjach i jednej poważnej przeprowadzce, znów ruszył w  drogę,  a czytelnik zastaje go, kiedy w miarę zadomowiony, choć wciąż nieprzyzwyczajony do paskudnego ruchu drogowego, układa sobie życie w Olsztynie wraz z niejaką Żenią o twardych, jędrnych pośladkach, i córką Helą, którą czytelnik pamięta z pierwszej części jako słodką kilkulatkę. Teraz Hela jest nastolatką pełną gębą i nie daje swojemu zapracowanemu ojcu wielu powodów do bycia szczęśliwym tatą. A może problem leży właśnie po stronie prokuratora, tak zajętego karierą – w dodatku każącego mieszkać zranionej rozwodem rodziców córce pod jednym dachem z konkubiną ojca – że nie ma czasu dla Heleny Szackiej? Czytelnik będzie miał okazję sam odpowiedzieć sobie na to pytanie wraz z upływającą fabułą. Wśród bohaterów pojawi się również aspirujący na miano nowego Szackiego Edmund Falk, młody asesor, który – obracając się w kręgach prokuratury – tak wiele słyszał o Teodorze, że pragnął, aby to właśnie on był jego mentorem. Nasz nie zawsze szczęśliwy i wesoły bohater, ma więc niejako pod opieką nie tylko dojrzewającą córkę, u której hormony buzują jak szalone, ale także młodego sprawiedliwego, za którego czyny i przyszłość czuje się poniekąd odpowiedzialny. Znając Szackiego z poprzednich części, możemy spodziewać się, że taka sytuacja na pewno nie jest mu na rękę, a prokurator nie raz złorzeczyć będzie tak na córkę, jak i na nadgorliwego Falka. Tymczasem jednak w leniwą, usypiającą zimę w Olsztynie wkracza sprawa, która rozbudza Szackiego i każe mu zakasać rękawy. Choć z pozoru wydaje się, że poza załatwieniem kilku formalności, nie będą potrzebne żadne procedury, a tym bardziej żadne śledztwa. Znaleziony zostaje bowiem stary szkielet mężczyzny, dawno zmarłego i dawno – jeśli w ogóle – zamordowanego. Jednak po konsultacji z doktorem o pewnym niezwykle przyjemnie brzmiącym nazwisku, Szacki odkrywa, że sprawa nie jest tak prosta i nudna, jak mogłoby się wydawać, bo kości denata nie dość, że są świeże, to w dodatku nie należą wyłącznie do jednej osoby…

Rozpoczyna się najważniejsze śledztwo w karierze prokuratora Teodora Szackiego, od którego zależeć będzie więcej, niż wydaje się zarówno jemu, jak i czytelnikom. W dodatku, jak na złość, przełożeni Szackiego życzą sobie, aby wziął on udział w pewnej wątpliwej kampanii, której powodzenie zależeć ma w dużej mierze od nastawienia do mediów i publicznych wystąpień pana prokuratora. A te, jak zdążyliśmy się już dowiedzieć, nie są jego mocną stroną. Białowłosy mężczyzna przy całym zaangażowaniu w swoją pracę, chęci czynienia dobra i nierozgraniczaniu sprawiedliwości i świata karnego wyłącznie na czerń i biel, a nawet przy swoim dobrym sercu, jest mężczyzną opryskliwym, na pierwszy rzut oka niesympatycznym, nieinteresującym się drugim człowiekiem, ponurym i gburowatym. Jak zatem powiedzie się operacja “Szeryf”, na myśl o której czytelnik ma ochotę parsknąć śmiechem? Czy w ogóle w tej zagmatwanej sprawie, w której każdy trop kończy się ślepą uliczką, Szacki będzie miał czas na bawienie się w ocieplanie swojego wizerunku w mediach? Wątpliwa sprawa, ale nic nie będzie lepsze od przekonania się o tym osobiście podczas lektury. Tym bardziej że Gniew niesamowicie wciąga i w przeciwieństwie do poprzednich części trylogii, UwikłaniaZiarna prawdy (których recenzje znajdziecie kolejno tutaj i tutaj), emocje w nim zawarte – choć raczej chciałoby się powiedzieć: którymi została ta powieść napisana – sprawiają, że momentami równie mocno chciałam przesłuchiwać kolejne fragmenty i razem z Szackim rozwiązywać zagadkę, co bałam się kolejnych posunięć. Nie ze względu na jakość fabularną powieści, skądże znowu! Bałam się, bo nie chciałam, aby wydarzyło się coś złego bohaterom, a o niewielu kryminałach mogę powiedzieć, że wzbudziły we mnie takie emocje.

Gniew jest naładowany tytułową emocją, a Miłoszewski wciąga czytelnika w grę, na której mecie jest nie tylko rozwiązanie sprawy i zakończenie trylogii, ale także prawda o ludzkości, jako masie niezwykle podatnej na emocje, jako o tłumie, wobec którego nie da się zachować sztywnych zasad i reguł, pominąwszy uczucia i czynnik ludzki – tak ważny w każdej części trylogii z prokuratorem Teodorem Szackim. Prawo, sprawiedliwość, system karny, sądy, policjanci i prokuratorzy kierują się spisanymi normami, kodeksami i zasadami, ale one nie zawsze się sprawdzają i nie zawsze są adekwatne do tego, co tak naprawdę się wydarzyło. U Miłoszewskiego zło nieczęsto jest złem skończonym i absolutnym, a dobro nie cechuje się wyłączne czystością i altruizmem. W świecie, w którym żyje Teodor Szacki, często trzeba niestety wybierać pomiędzy skłonieniem się ku czynnikowi ludzkiemu lub ku kodeksowi i prawu, które nie zawsze prawem pozostaje. Mocny wstęp, który serwuje nam pisarz w początkowym fragmencie przypisanym do TERAZ, by po chwili przenieść nas na niemal całą powieść do WCZEŚNIEJ, trzyma nas w napięciu bez przerwy, w strachu o to, jak potoczy się akcja i jak Miłoszewski wytłumaczy ten szokujący początek, jak złagodzi strach i niedowierzanie w oczach czytelników, jaki czynnik ludzki przypisze pewnym działaniom, by każdy z nas opuścił rękę, w której trzyma kamień, i dostrzegł, że tak naprawdę zaciska pięść na pustce. Bo dla niektórych spraw, emocji i zdarzeń nie wymyślono przepisów i ustaw. A surowe prawo, o czym powinniśmy pamiętać, również tworzyli ludzie, co sprawia, że trzymanie się go kurczowo i ostatecznie, byłoby przyznaniem ludzkości statusu zbiorowiska nieomylnego. A to właśnie z błędów głównie się przecież składamy. Z błędów i emocji.

Już po przesłuchaniu pierwszego audiobooka wchodzącego w skład tej trylogii, za realizację którego odpowiada, tak jak za kolejne, Audioteka.pl, wiedziałam, że nie wyobrażam sobie na miejscu lektora nikogo innego niż Roberta Jarocińskiego. Jego niezwykle mocny, głęboki i twardy głos świetnie oddaje nie tyko charakter głównego bohatera, prokuratora Szackiego, o czym zdarzyło mi się już wspominać, ale także klimat każdej sprawy i ogólnie mówiąc, świata, który opisuje Miłoszewski. Świata zarówno złego, jak i dobrego, składającego się z radości i cierpienia, zemsty i upodlenia, zbrodni i kary za nią, która nie zawsze jest adekwatna do popełnionego czynu. Prokurator Teodor Szacki na zawsze już będzie miał dla mnie głos Roberta Jarocińskiego, choć narracja w powieści nie jest pierwszoosobowa, i pomimo tego że lektor świetnie zmienia głos, kiedy przychodzi mu odczytać kwestie innych postaci. Nie parodiuje ich przy tym, ale wypada naturalnie, pomagając czytelnikowi odróżnić poszczególne osoby dialogu, co sprawia, że słuchacz nie myli się i nie plącze w fabule i określeniu kto jest kim i kto do kogo właśnie się odezwał. Świetny wybór, jeśli chodzi o lektora i mam nadzieję, że pan Jarociński jako lektor sięgnie jeszcze po niejeden kryminał, bo z jego barwą głosu, to po prostu gatunek stworzony do opowiadania przez niego.

Gniew to świetna historia, bardzo dobry kryminał i porządne zakończenie trylogii. Można narzekać na zakończenie, które osobiście odczytuję jako otwarte i – szczerze mówiąc – akurat ten zabieg nieco mnie zmartwił, bo po pędzącej przez całą powieść akcji, po tych wszystkich emocjach, jakie Gniew we mnie wzbudził, finał pozostawił mnie z lekkim niedosytem i, przyznaję się, niezrozumieniem. Być może powrót do lektury w swoim czasie pomoże mi więcej zrozumieć z zakończenia historii, być może Zygmuntowi Miłoszewskiemu chodziło właśnie o taki, a nie inny wydźwięk – nie do końca jasny, bez wielkiej, tłustej kropki na sam koniec, jednak ja wolałabym wiedzieć, co tak naprawdę się stało. Fani Szackiego (do których również się z pełną świadomością już teraz zaliczam) mogą upatrywać w tym furtki, jaką autor pozostawił sobie dla kolejnej części, mimo zapewnień autora, że powrotów nie będzie. Sama w to nie wierzę, choć byłabym ostatnią, która za coś takiego by się obraziła. Pozostaje więc ukoić gniew, miło wspominać siwowłosego szeryfa, którego gwiazda zalśniła w trylogii Miłoszewskiego wspaniale i oryginalnie i polecić Uwikłanie, Ziarno prawdy i w końcu Gniew tym, którzy ich lekturę mają ciągle przed sobą.

audioteka claim PL reserved black

Fot.: Audioteka

 

Gniew

Write a Review

Opublikowane przez

Sylwia Sekret

Redaktorka naczelna i współzałożycielka Głosu Kultury. Absolwentka dyskursu publicznego na Uniwersytecie Śląskim (co brzmi równie bezużytecznie, jak okazało się, że jest w rzeczywistości). Uwielbia pisać i chyba właśnie to w życiu wychodzi jej najlepiej. Kocha komiksy, choć miłość ta przyszła z czasem. Zimą ogląda skoki narciarskie, a latem do czytania musi mieć świeży słonecznik.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *