Witamy w kolejnej odsłonie cyklu Aktualnie na słuchawkach, w którym będziemy dzielić się przemyśleniami na temat czterech płyt, wystawimy im oceny, wskażemy naszym zdaniem najmocniejsze oraz najsłabsze utwory i podzielimy się z Wami teledyskiem (jeśli będzie dostępny). Słuchanie kolejnych płyt na potrzeby tego cyklu to dla nas poszerzenie horyzontów, wyjście ze strefy komfortu, eksploracja nieznanych muzycznie terytoriów i przede wszystkim dobra zabawa. W nowej odsłonie Aktualnie na słuchawkach omawiamy wyłącznie nowości muzyczne z poprzedniego miesiąca. Dlatego też dziś przeczytacie (i, miejmy nadzieję, posłuchacie) o nowościach maja, za miesiąc o nowościach czerwca, później lipca itd. Nasze teksty będą się ukazywać za każdym razem w ostatnim tygodniu miesiąca (niestety dzisiejsza odsłona zaliczyła niekontrolowane opóźnienie i ukazuje się o tydzień później). Da nam to łącznie 48 recenzji płyt rocznie. W każdym miesiącu postaramy się umieścić w zestawieniu przynajmniej jedną płytę mainstreamową oraz wyłuskać takie albumy, po które naszym zdaniem warto sięgnąć, mimo niskiej lub nawet znikomej rozpoznawalności muzyków, którzy je stworzyli. Dodatkowo postaramy się napisać, z jakim artystą bądź albumem kojarzy nam się omawiany wykonawca lub jego płyta. W tym miesiącu przedstawimy Wam między innymi zespół The Black Keys.
Nasz zespół redakcyjny odpowiedzialny za Aktualnie na słuchawkach to Patryk Wolski i Mateusz Cyra. Patryk jest miłośnikiem rocka, głównie pociągają go odłamy hard i stoner. Mateusz z kolei to niepoprawny Stan Eminema, miłośnik lirycznego rapu oraz amator jazzu i muzyki filmowej. Naszym wspólnym mianownikiem jest naprawdę szeroko pojęty indie rock oraz muzyka folk. Możecie spodziewać się zatem sporej różnorodności muzycznej.
Pamiętajcie też, że na samym dole przypinamy playlistę Aktualnie na słuchawkach 05/21 dostępną na Spotify, na której umieściliśmy naszym zdaniem najfajniejsze piosenki z maja 2021 roku.
Patryk Wolski:
Wykonawca: St. Vincent
Tytuł: Daddy’s Home
Data premiery: 14 maja 2021
Najsilniejszy punkt: Live In The Dream, Somebody Like Me, …At The Holiday Party
Najsłabszy punkt: Candy Darling
Gatunek: art rock, indie rock
Ocena: 8/10
Pod pseudonimem St. Vincent kryje się Annie Clark, doceniona już na rynku muzycznym amerykańska multiinstrumentalistka i kompozytorka tekstów. Daddy’s Home jest jej siódmym krążkiem i nie ukrywam, że w pierwszej chwili płyta odrzuciła mnie swoją awangardową formą. Jednak, gdy poświęciłem jej więcej uwagi, to, co brzmiało jako pretensjonalne, stało się nagle piękną ucieczką od rzeczywistości. St. Vincent uderza w słuchacza intymnością, a jej głos jest pełen namiętności. Clark zaczarowała mnie zwłaszcza swoim kojącym głosem w takich utworach jak Live In The Dream,Laughing Man czy Somebody Like Me – można odnieść wrażenie, że wokalistka chce nas wprowadzić w trans poprzez zmysłowo grające instrumenty i wokal, który gładko przepływa przez zarówno niskie, jak i wysokie rejestry. Umiejętności wokalne doceniam zresztą z każdym kolejnym odsłuchem, ponieważ na Daddy’s Home mnóstwo jest pomniejszych smaczków, które z początku gdzieś unikają. A łatwość, z jaką St. Vincent przechodzi z dolnych dźwięków do wysokich, zapiera dech w piersiach. Coraz bardziej doceniam również warstwę tekstową albumu, zwłaszcza gdy Annie Clark przyznała, że Daddy’s Home to jej sposób na poradzenie sobie z historią ojca odsiadującego wyrok w więzieniu – tytułowe Daddy’s Home to utwór opowiadający o jego powrocie do domu. W internecie można również znaleźć komentarze artystki do własnych tekstów, w których omawia samotność, smutek i dążenie do szczęścia drogą nie zawsze najłatwiejszą – stąd na przykład zawadiackie Pay Your Way In Pain. Jak macie wolną chwilę, to posłuchajcie Daddy’s Home – może Was czymś zaskoczy.
St. Vincent - Pay Your Way In Pain (Official Video)
Wykonawca: Lord Huron
Tytuł: Long Lost
Data premiery: 21 maja 2021
Najsilniejszy punkt: Love Me Like You Used To Do, Drops in the Lake, I Lied, What Do It Mean
Najsłabszy punkt: Time’s Blur
Gatunek: folk rock, indie rock
Ocena: 9/10
To nie był dla mnie łatwy miesiąc i szczerze mówiąc, wizja szukania nowości na to zestawienie tylko mnie odrzucała od nowych płyt. Wszystko mnie irytowało, przy wielu płytach nie potrafiłem nawet dotrwać do końca. St. Vincent mnie ciekawiła, chociaż początki były trudne i nie byłem pewien, czy w ogóle mogę ją uwzględnić w niniejszym zestawieniu. Małymi kroczkami szukałem dalej drugiej płyty i nagle trafiłem na zespół Lord Huron. To było jak cios w nos, rozłożyło mnie na glebę momentalnie i nie mogłem ich najnowszego albumu Long Lost przestać słuchać. Dla miłośnika folk rocka jest tu tyle pyszności, że trudno się od płyty oderwać. Muzycznie zespół krąży gdzieś między klasycznymi brzmieniami country a psychodelicznym rockiem, a jak to wszystko zmiksowano, to wyszedł album nadający się świetnie do słuchania go w ciepłe, słoneczne wieczory z przysłowiowym drinkiem z palemką. Wokal Bena Schneidera jest tak sympatyczny – tak, dziwne to określenie czyjegoś głosu, ale tak po prostu czuję – że nawet gdy nie słucham w danej chwili Long Lost, to i tak w myślach echem odbija mi się jego głos. Potrafi zarówno zaśpiewać żywiołowo, jak i pobujać w pięknej balladzie. Cuda wyczynia w zdecydowanie najpiękniejszym utworze na płycie I Lied (w duecie z Allison Ponthier). Śpiewa prawie szeptem, co idealnie pasuje do przesłania piosenki – w końcu jest to dialog dwojga kochanków, którzy przyznają się do swoich błędów i kłamstw. Ten utwór mogę sobie zapętlić na godzinę i wciąż się nim zachwycam. Podobnie What Do It Mean zachwyciło mnie energią, a zwłaszcza tym, jak gitara elektryczna nadaje tempa utworowi. To płyta niemal genialna, z męczącym jedynie na końcu czternastominutowym kawałkiem instrumentalnym Time’s Blur, w którym tak naprawdę nic się nie dzieje i uznałem, że słuchanie końcówki płyty to niestety strata czasu. Reszta natomiast pozostanie ze mną na długi, długi czas. Pewnie nawet znajdzie się w moim zestawieniu płyt roku 2021, ale na takie rozważania przyjdzie odpowiedni moment.
Lord Huron - I Lied ft. Allison Ponthier (Official Music Video)
Stałym już punktem moich omówień płyt w tym cyklu jest rozpoczęcie od wyznania. Nie inaczej będzie tym razem: Twenty One Pilots to jeden z moich ulubionych zespołów. Z pewnością znajdują się w moim osobistym top 5 artystów mojego życia. Blurryface z 2015 roku to był dla mnie muzyczny kamień milowy i ta muzyka pozwoliła mi dość gładko przejść przez różne zwątpienia, zmartwienia i niepewności, które mną niegdyś targały. Następny Trench to chyba najlepsza płyta w ich dorobku – jest piekielnie mroczna i ciężka jak na standardy 21P i na szczęście jest to krążek mniej komercyjny (zresztą Tyler Joseph i Josh Dun przyznali w jakimś wywiadzie, że sukces Blurryface przytłoczył ich na tyle, że chcieli w kolejnym albumie uzyskać dźwięki znacznie mniej komercyjne, żeby ludzie skupili się na tekstach). Dlatego czekałem z niecierpliwością na to, co zaprezentują na najnowszej płycie. Tym bardziej że Scaled and Icy to zmyślny skrót od scaled down and isolated, co wpisuje się w myśl postpandemicznych dzieł. I mam naprawdę mieszane uczucia. Nie są negatywne, to chciałbym od razu zaznaczyć. W tym wypadku chodzi o zderzenie tego, czym chciałem, żeby Scaled and Icy było, a czym się faktycznie okazało. To z jednej strony wciąż ten sam, stary dobry, absolutnie niepodrabialny styl, jakim emanuje Twenty One Pilots, ale to także zupełnie nowy rozdział w historii tego duetu – jest skocznie, radośnie, czuć czasami dość mocny „ejtisowy” vibe i to taka naprawdę wakacyjna, lekka brzmieniowo płyta, idealna do słuchania w samochodzie. Oczywiście Tyler i Josh nie byliby sobą, gdyby za niezwykle popową podstawą, która cechuje ten krążek, nie ukryli głębszych znaczeń, ciekawych spostrzeżeń, celnych point i sporej różnorodności gatunkowej. Zauważyłem też jedną rzecz: jeśli puścimy sobie Scaled and Icy w tle, to ta płyta brzmi dość monotonnie i niewiele tam się rzeczy wyróżnia w sposób znaczący, ale jest to przyjemne dla uszu muzykowanie, natomiast kiedy odpalamy ten krążek z faktycznym zamiarem posłuchania, to odkrywa się przed nami potężna brama różnorodności, poupychanych smaczków, świetnych tekstów i dźwięki, których nie złapaliśmy wcześniej. A ja kocham artystów za takie zagrania. I chociaż Twenty One Pilots kojarzy mi się i chyba już zawsze kojarzyć będzie z zespołem pełnym symboli, niesamowicie trafnie opisującym nasze wewnętrzne zwątpienia, troski, żale, niepowodzenia, stany depresyjne i lękowe, to ten pogodny i miły album wcale nie spada tak daleko od rdzenia ich twórczości. A to w końcu Twenty One Pilots – mrok jest wpisany w ich egzystencję. Dlatego im bliżej końca albumu, tym mniej radośnie, lekko, a napięcie rośnie. Ludzie się zmieniają, po chmurach zawsze wychodzi słońce i można to też świetnie pokazać, mimo że wciąż drżymy o to, że z małej chmury za plecami znowu zrobi się potworny huragan…
Twenty One Pilots - Shy Away (Official Video)
Wykonawca: The Black Keys
Tytuł: Delta Kream
Data premiery: 14 maja 2021
Najsilniejszy punkt: Sad Days Lonely Nights, Come on and go with me
Najsłabszy punkt: brak
Gatunek: blues, rock, blues rock
Kojarzy mi się z: wczesnym Black Keys, nieśmiertelnym delta bluesem
Ocena: 8/10
Gotowi? No to lecimy z wyznaniem: Zespół The Black Keys to kolejny z tego zestawienia, który znajduje się na szczycie mojej muzycznej historii przesłuchiwań. Jeszcze do top 5 ich nie zaliczę, ale panowie powolutku zbliżają się do tego miejsca. The Black Keys świętuje w tym roku dwudziestolecie istnienia. Wydali z tej okazji dziesiąty album, przy czym Delta Kream to płyta wypełniona coverami i nie ma na niej choćby jednej autorskiej piosenki. Najnowszy krążek duetu z Ohio to hołd dla nurtu muzyki, od którego zaczynali, który ich ukształtował i za który ich pokochałem, czyli do bluesa. Delta Kream składa się z 11 coverów hill country bluesa, znanego też jako blues północnego Missisipi lub jeszcze inaczej jako blues Delty. Jego cechy charakterystyczne to skupienie na rytmie i perkusji, stabilne riffy i nacisk na groove. Na okładce albumu wykorzystano fotografię sklepu Delta Kream w Missisipi, wykonaną w latach 70. XX wieku przez Williama Egglestona. Muzycy najwięcej inspiracji zaczerpnęli z twórczości Juniora Kimbrougha, który tworzył scenę bluesową na przełomie lat 60. i 70. XX wieku. Tyle, jeśli chodzi o historię powstania albumu. Bardzo mnie cieszy, że ta płyta powstała i zupełnie nie przeszkadza mi fakt, że zawiera ona covery, ponieważ może i dla starych bluesowych wyjadaczy będzie to tylko ciekawostka – kolejna składanka coverów, jednak dla ludzi, którzy na co dzień nie żyją bluesem, ale mają do niego ciągoty, będzie to cenna lekcja historii, tym bardziej że już kusi mnie, by poszukać oryginalnych wersji piosenek zaproponowanych przez The Black Keys. Niezwykle raduje mnie też fakt, że po ostatnich kilku mniej bluesowych, a bardziej indie-rockowych płytach przyszła pora na powrót do korzeni. Przy czym nie ma tutaj miejsca na taki pazur, bunt i hałas, jakimi cechuje się płyta Thickfreakness z 2003 roku. Dziesiąta płyta w dorobku The Black Keys jest ciekawym punktem w ich karierze. Ciekawi mnie tylko, czy Delta Kream to swoiste zamknięcie klamrą pewnego rozdziału w historii zespołu, czy jednak zapowiedź powrotu do grania bardziej bluesowego. Czas pokaże.
The Black Keys - Crawling Kingsnake [Official Music Video]
Redaktor naczelny oraz współzałożyciel portalu Głos Kultury. Twórca artykułów nazywanych "Wielogłos". Prowadzący cykl "Aktualnie na słuchawkach". Wielbiciel kina, który od widowiskowych efektów specjalnych woli spektakularne aktorstwo, a w sztuce filmowej szuka przede wszystkim emocji. Koneser audiobooków. Stan Eminema. Kingowiec. Fan FC Barcelony.
Na tej stronie wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Więcej informacji znajdziesz w polityce prywatności. Czy zgadzasz się na wykorzystywanie plików cookies? ZGADZAM SIĘ
Manage consent
Privacy Overview
This website uses cookies to improve your experience while you navigate through the website. Out of these, the cookies that are categorized as necessary are stored on your browser as they are essential for the working of basic functionalities of the website. We also use third-party cookies that help us analyze and understand how you use this website. These cookies will be stored in your browser only with your consent. You also have the option to opt-out of these cookies. But opting out of some of these cookies may affect your browsing experience.
Necessary cookies are absolutely essential for the website to function properly. This category only includes cookies that ensures basic functionalities and security features of the website. These cookies do not store any personal information.
Any cookies that may not be particularly necessary for the website to function and is used specifically to collect user personal data via analytics, ads, other embedded contents are termed as non-necessary cookies. It is mandatory to procure user consent prior to running these cookies on your website.