the war on drugs

Aktualnie na słuchawkach #17: The War on Drugs, Jerry Cantrell, Brandi Carlile, Sam Fender

Witamy w kolejnej odsłonie cyklu Aktualnie na słuchawkach, w którym będziemy dzielić się przemyśleniami na temat czterech płyt, wystawimy im oceny, wskażemy naszym zdaniem najmocniejsze oraz najsłabsze utwory i podzielimy się z Wami teledyskiem (jeśli będzie dostępny). Słuchanie kolejnych płyt na potrzeby tego cyklu to dla nas poszerzenie horyzontów, wyjście ze strefy komfortu, eksploracja nieznanych muzycznie terytoriów i przede wszystkim dobra zabawa. W nowej odsłonie Aktualnie na słuchawkach omawiamy wyłącznie nowości muzyczne z poprzedniego miesiąca. Dlatego też dziś przeczytacie (i, miejmy nadzieję, posłuchacie) o nowościach października, za miesiąc o nowościach listopada, później grudnia itd. Nasze teksty będą się ukazywać raz w miesiącu, zwykle w pierwszym tygodniu nowego miesiąca. Da nam to łącznie 48 recenzji płyt rocznie. W każdym miesiącu postaramy się umieścić w zestawieniu przynajmniej jedną płytę mainstreamową oraz wyłuskać takie albumy, po które naszym zdaniem warto sięgnąć, mimo niskiej lub nawet znikomej rozpoznawalności muzyków, którzy je stworzyli. Dodatkowo postaramy się napisać, z jakim artystą bądź albumem kojarzy nam się omawiany wykonawca lub jego płyta. W tym miesiącu przedstawimy Wam między innymi The War on Drugs.

Nasz zespół redakcyjny odpowiedzialny za Aktualnie na słuchawkach to Patryk Wolski i Mateusz Cyra. Patryk jest miłośnikiem rocka, głównie pociągają go odłamy hard i stoner. Mateusz z kolei to niepoprawny Stan Eminema, miłośnik lirycznego rapu oraz amator jazzu i muzyki filmowej. Naszym wspólnym mianownikiem jest naprawdę szeroko pojęty indie rock oraz muzyka folk. Możecie spodziewać się zatem sporej różnorodności muzycznej.  

Pamiętajcie też, że na samym dole przypinamy playlistę Aktualnie na słuchawkach 10/21 dostępną na Spotify, na której umieściliśmy naszym zdaniem najfajniejsze piosenki z października 2021 roku.

Patryk Wolski:

Wykonawca: Jerry Cantrell

Tytuł: Brighten

Data premiery: 29 października 2021

Najsilniejszy punkt: Brighten, Prism of Doubt, Black Hearts and Evil Done

Najsłabszy punkt: Had to Know

Gatunek: hard rock, classic rock

Kojarzy mi się z: Alice in Chains (po reaktywacji), Chris Cornell (solo)

Ocena: 7,5/10

Jerry Cantrell jest znany przede wszystkim z działalności w kultowym zespole grunge Alice in Chains, ale od czasu do czasu daje o sobie znać w formie solowych albumów. Nie inaczej jest w tym roku – czwarty już krążek Cantrella, Brighten, zadebiutował 29 października. I chociaż dwa pierwsze utwory mogą sugerować, że płyta będzie bliźniaczo podobna do najnowszych dokonań Alice in Chains, to szybko przychodzi nam zmienić zdanie. I co najważniejsze – nie jest to negatywne odczucie. O ile bowiem albumy Alice in Chains dla wielu słuchaczy rocka mogą wydawać się zbyt ciężkie i zbyt ponure, to solowa płyta Jerry’ego Cantrella jest zaskakująco przyjemna i pełna ciepła. Posłuchajcie chociażby Prism of Doubt czy Black Hearts and Evil Done – to bardzo przyjemny rock w klasycznym wydaniu, który aż chce się nucić pod nosem. Charakterystyczne brzmienie gitary Jerry’ego Cantrella, które w zespole z Seattle zazwyczaj nabiera złowrogiego natężenia, tutaj ślicznie buja i zamiast odczuwać wrażenie przebywania w ciemnej piwnicy, można pomarzyć o plaży i słońcu. Oczywiście na najnowszych płytach Alice in Chains trafiały się już kawałki spokojniejsze, nastrajające pozytywnie, jednak przestrzeni na takie utwory było niewiele. Teraz Jerry Cantrell mógł sobie poużywać do woli, bez ograniczeń. Jego charakterystyczny, niski głos okazuje się pasować zarówno do heavy metalowego grania, jak i do rockowych ballad. Podobne zresztą odczucia miałem, słuchając ostatniej (niestety na pewno ostatniej) solowej płyty Chrisa Cornella Higher Truth – tam też dominowały ciepłe utwory, które świetnie się komponowały z mocnym głosem wokalisty. Wróćmy jednak do bohatera naszego odcinka – Brighten to bardzo dobra płyta, do której można od czasu do czasu wrócić dla kilku kawałków i melodyjnych solówek gitarowych Cantrella.

Jerry Cantrell - Brighten (Official Video)


Wykonawca: Brandi Carlile

Tytuł: In These Silent Days

Data premiery: 1 października 2021

Najsilniejszy punkt: Broken Horses, Mama Werewolf, Sinners, Saints and Fools

Najsłabszy punkt: You And Me On The Rock

Gatunek: pop, rock, folk

Kojarzy mi się z: Beth Hart

Ocena: 8/10

Brandi Carlile była mi do tej pory nieznana i muszę przyznać, że całkiem niezła z niej muzyczna barmanka – na najnowszej płycie In These Silent Days tak zmieszała ze sobą pop, rock i amerykański folk, że w pewnym momencie granice między stylami się zacierają, a w rezultacie wychodzi z tego bardzo smaczny album. Co w pierwszej kolejności rzuciło mnie na kolana? Potężny wokal Brandi Carlile, który skacze po skali, jak małe dziewczynki skaczą na skakance. Wokalistka sprawnie schodzi na niskie tony, aby za chwilę zaskoczyć słuchacza wysokimi rejestrami – i odkrywanie tych smaczków było (i w sumie nadal jest) dla mnie ogromną przyjemnością. Jej ogromny talent możemy poznać zarówno w piosenkach pełnych wigoru (za przykład niech posłużą Broken Horses czy Sinners, Saints and Fools), jak i w przepięknych balladach, z których szczególnie uwielbiam Mama Werewolf – tekst tego utworu jest bardzo smutny i mroczny i zalecam się w tę piosenkę uważniej wsłuchać. Mam tylko jeden, drobny problem z wokalem Brandi Carlile – ona bardzo chętnie używa w swoim śpiewie tzw. vibrato i czasami, że tak powiem, przeciąga strunę. Dla przykładu – promujący album utwór Right On Time ma kilka takich momentów, w których moje uszy zaczynają protestować, że ten dźwięk przeciągnięty jest zbyt długo. Oczywiście nie ujmuję jej talentu, bo utrzymać dźwięk tak długo to też sztuka. Jednak niekiedy mi to po prostu przeszkadza, przez co nie mogę w pełni cieszyć się jej singlem. Instrumentalnie mamy tu do czynienia z dużą ilością gitar – zarówno tych akustycznych, jak i elektrycznych z bluesowymi naleciałościami. Skutkuje to efektownymi, przemyślanymi kompozycjami, które już trafiły na moją stałą playlistę i Brandi Carlile jest kolejną artystką, której żałuję, że nie poznałem wcześniej. Ale właśnie po to jest niniejszy cykl – aby odkrywać nie tylko najnowsze albumy, ale i przy okazji zespoły i solistów, którzy byli nam nieznani. 

Brandi Carlile - Right On Time (Official Video)


Mateusz Cyra:

Wykonawca: The War on Drugs

Tytuł: I Don’t Live Here Anymore

Data premiery: 29 października 2021

Najsilniejszy punkt: Victim, I Don’t Live Here Anymore, Living Proof

Najsłabszy punkt: I Don’t Wanna Wait

Gatunek: indie rock, soft rock

Kojarzy mi się z: Band of Horses, Wilco

Ocena: 7/10

Czas na wyznanie: sprzątnąłem ten zespół Patrykowi sprzed nosa. Zwykle dzielimy się bezinwazyjnie zespołami i jeden drugiemu nie wchodzi w paradę. Zdarzały się nawet momenty, że jeden drugiemu ustępował i oddawał jakiś zespół, ale w październiku mało było płyt, które siadłyby mi w równym stopniu, co właśnie najnowsze dzieło amerykańskiego zespołu The War on Drugs. Nie jest to może krążek, który znajdzie się w moim corocznym top 10, ale zdecydowanie jest to jeden z tych materiałów muzycznych, do których z przyjemnością można powrócić. Bardzo dużo w tej płycie shoegaze’u – zdecydowanie nie sprawdzają się te dźwięki na spotkanie ze znajomymi, nie do końca nawet pasują te brzmienia do tego, żeby sobie plumkały w tle, bo po pierwsze – będzie to troszkę potwarz dla dorobku i umiejętności artystów pokroju The War on Drugs, a po drugie – tego po prostu trzeba słuchać na słuchawkach. Pomyśleć przy tym trochę, podumać, zachwycić się melodią czy gitarową solówką. Bo muzycznie to chyba jeden z lepiej dopracowanych albumów 2021 roku – każda piosenka zdaje się na miejscu, wszystko ze sobą pięknie współgra i w trakcie odsłuchu czuć dużą wagę przykładaną do detali. Panowie z Filadelfii musieli długo siedzieć w montażowni, gdy składali ten krążek do kupy. Tekstowo odbieram ten album jako swoistą podróż dojrzałego człowieka, który pragnie przewartościować swoje życie, swoją codzienność i wyciągnąć z niego coś więcej, coś nowego. 

The War On Drugs - I Don't Live Here Anymore (feat. Lucius) [Official Music Video]


Wykonawca: Sam Fender

Tytuł: Seventeen Going Under

Data premiery: 8 października 2021

Najsilniejszy punkt: Spit Of You, Seventeen Going Under, Get You Down

Najsłabszy punkt: Paradigms

Gatunek: indie rock

Kojarzy mi się z: Inhalers, The Killers, Bruce Springsteen

Ocena: 7/10

Wyznanie: miałem okazję słuchać debiutu Fendera z 2019, zresztą jego Hypersonic Missiles o mały włos nie znalazło się w jednym z moich zestawień sprzed dwóch lat, wypadło jednak, ale Fendera miałem ciągle na uwadze, dlatego, gdy tylko zobaczyłem, że ukazała się jego druga płyta – miałem pewność, że to właśnie ten krążek przyjdzie mi omawiać. To świetny w brzmieniu, nadający się do powtórnego odtwarzania, solidny album, chyba tylko nieznacznie słabszy od poprzedniego. Dlaczego? Zaraz wyjaśnię. Gdyby Fender zdecydował się zrealizować swój nowy materiał tylko i wyłącznie w oparciu o swoje życie, swoje wspomnienia, plany, marzenia, pomysły i ogólną rzeczywistość – prawdopodobnie wyszłoby z tego arcydzieło i niekwestionowany kandydat do płyty roku. Zdarzyły się niestety na Seventeen Going Under nikomu niepotrzebne i nic niewnoszące do całości (poza lekkim rozdrażnieniem słuchacza) polityczne wtrącenia, które są tak radykalne, jak tylko mogą być poglądy młodego człowieka. Powiem tak: teksty Fendera błyszczą, gdy umieszczają jego młodość pod mikroskopem, ale gubią się, gdy celują lornetką w świat. I w zasadzie jest to z mojej strony chyba najlepsze określenie tej płyty. Fender wielokrotnie powtarza, że Bruce Springsteen jest jego największym muzycznym idolem i wzorem do naśladowania i tego wpływu po prostu nie da się ukryć, ale o ile Brytyjczyk podąża ciekawą ścieżką, o tyle do Bossa mu wciąż daleko. 

Sam Fender - Spit Of You (Official Video)


 

the war on drugs

Write a Review

Opublikowane przez

Mateusz Cyra

Redaktor naczelny oraz współzałożyciel portalu Głos Kultury. Twórca artykułów nazywanych "Wielogłos". Prowadzący cykl "Aktualnie na słuchawkach". Wielbiciel kina, który od widowiskowych efektów specjalnych woli spektakularne aktorstwo, a w sztuce filmowej szuka przede wszystkim emocji. Koneser audiobooków. Stan Eminema. Kingowiec. Fan FC Barcelony.  

Patryk Wolski

Miłuję szeroko rozumianą literaturę i starego, dobrego rocka. A poza tym lubię marudzić.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *