cheer

Bez pomponów – Greg Whitely – „Cheer” [recenzja]

Cheerleading to coś, co – przynajmniej w Polsce – kojarzymy głównie z amerykańskich filmów. Najczęściej są to komedie lub komedie romantyczne, nic więc dziwnego, że nasze skojarzenie z tą dziedziną sportu zaczyna się i kończy jednocześnie najczęściej gdzieś na etapie wymalowanych blondynek machających pomponami, które wyrzeźbionymi, seksownymi ciałami nadrabiają intelektualne braki. Tymczasem cheerleading to sport wymagający i okrutny jak każdy inny. Często nie wybacza błędów, wymaga największych poświęceń i potrafi złamać serce. Równie dobrze jednak może stać się domem, rodziną i ratunkiem przed zejściem na złą ścieżkę. Opowiada o tym jeden z nowszych dokumentów Netflixa, zatytułowany po prostu Cheer, który swoją premierę miał 8 stycznia. Po jego obejrzeniu już nigdy nie spojrzymy na cheerleaderki i cheerleaderów z pobłażaniem. Z szacunkiem i podziwem natomiast – jak najbardziej.

Dokument w reżyserii Grega Whitely’ego skupia się na drużynie cheerleaderskiej z Navarro College i robi to nie bez powodu. Jest to najbardziej utytułowana w swojej dziedzinie drużyna, która już 14 razy zdobyła tytuł mistrza, o który co roku walczą najbardziej utalentowani zawodnicy i ich trenerzy w Daytonie, na Florydzie, gdzie odbywają się bezlitosne mistrzostwa cheerleadingu. Navarro, ze względu na swoje zwycięstwa, renomę i osobę trenerki, jest niemalże mekką wszystkich młodych ludzi, którzy aspirują do miana profesjonalnego cheerleadera. To tutaj chcą trenować zarówno dziewczyny, jak i chłopaki. To z tą drużyną chcą wygrywać i to z nią mają na to największe szanse. Do sukcesu drużyny przyczyniła się w ogromnej mierze trenerka, Monica Aldama, która w niewielkiej Corsicanie w Teksasie ćwiczy z cheerleaderami już od ponad dwudziestu lat. Początkowe wrażenie, gdy poznajemy tę zadbaną kobietę, nie jest do końca pozytywne. Aldama jest surowa, twarda, nie odpuszcza swoim wychowankom (a śmiało właśnie tak możemy ich nazwać), nie daje im taryfy ulgowej; wyciska z nich siódme poty, oczekuje od nich najlepszej formy i posłuszeństwa. Być w jej drużynie, to liczyć się także z tym, że wszystko, co robimy (także prywatnie), będzie rozpatrywane pod kątem tego, czy i jaki ma wpływ na drużynę. Monica ma władzę także nad tym, co jej podopieczni publikują na swoich portalach społecznościowych. A jednak w żadnym momencie dokumentu nie spotkamy się z krytyką trenerki czy choćby narzekaniem na nią. Wręcz przeciwnie – Monia Aldama, nazywana przez członków drużyny Navarro Królową, jest tam nie tylko najbardziej szanowaną personą, ale także w pewnym stopniu matką tych wszystkich dzieciaków. Wszystko, co robią, robią, by jej zaimponować, zadowolić ją, sprostać jej oczekiwaniom. Wskoczyliby dla niej lub za nią w ogień. Przy całej jej surowości i wysokich wymaganiach aż dziw bierze, jak mocno członkowie Navarro są wpatrzeni w swoją trenerkę i jak bardzo ją kochają.

cheer

Choć dokument liczy sobie sześć całkiem długich odcinków, nie zdążymy, rzecz jasna, poznać wszystkich zawodników i ich historii. Jednak twórcy zdecydowali się wyróżnić kilka osób, którym kamery przyglądają się baczniej, czasami uwieczniając także ich rodziny i bliskich. W ten sposób poznajemy nieco bliżej Lexi, Morgan, Jerry’ego, Gabi i LaDariusa. Gabi Butler to prawdziwa gwiazda – zarówno w mediach społecznościowych (jej profil na Instagramie obserwuje w tym momencie ponad 800 tysięcy osób), jak i prywatnie. Chyba każdy, kto interesuje się cheerleadingiem, zna tę dwudziestoparolatkę lub chociaż kojarzy jej nazwisko. Z początku widz poznaje uśmiechniętą, niesamowicie utalentowaną i sławną dziewczynę, która w tak młodym wieku osiągnęła tak wiele – nie tylko w świecie sportu, bo jej rozpoznawalność pozwoliła jej na zarabianie na życie, w czym czynny udział bierze jej rodzina; ojciec pełni funkcję jej menedżera. Gabi, dostrzegając zainteresowanie jej strojami na zdjęciach publikowanych na Instagramie, postanowiła stworzyć własną linię bikini. To tę zawodniczkę chciałaby mieć każda drużyna w zespole, to jej obecność może przesądzić o wygranej. Jest niezastąpiona, bezbłędna, perfekcyjna; do tego piękna, pracowita i niesamowicie utalentowana. Wyobrażacie sobie taką osobę? Czy to możliwe, żeby istniała naprawdę? No właśnie – kamera szybko wyłapuje to, czego często nie widać na zdjęciach, a mianowicie fakt, że Gabi jest człowiekiem, jak każdy inny. Również ona popełnia błędy, miewa gorsze dni, wpada we frustrację, miewa zwyczajnie dość. Legenda, jaka wokół niej narosła, obraz idealnej i stawianej jako wzór do naśladowania nie pomagają – dziewczyna odczuwa niesamowitą presję, która nie ułatwia jej życia. Choć więc z początku myślimy niemal z zazdrością o jej kolorowym, pełnym uznania, tytułów i fanów życiu, ostatecznie nasuwa się myśl, że niełatwo być Gabi Butler.

cheer

W opozycji do idealnej dziewczyny, za którą murem stoi rodzina, wspierając i angażując się (w domyśle widza pozostaje, czy nie za bardzo) w jej karierę, mamy Lexi, Jerry’ego i Morgan. Ta pierwsza to dziewczyna, którą przyjęcie do drużyny Navarro ocaliło najprawdopodobniej od życia w więzieniu i na – chyba możemy tak stwierdzić – marginesie społecznym. Lexi to samotniczka i buntowniczka; bardzo długo nie potrafiła odnaleźć się w zespole jako członek drużyny. Idealnie wpasowała się natomiast umiejętnościami i talentem. Lexi wyczarowuje na macie niesamowite akrobacje, dlatego jest ważnym filarem drużyny. Jak sama mówi, ocaliła ją nie tylko przynależność do utytułowanego zespołu, ale także sama trenerka. Podobne zdanie ma Morgan – dziewczyna z rozbitej rodziny, która w momencie kręcenia dokumentu jest już w Navarro drugi rok, jednak w pierwszym nie udało jej się wystąpić na upragnionych mistrzostwach w Daytonie. Jak w każdym sporcie bowiem, tak i tutaj oprócz podstawowego składu są także rezerwowi. Sporo rezerwowych, bo o kontuzję w cheerleadingu nietrudno. Morgan ma jednak nadzieję, że tym razem się uda. Nie ma ani takiego wdzięku i charyzmy jak Gabi, ani takich umiejętności jak Lexi – sama zresztą przyznaje, że na tle innych dziewczyn nie prezentuje się najlepiej. Wyróżnia ją jednak ogromna ambicja i zaangażowanie. Morgan wspierana jest przez dziadków, u których zamieszkała po niezbyt przyjemnych doświadczeniach rodzinnych. Jak sama jednak mówi, nigdzie nie zagrzała miejsca na dłużej. Navarro stanowi wyjątek. Morgan ubóstwia swoją trenerkę – pod tym względem jednak nie stanowi wyjątku. Wszyscy w drużynie ubóstwiają swoją królową.

cheer

Jerry również nie miał w życiu łatwo. Jego kochająca i wspierająca mama, która pomimo braku czasu i środków finansowych robiła wszystko, by jej syn mógł spełniać się w tym, co kochał od dziecka, zmarła na raka, a Jerry pozostał bez rodziny. Odnalazł ją jednak pośród członków zespołu – również tych byłych. Na tle pozostałych cheerleaderów Jerry wyróżnia się fizycznie – nie jest umięśniony tak jak inni ani tak szczupły, jak oni. Cechuje go jednak wyjątkowa radość życia, którą zaraża innych – podobnie jak śmiechem. Jest sercem tej drużyny, choć podobnie jak Morgan nie udało mu się jeszcze wystąpić w Daytonie. To wyjątkowe doświadczenie nie ominęło natomiast LaDariusa, który choć pewny siebie, a wydawać by się mogło, że wręcz arogancki, zmienia się pod wpływem Moniki. Nie można odmówić mu także ambicji i talentu.

cheer

Dla nich wszystkich, ale także dla pozostałych, Navarro stało się drugim – w przypadku niektórych pierwszym lub jedynym – domem, a trenerka matką. Kochają ją i szanują, nawet w prywatnym życiu myśląc, co Monica powiedziałaby o ich zachowaniu. Niesamowity autorytet tej kobiety pozwolił zbudować drużynę gotową na każde poświęcenie. A tych w cheerleadingu nie brakuje. Treningi, które obserwujemy, występy, a w ostatnim odcinku w końcu upragniony występ na mistrzostwach pokazują, jak wymagający jest to sport. Akrobacje i figury, które wykonują dziewczyny i chłopaki w błyszczących, kolorowych strojach tylko z daleka wyglądają lekko, a ich wykonanie kojarzy się z gracją i wdziękiem. Kiedy przyglądamy się bliżej ćwiczeniom i słyszymy plaśnięcia, kiedy ciało cheerleaderki uderza z całą mocą o ręce łapiących ją chłopców (a czasem lądując na macie); kiedy słyszymy zawodników tak zipiących, że ledwo łapiących oddech, kiedy widzimy ich napięte do granic możliwości mięśnie, ich siniaki i łzy zmęczenia, a także grymasy bólu; kiedy widzimy drżące z wysiłku ręce cheerleaderów utrzymujących uśmiechające się podczas wykonywania piramidy dziewczyny… Wtedy tak naprawdę dociera do nas, jak wielki wysiłek podejmują i jak wielkie ryzyko się z nim wiąże. Jest jeszcze niesamowicie ważna kwestia zaufania i tego, jak wiele zależy od drugiej osoby. W większości sportów jesteśmy zdani na siebie. Nawet sporty drużynowe mają to do siebie, że wszelkie kontuzje i urazy zazwyczaj są winą poszkodowanego i to on może mieć pretensje do siebie. W cheerleadingu bez zaufania nie osiągnie się nic. Ale nawet to bezgraniczne nie sprawi, że wszystko pójdzie zgodnie z planem. Chwila nieuwagi jednej osoby może kosztować zdrowie, a nawet życie drugiej. Dziewczyny stojąc na szczycie piramidy, są uzależnione od kondycji, koncentracji, zgrania i siły dziewczyn, które je trzymają, i chłopców, którzy stoją u podstawy figury. Wystarczy moment, by cheerleaderka zamiast w rękach umięśnionego zawodnika wylądowała boleśnie na macie. A wtedy można stracić wszystko.

cheer

Kontuzje, ból, zmęczenie, nieprawdopodobny wysiłek, popisowe akrobacje, igranie z grawitacją, wyrzeczenia, urazy, siniaki, złamania… To wszystko towarzyszy zawodnikom przez rok treningów i prób. Intensywna harówka i podporządkowanie całego swojego życia dla… niecałych dwóch minut występu na mistrzostwach. Na których wszystko może pójść świetnie i zgodnie z planem… lub nie. Tutaj nie ma wieloetapowych zawodów, nie ma kilku występów ani drugich szans. Nie można poprawić swojego wyniku w następnym biegu, powalczyć w kolejnym skoku, odrobić straty do rywala w rewanżu. Owszem, zbiera się punkty, ale ma się na to tylko te niepełne dwie minuty. Brzmi okrutnie, ale taki jest sport, niemal każdy. Jest w tym również swoiste piękno i coś, co od zawsze przyciąga do niego ludzi – tych, którzy go uprawiają i tych, którzy im kibicują. Do tego dochodzi jeszcze kwestia przysłowiowych pięciu minut sławy i blasku, które tutaj, w Navarro College, są niemal dosłowne. To bowiem uczelnia jedynie dwuletnia – tylko tyle czasu daje zatem swoim zawodnikom na bycie wśród najlepszych. A co potem? Cheerleading nie jest zajęciem na całe życie. To sport dla studentów. Dla tych z Navarro po dwóch latach jest już po wszystkim. Czy mają plany na dalsze życie związane ze sportem? Czy trudno im będzie opuścić Monicę? Co nieco dowiemy się pod koniec dokumentu, coś więcej można znaleźć w Internecie.

Ja znalazłam informacje o Lexi, Gabi, Morgan, Jerrym, LaDariusie. To natomiast, że w ogóle ich szukałam, świadczy o jednym  – że dokument od Netflixa angażuje i przybliża nas do jego bohaterów. Można z nimi sympatyzować, można im kibicować. I choć Cheer nie jest szczytem możliwości, jeśli chodzi o filmy dokumentalne, to jest to naprawdę udanie i ciekawie skonstruowana produkcja, która porusza temat, o którym nigdy nie powiedziałabym, że mnie zainteresuje. A jednak – wciągnął mnie i zaangażował. Kibicowałam nie tylko całej drużynie, ale także poszczególnym osobom – jednym bardziej, drugim mniej. Cheer udowadnia, że sport jest kapryśny, bezlitosny i bywa okrutny. Wymaga poświęceń i wyrzeczeń. Sprawia ból i rani. Jednak bycie częścią zespołu i przekraczanie własnych granic pomagają wyjść na prostą, odnaleźć rodzinę i stać się jej częścią, a także zbudować pewność siebie. Co ważne dla potencjalnego odbiorcy – w żadnej chwili nie mamy wrażenia, że coś jest sztuczne, robione pod publikę. Wydaje się wręcz, że zawodnicy i zawodniczki, trenerka i reszta osób, które będziemy śledzić przez tych sześć odcinków, nie zauważa kamer i zachowuje się tak, jakby ich tam w ogóle nie było. Jak to bywa w dokumencie, jesteśmy świadkami różnych, nieprzewidzianych zdarzeń – kontuzji, zmian w drużynie wprowadzanych na ostatnią chwilę, niepowodzeń, niespodzianek. Wielka szkoda, że mistrzostwa w Daytonie, do których cały czas dążymy wraz z bohaterami  i kamerzystami, by w końcu w finale Cheer je oglądać, zostały nagrane nie przez twórców dokumentu, a przez uczestników wydarzenia, ich własnymi telefonami. Ponieważ organizatorzy nie zgodzili się niestety na wpuszczenie ekipy filmowej.

Cheer od Netflixa ogląda się z zaskakującym zaangażowaniem i zainteresowaniem. Twórcy doskonale wiedzieli, jak wyważyć dawki, w których przedstawiany jest trening całego zespołu i historie poszczególnych jego członków. Z dokumentu bije sportowa rywalizacja, duch drużyny, niesamowite, magiczne wręcz moce sportu, a także nadzieja, zawód i ambicja – wszystko to, co towarzyszy nam również w naszym życiu. I choć cheerleading nie jest w Polsce popularny i raczej kojarzy się z wyniosłą elitą amerykańskiej szkoły, to dokument Netflixa pokazuje o wiele bardziej ludzką, a nawet w pewien sposób mroczniejszą stronę tego sportu, który tak wiele wymaga, a w porównaniu do innych dyscyplin daje mimo wszystko tak niewiele i na tak krótko – a przynajmniej w świecie sportu. Jeśli chodzi bowiem o życie, to okazuje się, że potrafi naprostować niejedno z nich, polepszyć i zachęcić do stawania się coraz lepszym człowiekiem. Odpornym zarówno na krótkotrwały blask sukcesu, jak i na bolesne porażki i upadki. Wszyscy, którzy lubią kulturę amerykańską i wszystko, co związane ze Stanami, na pewno będą zadowoleni z seansu. Fani cheerleadingu tym bardziej. Ja jednak nie zaliczam się ani do jednych, ani do drugich, a Cheer obejrzałam z przyjemnością i ciekawością. To dobrze zrealizowany dokument, który bardzo głęboko wnika w świat cheerleadingu i ludzi, którzy postanowili związać z nim swoje życie – choć większość tylko na krótko, to jednak bardzo intensywnie. I nie zdziwcie się, ale nie będziecie świadkami machania pomponami – wbrew Waszym skojarzeniom i plakatowi, który reklamuje produkcję.

cheer

Fot.: Netflix


Przeczytaj także:

Recenzja serialu Spinning out

cheer

Write a Review

Opublikowane przez

Sylwia Sekret

Redaktorka naczelna i współzałożycielka Głosu Kultury. Absolwentka dyskursu publicznego na Uniwersytecie Śląskim (co brzmi równie bezużytecznie, jak okazało się, że jest w rzeczywistości). Uwielbia pisać i chyba właśnie to w życiu wychodzi jej najlepiej. Kocha komiksy, choć miłość ta przyszła z czasem. Zimą ogląda skoki narciarskie, a latem do czytania musi mieć świeży słonecznik.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *