Klaudia i Michał omawiają film Chora na siebie, który na polskie ekrany wprowadził dystrybutor Aurora Films. Nasi redaktorzy nie mają wątpliwości, że jest to film ważny, ukazujący problemy, które być może nie są dla widza nowe, ale na pewno takie, o których nie rozmyślamy na co dzień, a być może takich osób, które się z nimi borykają, jest wokół nas więcej, niż moglibyśmy przypuszczać. Chora na siebie to swego rodzaju satyra na nasze czasy i czarna komedia, która opowiada o potrzebie bycia zauważonym człowiekiem, a raczej krok dalej − bycia w centrum uwagi. Skandynawską produkcję Głos Kultury objął patronatem medialnym i oczywiście gorąco zachęcamy do seansu i dyskusji. Tymczasem zapraszamy do lektury Wielogłosu.
Spis treści
Wrażenia ogólne
Klaudia Rudzka
W tym filmie wszystko było toksyczne łącznie z głównymi bohaterami i ich relacją. Myślę, że warto zobaczyć to dzieło pod kątem psychologicznym, ponieważ można tu dostrzec głębszy problem, mianowicie do czego może doprowadzić chęć zdobycia sławy – tak popularna w świecie, w którym w zasadzie wszystko można znaleźć na Instagramie czy na TikToku. Główna bohaterka zdaje się pogubiona zarówno w samej sobie, jak i w otaczającym ją świecie, a relacja, którą tworzy ze swoim partnerem, tylko to uczucie pogłębia, co prowadzi do tragicznych skutków. A jakie są Twoje wrażenia, Michał?
Michał Mielnik
Film ten z początku wydaje się dość trywialny i odnosi się do tematu, który był już eksploatowany w kinie. Obraz bowiem tematyzuje zjawisko kryzysu w związku romantycznym i w tym zakresie przypomina nieco inną − dużo głośniejszą produkcję norweską − tj. Najgorszego człowieka na świecie. Jednak po chwili obcowania z tym obrazem wnioski są diametralnie odmienne w zakresie samej problematyki, która z kolei nie jest aż tak często podejmowana w kinie czy też ogólnie w tekstach kultury, a sprowadza się do zjawiska swoistego kompulsywnego uzależnienia od atencji.
Rys fabularny
Klaudia
Signe i Thomas żyją ze sobą w związku, mieszkają ze sobą pod jednym dachem, dzielą się swoimi sprawami i codziennością, ale to tylko pozory. Pod otoczką idealnej pary kryje się niepohamowana rywalizacja o to, kto jest lepszy, kto ma więcej osiągnięć i odnosi większe sukcesy. Thomas jako renomowany artysta zdaje się chełpić swoją karierą artystyczną, Signe natomiast odbiera to jako brak zainteresowania z jego strony, co budzi w niej silną potrzebę dorównania mu i wniknięcia w świat, w którym stanie się rozpoznawalna. Wzajemna relacja tych dwojga jest wyniszczająca zarówno dla jednej, jak i drugiej strony − niestety bohaterowie tego nie widzą i dalej pogrążają się w fatalnej w skutkach sytuacji.
Michał
Właściwie wszystko już napisałaś na ten temat Klaudio. Tytuł jest symptomatyczny, choć bałamutny w kontekście owego powyższego odniesienia się do samego wstępu filmu. Nie jest to klasyczna komedia romantyczna ani też w żadnym wypadku melodramat. Jeśli mielibyśmy używać kliszy gatunkowych, to raczej mamy w tym miejscu do czynienia z formułą czarnej komedii, która to jest dość charakterystyczna dla tego kręgu kulturowego. Swoista tragikomedia na ważny temat społeczny.
ZALETY I WADY FILMU
Klaudia
Zaletą filmu niewątpliwie jest ukazanie problemów, z jakimi boryka się Signe. Jest niedowartościowaną, pełną strachu i nieszczęśliwą kobietą pracującą w kawiarni, która marzy o wielkiej karierze i chciałaby spełniać się w tej roli. Niestety codzienność przytłacza ją do tego stopnia, że posuwa się do ostateczności, by osiągnąć swój cel, co zostało bardzo dobrze odwzorowane na ekranie. Bardzo podobała mi się również kwestia przedstawienia wzajemnych, współczesnych relacji towarzyskich, w których ludzie spotykają się ze sobą właściwie dla zasady, a pod powierzchnią kryją się nieprzepracowane wyrzuty i pretensje. Jeśli chodzi o wady, to niewiele ich dostrzegam z uwagi na to, że film bardzo przypadł mi do gustu. Być może minusem jest to, że główna bohaterka przez swoją osobowość bywa dość irytująca na ekranie, ale rozumiem, że to celowy zabieg, by jeszcze mocniej uwydatnić problemy, które są w niej zakorzenione i to, jak bardzo sobie z nimi nie radzi. Ciekawi mnie, jakie są Twoje spostrzeżenia, Michał, na ten temat?
Michał
Film jest to dość przejrzysty formalnie (tj. mam na myśli warstwę stricte wizualną), a mając na uwadze samą tematykę i nawet czysto fabularnie tę intrygującą formułę wnikania w jakieś mityczne kolejne kręgi narracyjne (film ma w pewnym sensie strukturę szkatułkową, ale nie w znaczeniu, jakie tej strukturze nadaje choćby klasyczny kazus Rękopisu znalezionego w Saragossie, ale twórczość raczej Kiryła Sieriebrennikowa − vide Dzień w Juriewie i Siergieja Łoźnicy − vide Łagodna), poczytuję to jako pewną wadę, bo oczekiwałbym raczej fajerwerków formalnych. Niemniej jednak Chora na siebie nadrabia te potencjalne braki przede wszystkim gatunkowymi referencjami do twórczości Davida Cronenberga (body horror) czy nawet Rubena Ostlunda poprzez ostrze satyry wymierzone w mieszczańską poprawność polityczną i kulturowe snobizmy odnośnie do świata sztuki.
PROBLEMATYKA
Klaudia
Film ukazuje relacje dwojga ludzi, którzy dawno powinni zerwać spiralę wzajemnie napędzającego się nieszczęścia, oraz unaocznia, do czego może prowadzić usilna chęć zaistnienia w świecie. By to osiągnąć, Signe spożywa w ogromnych ilościach w tajemnicy przed wszystkimi wyniszczający i szpecący ją lek. Niestety jej cel nie odnosi skutku, co w ostateczności prowadzi ją do ruiny.
Michał
Tutaj pozwolę się z Tobą nie zgodzić z uwagi na okoliczności podnoszone wyżej. Ich relacja jest w ogólnym rozrachunku mało istotna. Twórcy nie poświęcają jej większej uwagi (nie w takim stopniu, w jakim dotyczy to właśnie Najgorszego człowieka na świecie). Nawet owa chęć zwrócenia na siebie uwagi głównej protagonistki nie odnosi się do konfliktu w relacji romantycznej, a atencji w ogóle w dobie rozwiniętych mediów społecznościowych.
OMÓWIENIE WYBRANYCH POSTACI
Klaudia
Mimo wszystko bardzo podobała mi się rola Signe jako osoby zaburzonej, która ewidentnie potrzebuje pomocy. Twórcom filmu wspaniale udało się uchwycić miotające nią problemy oraz to, co dzieje się w jej głowie, i można to nazwać jej pragnieniami, celem, który chciałaby osiągnąć, dokonując rzeczy tak absurdalnych i jednocześnie tragicznych w skutkach. Bardzo dobrze została również pokazana jej zazdrość i zawiść wobec Thomasa, który mimo wszystko starał się jej pomóc w trudnej sytuacji. Co również zasługuje na uwagę, przynajmniej z mojej perspektywy, to fakt, że pomimo niechęci, którą czujemy wobec bohaterki, ciężko ją oceniać ze względu na jej zachowanie, gołym okiem bowiem widać, że jest to osoba zaburzona, która potrzebuje pomocy, a krytyka tylko pogłębi stan, w którym się znajduje.
Michał
Wbrew pozorom nie jest to film o związkach, ale o jednej kobiecej bohaterce, tj. Signe. Thomas jest tu tylko tłem − odbiciem jej lęków i pragnień, które nie zaistniałyby, gdyby nie jego sukces zawodowy. Budzi ona jakąś formę żalu jako postać niespełniona, która chciałaby zaistnieć, a nie ma ku temu predyspozycji. Jest osobą przeciętną, pozbawioną jakichkolwiek talentów, która chorobliwie chciałaby być zauważona. Dobrze przy tym, że rysunek tej postaci nie ucieka w kierunku taniej psychoanalizy.
AKTORSTWO
Klaudia
Tu również pragnę wspomnieć o Signe − w jej rolę wcieliła się gwiazda kina skandynawskiego Kristine Kujath Thorp. Aktorka idealnie oddaje ducha swojej roli. Z jednej strony oglądanie jej poczynań bywa męczące i, tak jak napisałam wcześniej, jej postać jest dość irytująca, ale jednocześnie to duży atut w kwestii aktorstwa, który pozwala wniknąć w tę postać i odczuwać razem z nią to, czego doświadcza.
Michał
Tak, zgadzam się. To jedyna główna bohaterka tego obrazu i Kristine Kujath Thorp, znana z pokazywanego nie tak dawno w kinach filmu Ninjababy, wywiązała się z tej roli znakomicie, wygrywając wszystkie niuanse swojej postaci.
KWESTIE TECHNICZNE
Klaudia
Na uwagę bez wątpienia zasługuje charakteryzacja aktorów, a zwłaszcza oszpecona twarz Signe. Jest to jednocześnie szokujące, ale twórcy próbują również wydobyć piękno z choroby, która ją dotknęła, a raczej będącej skutkiem ubocznym zażywania leku.
Michał
Tak jak wspomniałem wyżej, formalnie jest to dzieło aż zbyt przejrzyste, co przekłada się na pewną techniczną poprawność, w szczególności w aspekcie zdjęć. Intryguje montaż, bo on właśnie oddaje pewien stopień zaburzenia Signe.
SŁOWEM PODSUMOWANIA
Klaudia
Chora na siebie to film, który bez wątpienia warto zobaczyć. Uważam, że to szokujące dzieło ukazujące bardzo dobrze współczesne problemy − zarówno jeśli chodzi o dążenie po trupach do celu, jak również problemy wewnętrzne i zaburzenia, z których nie do końca zdajemy sobie sprawę. Jest to moim zdaniem w pewnym sensie kino psychologiczne, które trafia do głębi i pozostaje w nas na długo, ponieważ stawia również pytanie: jak wiele Signe jest wśród nas?
Michał
To kino środka, które nie popada w schemat arthouse’u. Osobiście mam słabość do kina skandynawskiego ze względu na lekkość i humor, z jaką twórcy z tego obszaru mówią o rzeczach trudnych. Niezmiernie cieszą mnie nawiązania do jednego z moich ulubieńców, tj. Davida Cronenberga, które są tutaj bardzo widoczne.