Cicha premiera tego filmu w sposób hiperaktualny zbiega się z dyskusją (jałową, bo sprowadzoną do paraideologicznych pokrzykiwań na potrzeby nie tak dawno zakończonej kampanii wyborczej), jaka toczy się w Polsce odnośnie do statusu osób nieheteronormatywnych. Wobec braku w naszej rodzimej kinematografii egzemplifikacji takiego kina, a już tym bardziej do nurtu przedstawiającego kondycję ludzi transgenderowych, musimy posiłkować się wzorcami w belgijskim kinie. Tych nie brakuje, a warto w tym miejscu wskazać nie tylko omawiany film, ale też nie tak odległy obraz zatytułowany zwyczajnie i w pewnym sensie prowokacyjnie Girl. Właśnie porównanie owych przedstawień mniejszości seksualnej jest w tym wszystkim interesujące.
Tytułowa Lola ma 18 lat i znajduje się przed kosztowną operacją uzgadniania płci. Pozostaje w trudnych relacjach ze swoim ojcem – do tego stopnia zresztą, że nie jest mile widziana na pogrzebie własnej matki, która notabene pomagała jej finansowo. Lola chcąc spełnić jej ostatnie życzenie, a mianowicie rozrzucić prochy, wyrusza w trudną podróż z konserwatywnie nastawionym ojcem. To diametralnie odmienny punkt wyjścia niż ten przedstawiony w filmie Girl, kiedy czuły empatyczny bohater rozpościera parasol ochronny nad swoim dzieckiem bez względu na to, jaką orientacją psychoseksualną ono reprezentuje. Trzeba przy tym przyjąć, że w filmie Lola motyw relacji ojcowsko-dziecięcych w momencie konstruowania nowej tożsamości jest jednak silniej zaakcentowany, podczas gdy w tamtym nominowanym do Europejskich Nagród Filmowych obrazie był to jednak tylko jeden z wątków, a nadto subsydiarnych. Uzupełniał on po prostu podstawowy temat, jakim była przede wszystkim fizyczna przemiana. Wyższość Loli w aspekcie rysunku psychologicznego bohaterów oraz zachodzących między nimi interakcji wynika z dość przekornie wykorzystanych konwencji kina drogi i kina kumplowskiego (jestem świadomy nieadekwatności tej etykietki), które stają się fabularnymi narzędziami opisującymi trudne, fragmentaryczne i kruche, ale jednak pojednanie.
Inna jest też temperatura oraz styl obu filmów. Podczas gdy Girl jest w warstwie wizualnej pastelowy, a narracyjnie minimalistyczny, to jednak Lola, z uwagi na tytułową bohaterkę noszącą różowe włosy bubble gum (jak w utworze Pezeta pod tytułem Magenta) stanowi anarchistyczno-punkowy popis w neonowo-kampowym sosie z odrobiną czarnego humoru. Już sam fakt peregrynacji przez połowę Belgii z rozsypującymi się prochami matki w urnie stanowi przyczynek do na wpół makabrycznych żartów. Fabuła Michaliego jest też aktorskim popisem Benoita Magimela, czyli jednego z najbardziej topowych francuskich aktorów. Ten maczystowski perwers z pamiętnej Pianistki Michaela Haneke staje się tutaj, wcielając się właśnie w rolę ojca, uosobieniem obskuranckiej mieszczańskiej transfobii. Nie jest to może film ze wszech miar odkrywczy, tak fabularnie, jak i tematycznie, ale w atrakcyjny ekranowo sposób podejmuje problematykę wciąż trudną do zaakceptowania – nawet w tak postępowym kraju, jak Belgia.
Fot.: Tongariro Releasing;