fujowy żywot

Zielonowłose zniszczenie – Skottie Young – „Nienawidzę Baśniowa – 2 – Fujowy żywot” [recenzja]

Słodka kraina pełna pięknych kolorów, niesamowitych stworzeń, niepowtarzalnych krain. Raj stworzony jakby z tysięcy lat najbogatszych, pracujących na pełnych obrotach wyobraźni. Witajcie w Baśniowie – tutaj wszystko jest możliwe! Poza przeklinaniem, rzecz jasna. Obowiązuje bowiem ścisła cenzura, co może i wydaje się z początku fujowe, ale z czasem można się przyzwyczaić do tej ciastolonej cenzury. Witajcie w Baśniowe raz jeszcze! Znajdziecie tu kolory, o jakich Wam się nie śniło, czary, których istnienia nie podejrzewaliście, radość, o jakiej większość z nas tylko śni. Baśniowo wita Was w tym cudownym dniu, kilku zasad się nauczycie tu – spokój, ład, dobry ton, wszechobecny bon ton, w Baśniowie tego trzymaj się. Miłym bądź, słowa waż, glancuj but, wytrzyj… twarz. Baśniowo chce gościć Was… bierzcie jednak nogi za pas! Fujowy żywot to druga część cyklu,w którym powraca Baśniowo i jego największa rywalka – Gertrude.

Dlaczego cudowna kraina już nie jest cudowna? Dlaczego panuje w niej chaos, a każdy kawałek zdaje się ulegać rozpadowi? Dlaczego Baśniowo stoi u kresu? Odpowiedź jest prosta, a otrzymaliśmy ją już pod koniec pierwszego tomu, mimo że nikt jeszcze nie zadał odpowiedniego pytania. PONIEWAŻ W BAŚNIOWIE RZĄDZI TERAZ GERTRUDE. Szok, prawda? Ale taka jest prawda. Po tym, jak Gertrude kolejny raz nie znalazła drogi do domu (a właściwie znalazła, ale sama ją przed sobą zamknęła), po tym, jak pozbyła się Radej, po tym, jak obróciła w nicość i pierzynę (a to dobre) Chmurię – dumnie panującą królową Baśniowa… Zielonowłosa kobieta zamknięta w ciele dziecka nie tylko pozbawiła się drogi powrotnej do swojego świata, której szuka już od kilkudziesięciu lat, ale również – nie wiedząc, co czyni – włożyła sobie na pełną frustracji łepetynę koronę Baśniowa. Nie znając praw rządzących krainą, nie mogła wiedzieć, że następcą tronu jest ten, kto pozbawi życia poprzedniego władcę. I kabum! – tym sposobem naznaczona przez życie gówniara została litościwie (ha, ha, ha) panującą królową Baśniowa. Czy może wyniknąć z tego coś dobrego? Oczywiście, że nie! Pytanie tylko, jak wiele szkód mogą wyrządzić (gra słów zamierzona) rządy Gertrude.

fujowy żywotPierwsza myśl była zapewne nie taka zła. Móc rządzić krainą, której się szczerze nienawidzi! A to dopiero będzie przednia zabawa! Rzeczywistość jednak – czyli pierwsze plansze komiksu – szybko weryfikuje najpiękniejsze myśli, marzenia i plany. W związku z tym Królowa Gertrude siedzi na tronie, pochrapując i podpisując kolejne nudne w fuj papierki, dokumenty, faktury (były tam jakieś faktury?) i, co było do przewidzenia, nienawidzi Baśniowa jeszcze bardziej niż kiedykolwiek. Na szczęście jednak równie proste, jak włożenie korony na głowę, okazuje się jej zdjęcie. Wystarczy zrobić coś, w czym nasza bohaterka jest wręcz wybitna – wystarczy być fujową królową. Hariet Zima, po podsumowaniu rocznych rządów Gertrude i skonsultowaniu wszystkiego z radą (nie Radą), zwalnia Gertrude. Ot, tak po prostu. Muszę przyznać, że nie do końca przypadł mi pomysł scenarzysty na zakończenie rządów zielonowłosej. Nie opuszcza mnie wrażenie, że był to po prostu najszybszy i nienastręczający trudności sposób, by pchnąć fabułę w kierunku, który akurat był pożądany przez Skottiego Younga. Pytanie tylko, czy potrafię być w tej kwestii obiektywna, skoro nie byłam przychylna pierwszemu tomowi i podchodziłam do lektury drugiego jak… no cóż – pies do jeża.

Problem w tym, że w drugim tomie niewiele się zmienia. Gertrude nadal szuka sposobu, by powrócić do swojego świata i nadal sieje przy tym zniszczenie, pozostawiając za sobą krzyk niewinnych, pożogę, perzynę, brud, smród, rozlaną krew i jęki bólu (jeśli ktoś przeżyje spotkanie z nią). Wciąż mamy więc schematyczność, która już w poprzednim tomie – I żyli długo i burzliwie – nie do końca przypadła mi do gustu. Fujowy żywot nie oferuje nic, co wpłynęłoby na moją opinię o Nienawidzę Baśniowa. Jest to jednak dobra wiadomość dla wszystkich tych, którzy podczas lektury pierwszej części bawili się przednio. Oznacza to bowiem, że komiks nie wyhamował i wciąż ma w sobie to, za co pokochali go ci… którzy go pokochali. Jeśli już ktoś zmusiłby mnie, by wskazać jakieś zalety drugiego tomu, to – będąc szczerą – muszę przyznać, że były chyba dwa momenty, w których Fujowy żywot był bliski rozbawienia mnie. Nie zmienia to jednak faktu, że humor (a raczej, w moim mniemaniu, jego brak) jest największą bolączką serii Skottiego Younga. Nienawidzę Baśniowa z założenia ma być zabawne, humorystyczne, prześmiewcze. Już sam pomysł przecież – by w cukierkowej, baśniowej krainie umieścić bohaterkę, która klnie na potęgę i wyrywa flaki wszystkiemu, co stanie jej na drodze, nie znając litości, a u jej boku postawić cynicznego przewodnika i pomocnika – wydaje się przezabawny. I trudno mi powiedzieć, co nie wyszło i czego zabrakło, ale mnie po prostu Nienawidzę Baśniowa nie bawi. Było tak w przypadku I żyli długo i burzliwie i jest tak nadal przy lekturze Fujowego żywota. Nie śmieszą mnie ani dialogi, ani powtarzane przekleństwa, w przypadku których zasób słów jest zaskakująco ubogi. A można było przecież stworzyć cały słownik baśniowych, ocenzurowanych przekleństw! Komiks aż się o to prosi. Nie śmieszy mnie także sama Gertrude, której potencjał również nie został wykorzystany. Powtarzalność, powtarzalność, powtarzalność (powtarzalność zamierzona) – oto, przed czym nie uchronił się pomysł Younga. Nie ma w nim wbrew pozorom nic świeżego, poza samym kontrastem lukru i krwi. A ten bawi jedynie w teorii, w praktyce zaś coś się po prostu… rypło.

fujowy żywotNiezmiennie jednak na uwagę zasługują ilustracje. Skottie Young konsekwentnie prowadzi swoje Baśniowo i wizualnie jest ono naprawdę skomponowane, wymyślone i zilustrowane z rozmachem. Kolejne krainy, które niszczy Gertrude, są bogate w szczegóły, a kolory wciąż eksplodują czytelnikowi prosto w twarz. Przy dość nieskomplikowanej aparycji, jaką otrzymała Gertrude, bohaterka może pochwalić się bogatą mimiką, a uczucia, jakie się malują na jej słodkim licu, są w mig rozpoznawalne przez czytelnika. Żadne znudzenie, rozbawienie, złość, senność, panika czy zawód nie umkną więc naszej uwadze. Jedynie w ósmym rozdziale rysunki odbiegają od pozostałych, ale jest to zabieg celowy, spowodowany tym, że właśnie w tym zeszycie Gertrude trafia do świata automatu z grami i taka też panuje tam stylistyka. Była to miła, chwilowa odmiana dla oka. Przy okazji omawiania drugiego tomu chciałabym wspomnieć również o czymś, o czym nie pisałam, recenzując I żyli długo i burzliwie, a mianowicie o polskim przekładzie. Za tłumaczenie serii Nienawidzę Baśniowa odpowiada Marceli Szpak. I choć nie czytałam oryginalnej wersji dzieła Younga, to jestem pewna, że tłumacz odwalił kawał dobrej roboty, przekładając na język polski nie tylko tych kilka przekleństw, ale także inne niuanse językowe. Nie sądzę także, by użyte przez niego wyrażenie „okropecznie”, tak chętnie wypowiadane przecież przez Ciri w dziełach Sapkowskiego, było wplecione przypadkowo – zwłaszcza że ląduje ono w ustach małej dziewczynki (przynajmniej wizualnie), która rozprawia się z – niekiedy naprawdę okropecznymi – monstrami.

Nienawidzę Baśniowa nie przekonało mnie do siebie w pierwszym tomie i nie przekonuje także w drugim. To z pewnością pomysłowa i doskonale zilustrowana seria, która jednak scenariuszowo kompletnie mnie nie porywa. Fujowy żywot nie zmienił w zasadzie nic w moim podejściu do tego cyklu. Gertrude, gdyby mogła, zrównałaby mnie pewnie za te słowa z ziemią, ale dopóki nie wróci do prawdziwego świata, raczej niewiele mi zrobi. Zielonowłose uosobienie zniszczenia jest – co najgorsze – stworzeniem, które powinno wzbudzać naszą litość, bo jego historia jest, jeśli się nad nią poważnie zastanowić, bardzo tragiczna. Nie oszukujmy się jednak – w czarnej komedii fantasy, jaką jest przecież Nienawidzę Baśniowa, raczej nie znajdzie się miejsce na tego typu wynurzenia.

Fot.: Non Stop Comics


Przeczytaj także:

Recenzja pierwszego tomu Nienawidzę Baśniowa

fujowy żywot

Write a Review

Opublikowane przez

Sylwia Sekret

Redaktorka naczelna i współzałożycielka Głosu Kultury. Absolwentka dyskursu publicznego na Uniwersytecie Śląskim (co brzmi równie bezużytecznie, jak okazało się, że jest w rzeczywistości). Uwielbia pisać i chyba właśnie to w życiu wychodzi jej najlepiej. Kocha komiksy, choć miłość ta przyszła z czasem. Zimą ogląda skoki narciarskie, a latem do czytania musi mieć świeży słonecznik.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *