Śmierć Komandora

Pogawędka z metaforą – Haruki Murakami – „Śmierć Komandora. Tom 2. Metafora się zmienia” [recenzja]

Śmierć Komandora, wraz z drugim tomem, zostaje zamknięta jako opowieść. Haruki Murakami rzuca nas w sam środek swojego firmowego realizmu magicznego, czy jednak po raz kolejny udało mu się stworzyć zapadające w pamięć, zaskakujące dzieło? Odpowiedź na to pytanie nie jest niestety jednoznaczna. Nosząca podtytuł Metafora się zmienia druga część historii bezimiennego malarza portretów jest ostatecznie trochę opowieścią o niczym. Być może taki był właśnie zamysł autora, który oddaje tutaj japońską estetykę opierającą się na niedopowiedzeniach i na tym, czego nie widać. Jeśli rzeczywiście tak było, to wyszło mu to doskonale, lecz patrząc na całą, bogatą bibliografię Murakamiego, nie jest to niestety pozycja mogąca konkurować z takimi tytułami jak Kafka nad morzem, Kronika Ptaka Nakręcacza czy Norwegian Wood.

Tom drugi podejmuje wątek dokładnie w momencie, w którym zakończył się tom pierwszy, kontynuując numerację rozdziałów (co tylko utwierdza w przekonaniu, jak bardzo wymuszony był ten podział na części). Fabuła też nie za bardzo posuwa się do przodu, przynajmniej na początku, i nadal obserwujemy, jak nasz bohater snuje się po domu, trochę maluje, słucha muzyki, robi posiłki – typowy styl Murakamiego, który potrafi zauroczyć, ale na dłuższą metę może być nieco męczący (szczególnie w momencie, kiedy oczekujesz, że w końcu zacznie się coś naprawdę dziać). Akcja nieco przyspiesza, kiedy znika trzynastoletnia Marie Akikawa, ta sama, której portret malował bohater (na zamówienie pana Menshikiego). Portrecista czuje się zobowiązany, aby dziewczynkę odnaleźć, i tak dochodzimy w końcu do punktu kulminacyjnego powieści i nareszcie zaczynają się dziać RZECZY. A kiedy już się dzieją, to na całego, wymagając od nas całkowitego zawieszenia logicznego myślenia na rzecz idei i metafor, które przybierają realne, fizyczne kształty.

Być może dawno nie czytałem już powieści Murakamiego, ale odniosłem wrażenie, że nawet jak na tego autora, jest to wyjątkowo wolno tocząca się historia, która spokojnie mogła być o połowę krótsza. Owszem, czyta się to przyjemnie, ale w pewnym momencie czytelnik zaczyna zadawać sobie pytanie – do czego to właściwie prowadzi? Można docenić wspomnianą już japońską estetykę, gdzie pustka i nieobecność grają dużą rolę i wszystkie niedopowiedzenia i braki fabularne potraktować jako pozytywy. Mimo wszystko jednak, po skończonej lekturze pozostaje niedosyt. Jedynym zaskoczeniem na koniec było tylko to, że spodziewałem się klasycznego motywu pętli – momentu, w którym zakończenie zaprowadzi nas do punktu początkowego, opisanego w prologu pierwszego tomu. Tymczasem nic takiego nie ma miejsca. Naprawdę miałem nadzieję na powrót do wątku, który w tak intrygujący sposób wprowadził mnie w Śmierć Komandora. Murakami postąpił wbrew tym oczekiwaniom i celowo zostawił puste miejsca na płótnie swojej powieści; zapełnić je musi już nasza wyobraźnia.

Śmierć Komandora, jako całość, ocenić mogę pozytywnie – to nie jest zła powieść, mimo wolnego tempa ma swój urok, a zdania w stylu Murakamiego zawsze czyta się przyjemnie. Nie jest to na pewno jedna z najlepszych książek japońskiego pisarza, miał on bowiem o wiele lepsze momenty. Odniosłem wrażenie, że – w tej czy innej formie – to już było, że Murakami zaczyna trochę zjadać swój własny ogon. Miło było jednak, wraz z autorem, wrócić do długiej formy po tak dużej przerwie. Gdyby Śmierć Komandora była bardziej zwięzła, być może byłaby lepsza, a może jej siła tkwi właśnie w tych dłużyznach, w tym przedstawieniu normalnego życia, w którym na krótki czas zaczyna dziać się coś niezwykłego, zaprzeczającego logice i zdrowym zmysłom.

Fot.: Wydawnictwo Muza


Przeczytaj także:

Wielogłos o filmie Płomienie – zainspirowanym opowiadaniem Murakamiego Spalenie stodoły

Śmierć Komandora

Write a Review

Opublikowane przez

Michał Bębenek

Dziecko lat 80. Wychowany na komiksach Marvela, horrorach i kinie klasy B, które jest tak złe, że aż dobre. Aktualnie wiekowy student WoFiKi. Odpowiedzialny za sprawy techniczne związane z Głosem Kultury.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *