Tu byli, tak stali Gabriela Krauzego to powieść od samego początku trzymająca czytelnika w dużym napięciu, bo autor nie zmarnował nawet jednego słowa, by od razu zderzyć nas z brutalnym światem, w którym rządzi prawo silniejszego. To londyńskie osiedle, w którym mieszkał i miał kumpli, przypomina czeluści piekieł. Zblazowana młodzież, wszędobylska narkomania, porachunki gangów. Do tego bieda i szybko bogacący się dilerzy i złodzieje, którzy w oczach młodszych urastają do rangi idoli. Idoli, którzy tak, jak szybko weszli na szczyt, tak szybko i bardzo boleśnie z niego spadali. To także miejsce, w którym za samo spojrzenie można zostać pobitym i okradzionym. I gdzieś tam, w środku tego wszystkiego, jest narrator, Gabriel, znany jako Snoopiacz, który balansuje na granicy samozagłady, coraz silniej pchając się w ramiona obłędu i upadku, tak jak upadali inni, a o których nikt już dziś nie pamięta.
Jak to jest z tą prawdą? – Tu byli, tak stali to autobiografia.
Jeszcze nie zdążymy na dobre rozsiąść się przy książce, a zostajemy wrzuceni w sam środek opisu rozboju, którego dokonuje główny bohater wraz z kumplami. Napad odbywa się w biały dzień, a jego ofiarą jest kobieta, której Gabriel wyłamuje palec, by zdobyć pierścionek. W tej chwili pomyślałam, że być może to będzie najgorsza akcja (no bo kto chciałby się przyznawać, że robił takie rzeczy?), po której dostaniemy jakieś refleksje, być może będzie ona początkiem jakiejś zmiany bohatera, którego dopiero poznaliśmy. Jednak nic takiego się nie dzieje. Być może dlatego, że wszystko opisane w tej książce jest prawdziwe i dotyczy głównego bohatera, który z niesłabnącą szczerością opisuje mroki życia w jednej z dzielnic Londynu, South Kilburn. Jest to po prostu autobiografia chłopaka, który dzielił swój czas na bycie członkiem gangu, rozboje, włamy i dilerkę, z nauką na uczelni i pasją do literatury. I tak jak w życiu, ciężko o jakąś konkretną fabułę, tak tutaj też nie dostajemy jakiegoś konkretnego związku przyczynowo-skutkowego, jakiejś osi fabularnej i akcji, która dąży do finału i kulminacji. Wszystkie też refleksje, które autor nam przekazuje, nie są tutaj na potrzeby fabuły (gdyż jako takiej jej tu nie ma – jest chłopak próbujący sobie radzić w naprawdę paskudnej dzielnicy miasta; raz bywa lepiej, a raz gorzej), a wynikają z doświadczenia narratora, z jego własnej autoanalizy i refleksji, które przyszły z czasem.
Opowieść z blokowiska
W historię Gabriela się wsiąka, wpada w nią i słucha z przejęciem, dlatego, że autor nas szokuje i karmi naprawdę niepokojącymi scenami, takimi, które poruszają serce i wwiercają się w myśli. To, co stanowi siłę tego przekazu, to liczne dygresje, wtrącenia, tak jakbyśmy rzeczywiście siedzieli obok niego gdzieś na schodach i słuchali z przejęciem, co ma do opowiedzenia. A ma dużo. Dużo widział, dużo słyszał. Mało z tych historii jest przyjemnych, a niektóre są naprawdę dołujące.
Tu byli, tak stali snuje się raczej nieśpiesznie i rozwija z wątku na wątek, gdyż pełna dygresji narracja nie jest też spięta jakąś klamrą, więc liczne wtrącenia na początku właśnie przywołują na myśl chaos. Jednak już po jakimś czasie my sami zlewamy się z taką narracją i doskonale się w tym odnajdujemy. Bez wątpienia jest to zasługa genialnego tłumaczenia Tomasza S. Gałązki, który oddał cały klimat powieści.
To, co początkowo mi przeszkadzało, to nadmierna akcja, po której nie było zbyt wiele miejsca poświęconego refleksji i wydawało mi się, że gdyby książka była bardziej refleksyjna, mi czytałoby się ją łatwiej. I właśnie po tych przemyśleniach uważam, że nie chodzi o to, by czytelnikowi było łatwiej. Właśnie ma być trudno, ciężko i powieść ma wytężyć nasze serca i umysły, a także sumienia. Bo sam fakt tego, że pragniemy prozy, w której autor pochyli się nad refleksją, czy zostawi nam jakieś swoje przemyślenia, które będą spójne z całością powieści, nie czyni z tego obowiązku. Obowiązku wobec czytelnika.
Dwa oblicza
Historia Gabriela, który w gangsterskich kręgach nazywany jest Snoopiaczem, twardym gościem, z którym nie ma żartów i gościem, który obyty jest w używaniu broni palnej, noża i siły własnych pięści, jest historią, która rozgrywa się tu i ówdzie w każdym większym i mniejszym mieście, w których znajdują się takie osiedla jak South Kilburn, i w których dzieją się rzeczy zdolne pozostawić po sobie długi cień traumy.
Drugie oblicze to właśnie ten Gabriel, który na uniwersyteckich korytarzach podrywa dziewczyny, a w salach wykładowych zawsze unosi rękę, by wdać się w żarliwą dyskusje o filozofii Nietzschego. Te dwa oblicza bohatera-narratora-autora łączą się tutaj, zazębiają i mają na siebie także wpływ. I być może pochodzenie, wychowanie i przeżyte historie są ciężkie do zaakceptowania – Gabriel będzie musiał poradzić sobie z tym brzemieniem, a także z otaczającym go kultem siły i dominacji, tej toksycznej męskości, która tutaj jest naczelnym złem, które determinuje tyle wydarzeń w jego życiu.
Tu byli, tak stali to powieść, która hipnotyzuje, poraża, otwiera na nowe i nieosiągalne doznania czytelnicze, bo zaprasza do subkultury, która raczej taka otwarta nie jest. Pokazuje ludzi o różnej moralności i o różnych priorytetach, a jej niebywałą zasługą jest hiperrealistyczne przedstawienie świata. To podróż przez mroki życia w miejscu, które ma siłę determinować ludzkie losy i nad tym aspektem niewątpliwie należy się pochylić.
Fot.: Wydawnictwo Czarne
Przeczytaj także:
Podobne wpisy:
- Jak szybko odkryjesz prawdę? - Diane Chamberlain -…
- (Nie)zwyczajna przysługa - Darcey Bell - "Zwyczajna…
- Awantura o Fez - Paul Bowles - "Dom pająka" [recenzja]
- Horror w Uroczyskach – Joanna Pypłacz – „Dwór na…
- Pseudonim Slowhand - Paul Scott - "Bóg gitary. Eric…
- Podróż na szczyt Świata - Dan Simmons - "Abominacja"…