Czy w naszym życiu może zapanować spokój, jeśli sami rozsiewamy dookoła chaos? Jeśli nie ma dla nas żadnych świętości, żadnych stałych, żadnych zasad, których moglibyśmy się trzymać, choćby w chwili zwątpienia? Czy miłość pozwala okiełznać sztorm, który buzuje w środku człowieka? Czy druga osoba, spotkana zupełnym przypadkiem, w momencie, w którym się tego nie spodziewamy, może nas okiełznać, choć sama się na taką rolę wcale nie pisała? Zakochana Anaïs, czyli pełnometrażowy debiut reżyserski odpowiedzialnej także za scenariusz Charline Bourgeois-Tacquet to lekka, świeża opowieść o pędzącej przed siebie, lekkomyślnej kobiecie, która zderza się z zauroczeniem, którego się nie spodziewała.
Film wchodzi do polskich kin dzięki Aurora Films, a Głos Kultury objął go patronatem medialnym.
Większość scen otwiera gnająca gdzieś bohaterka – spóźniona, zalatana, pędząca niemal na złamanie karku, prowadząca w pośpiechu rower, biegnąca na szesnaste piętro po schodach z powodu klaustrofobii. Dzięki temu wiemy, że nasze wyobrażenie o kobiecie nie jest niesprawiedliwym osądem biorącym się z wycinka rzeczywistości, a dokładnie takim obrazem, jaki mieliśmy zobaczyć, jaki miał zadziałać na naszą wyobraźnię. Anaïs biegnie, pędzi, jest w wiecznym niedoczasie. Jest niezorganizowana, wydaje się nieodpowiedzialna, ignorując obowiązki wynikające z tego, czego większość z nas prędzej czy później doświadcza – bycia dorosłym. Jedyną sprawą, do jakiej zdaje się podchodzić poważnie, jest choroba matki. Informacja o nawrocie nowotworu i przerzutach sprawia, że bohaterka na moment zapada się w sobie, traci gdzieś cały swój impet, zwalnia na kilka sekund, w końcu hamuje, ale tylko na niemal niezauważalną chwilę. A potem wraca do swojego życia w biegu, do swojego chaosu, bo jest częścią niej, bo inaczej nie potrafi. Anaïs przebiega obok problemów, nie zderza się z nimi. Aborcja wydaje się dla niej czymś porównywalnym do usunięcia pieprzyka. I nie byłoby w tym nic, co mogłoby wzbudzać nasze wątpliwości co do jej charakteru, gdyby nie to, że kobieta rzadko kiedy bierze pod uwagę fakt, że nie wszyscy ludzie są dokładnie tacy jak ona, a wręcz przeciwnie, dla niektórych coś, co w jej rozumieniu jest błahostką, może być końcem lub początkiem świata.
Kiedy poznajemy tę młodą kobietę, kończy ona jeden związek i rozpoczyna romans z dużo starszym mężczyzną, który w dodatku jest już w kilkunastoletnim związku. Nie mogąc zrozumieć, dlaczego jej kochanek nie rzuca wszystkiego dla młodej, pięknej i nowej kochanki, postanawia sprawdzić, w czym owo „wszystko” jest lepsze od niej. Tak trafia na partnerkę swojego kochanka -– Emilie, która okazuje się pisarką. Anaïs ogląda z nią wywiady, czyta jej książkę, aż w końcu… rzuca całe swoje dotychczasowe plany i zobowiązania, by spotkać się ze swoją rywalką na konferencji. To, co z tego wyniknie, wisi w powietrzu, ale unosi się delikatnie i ledwie zauważalnie. Zaskoczenie lub potwierdzenie przypuszczeń nie jest niczym, co definiuje ten film lub wpływa na jego ocenę. Wypływa bowiem z naszej natury, z naszego doświadczenia, empatii, a czasami czystego przypadku.
Zakochana Anaïs to opowieść, której rytm i sposób prowadzenia stoją w całkowitej opozycji do bohaterki. Dzięki temu film jest ciekawy, czuć w nim jakiś dysonans, który intryguje widza. Anaïs biegnie i jest niereorganizowana, ale Zakochana Anaïs płynie niespiesznie, subtelnie ukazując wady i zalety bohaterki, a także rodzącą się w niej gotowość do nowego uczucia, całkiem dla niej niespodziewanego. Kolejne sceny są poukładane z głową i pełne spokoju twórców, w co trudno czasami uwierzyć, obserwując każdorazowo gnającą w pośpiechu kobietę, która nie nadąża za własnym życiem. Film ma w sobie tę nieczęsto spotykaną naturalność, która wynika, mam wrażenie, z tego, że twórcy nie narzucają sobie reżimu komercyjnego filmu, który musi być popularny, ale niekoniecznie dobry. Ich ręce nie są związanie zasadami, wykresami, słupkami, które mówią, co się „dobrze” ogląda, co się dobrze sprzedaje. Zakochana Anaïs jest jak najbardziej współczesną opowieścią, ale nakręconą w niewspółczesny sposób, czy raczej – w sposób, który współcześnie jest mało popularny, bo chyba wyprzedza minimalnie swoje czasy. Film biegnie więc jednak, tak jak biegnie jego bohaterka, ale jednocześnie wewnątrz pozostaje spokojnym, ciepłym obrazem, opowieścią o poszukiwaniu miłości – nie w kobiecie, nie w mężczyźnie; nie w młodym i nie w starym; nie w bogatym czy biednym, a po prostu w człowieku. W człowieku, który nas zrozumie, uspokoi i ukoi. W którego ramionach ten sztorm, który w nas szaleje, zmieni się jedynie w godną zbagatelizowania burzę, po której największym wspomnieniem i tak będzie wychodzące po niej słońce.
Siłą filmu Charline Bourgeois-Tacquet są dwie stojące w opozycji do siebie bohaterki, jak również świetnie wcielające się w nie aktorki. W będącą w wiecznym pośpiechu młodą kobietę wcieliła się Anaïs Demoustier i bardzo realistycznie oddała ducha niespokojnej, będącej żywym chaosem Anaïs. W jej ruchach jest rzadko spotykane połączenie pośpiechu, niemal poddenerwowania i niezrozumiałego spokoju, opanowania w oku cyklonu. To sprawia, że na bohaterkę graną przez Demoustier patrzy się z zaangażowaniem, z pewną wręcz fascynacją. Trudno także oderwać wzrok od drugiej ważnej postaci. W Emilie wcieliła się Valeria Bruni Tedeschi, a to, że na swoją bohaterkę przelała mieszankę doświadczenia, opanowania, siły, kobiecości, stonowanej energii, zorganizowania, stabilności… sprawia, że widz od początku czuje, że te dwie kobiety mogą się tylko albo całkiem odepchnąć, albo przyciągnąć z impetem.
Zakochana Anaïs to pełna ciepła, ale i refleksji opowieść o poszukiwaniu miłości i próbie okiełznania swojej własnej natury. Ciekawie patrzy się na Anaïs, która nie jest przyzwyczajona do tego, co ją spotyka. Której życie, będące chaosem, ale chaosem poukładanym i takim, do którego jest przyzwyczajona, zaczyna ją zadziwiać, a w pewnym sensie być może nawet i przerastać. Francuski film wydaje się świeżym głosem w filmowej dyskusji o tematyce LGBTQ – niejednoznacznym, subtelnym, pełnym delikatnych muśnięć zarówno słońca, jak i niespodziewanego zauroczenia.
Redaktorka naczelna i współzałożycielka Głosu Kultury. Absolwentka dyskursu publicznego na Uniwersytecie Śląskim (co brzmi równie bezużytecznie, jak okazało się, że jest w rzeczywistości). Uwielbia pisać i chyba właśnie to w życiu wychodzi jej najlepiej. Kocha komiksy, choć miłość ta przyszła z czasem. Zimą ogląda skoki narciarskie, a latem do czytania musi mieć świeży słonecznik.
Na tej stronie wykorzystujemy pliki cookie do spersonalizowania treści i reklam, aby oferować funkcje społecznościowe i analizować ruch w naszej witrynie. Więcej informacji znajdziesz w polityce prywatności. Czy zgadzasz się na wykorzystywanie plików cookies? ZGADZAM SIĘ
Manage consent
Privacy Overview
This website uses cookies to improve your experience while you navigate through the website. Out of these, the cookies that are categorized as necessary are stored on your browser as they are essential for the working of basic functionalities of the website. We also use third-party cookies that help us analyze and understand how you use this website. These cookies will be stored in your browser only with your consent. You also have the option to opt-out of these cookies. But opting out of some of these cookies may affect your browsing experience.
Necessary cookies are absolutely essential for the website to function properly. This category only includes cookies that ensures basic functionalities and security features of the website. These cookies do not store any personal information.
Any cookies that may not be particularly necessary for the website to function and is used specifically to collect user personal data via analytics, ads, other embedded contents are termed as non-necessary cookies. It is mandatory to procure user consent prior to running these cookies on your website.