Zrób to sam – Alessandro Guida, Matteo Pilati – „Mascarpone” [recenzja]

Faceci to świnie. Nieważne, czy homo- czy heteroseksualni. Podobnie jak kobiety. Ogólnie człowiek to średnio udany egzemplarz. Krzywdzi, rani, zdradza, porzuca. Ale potrafi też kochać, cierpieć, tęsknić, troszczyć się, współodczuwać. Po porzuceniu przez – jak się wydawało – naszą drugą połówkę zawsze będziemy rozgoryczeni i obwiniali całą płeć, przez której przedstawiciela cierpimy. A niekiedy cały ludzki gatunek. A to przecież samo życie. Jednak o ile ból po rozpadzie niezbyt długich związków częściej jest bagatelizowany (choć nie znaczy to, że słusznie), o tyle 12-letni staż związku i ostateczny koniec małżeństwa, dla większości z nas będzie dostatecznym powodem, by współczuć porzuconemu. W filmie Mascarpone ramię w ramię podróżujemy przez nową rzeczywistość wraz z niespełna 30-letnim Antoniem, który porzucony przez męża próbuje odzyskać na nowo swoje życie. Podnieść się po porażce, otrząsnąć z bólu i na nowo pokochać. Przede wszystkim siebie i swoje życie bez dotychczasowego partnera.

Włoski film na polskie ekrany wprowadza Tongariro releasing, a Głos Kultury objął go patronatem medialnym.

Wiadomość spada na niego całkowicie niespodziewanie. Nie było wcześniej żadnych przesłanek, że coś jest nie tak. Chociaż… czy aby na pewno? Czy może Antonio nie chciał ich widzieć? Być może zajęty swoimi sprawami, żyjący w swojej bańce, nie zwracał uwagi na to, że Lorenzo, jego mąż, od dawna nie jest szczęśliwy, a od dłuższego czasu ciągnie zakazany romans? Zmęczony całą sytuacją Lorenzo zdobywa się w końcu na odwagę i postanawia zakończyć wspólne życie z Antoniem. Z drugiej strony możemy zastanawiać się, widząc wyprutą z emocji twarz Lorenza, czy to aby na pewno odwaga, czy może po prostu wygoda… Wyrzucony z ciepłego, przytulnego życia mężczyzna wynajmuje mieszkanie u wyzwolonego Denisa, ale aby zapłacić mu czynsz, musi znaleźć pracę. Za sprawą nowego współlokatora trafia pod skrzydła Luki, który prowadzi piekarnię. Antonio, do tej pory pichcący w domu, ma okazję sprawdzić, czy cukiernictwo to coś, czym chciałby zająć się na poważnie.

Niełatwo odnaleźć się w życiu, które do tej pory dzieliliśmy z kimś. Antonio rozpaczliwie próbuje zapełnić pustkę, którą do tej pory wypełniał Lorenzo. Lukę, którą zapełniała jeszcze do niedawna rutyna, znajoma codzienność, poczucie bezpieczeństwa i ustatkowania. Ale przede wszystkim miłość i poczucie, że ktoś nas chce, że dla kogoś jesteśmy ważni i potrzebni. Za namową nowych znajomych i swojej starej przyjaciółki zakłada konto na portalu, którego jednak głównym zadaniem jest poznać partnera nie do randkowania i być może związku, a po prostu przygodnego seksu, zapełniającego wspomnianą wcześniej pustkę z powodzeniem, ale na żałośnie krótko. Porzucony i zraniony, do tej pory mający duszę romantyka i przyzwyczajony do jednego mężczyzny przez kilkanaście ostatnich lat, wpada w wir przygodnego seksu, a każdy mężczyzna bawi u niego w zasadzie tylko raz. 

Do tej pory tego typu opowieści były zdominowane przez postaci kobiece na pierwszym planie. To one zazwyczaj były porzucane na oczach widzów lub czytelników, by cierpieć, a potem próbować poskładać swoje życie na nowo. To one próbowały się odnaleźć, stać się na nowo samodzielne – czy to finansowo, czy to uczuciowo. Mascarpone udowadnia, że ta dominacja nie musi trwać, bo szczęścia poszukujemy wszyscy. Ranimy i zostajemy ranieni bez względu na płeć, orientację, stanowisko czy wiek. Antonio nie jest tutaj przedstawicielem płci męskiej ani nie ma symbolizować jeszcze do niedawna niemal całkiem pomijanych w popkulturze homoseksualistów. Antonio jest przedstawicielem wszystkich porzuconych, dla których życie musi zacząć się na nowo, którzy postawili wszystko na miłość, ale ta okazała się ślepym zaułkiem. I nawet nie chodzi o to, że mężczyzna, do tej pory niepracujący, zajmujący się domem, musi zacząć na siebie zarabiać. Mascarpone sięga głębiej i przedstawia tę historię raczej jako poszukiwanie własnej drogi, inspiracji, celu w życiu. Odnalezienia siebie jako pełnowartościowego człowieka – jednostkę, a nie połowę pary.

Giancarlo Commare oddał ducha zagubionego młodego mężczyzny w sposób bardzo udany i w żadnym stopniu nieprzesadzony. Jego droga przez skrzywdzonego i porzuconego, do zatracającego się w jednorazowym seksie, aż po postanawiającego po prostu być sobą i próbować być szczęśliwy, nie uwarunkowawszy tego szczęścia od drugiej osoby, jest stopniowa na tyle, na ile pozwala na to długość filmu, i przez to wiarygodna. Również towarzyszący mu na ekranie Eduardo Valdarnini w roli pełnego energii, bezpruderyjnego Denisa, i Giancarlo Commare jako niepokorny, ale z oddaniem prowadzący piekarnię Luca, spisali się bardzo dobrze, a ich trójka stworzyła wzbudzającą zainteresowanie ekranową chemię i energię. Ich nietypowa przyjaźń może była ostatecznie kontrowersyjna i nie dla każdego zrozumiała, ale z pewnością okazała się pomocna dla głównego bohatera. 

mascarpone

Jeśli mnie pamięć nie myli, to Mascarpone jest pierwszym filmem, z tych, które oglądałam, w którym główny bohater jest homoseksualistą (jak również spore grono jego znajomych), a jednocześnie obraz pozbawiony jest jakiegokolwiek wydźwięku mniejszościowego. Film w żadnym momencie nie skupia się na problemach Antonia (lub innego bohatera) wynikających z jego orientacji seksualnej. To, że Antonio ma męża, a nie żonę nie jest w ogóle traktowane jako coś szczególnego, nietypowego i jest to bodaj największa zaleta tego filmu. Główny bohater to normalny facet, którego porzuciła ukochana osoba i która na swój sposób, a także z pomocą znajomych, próbuje się z tym uporać i poskładać życie na nowo. Po prostu. Bez oceniania, bez podziałów, bez kategoryzowania, bez szufladkowania. To po prostu dobrze zrealizowany dramat delikatnie momentami zbliżający się do komedii i romansu. I wbrew tym dwóm ostatnim gatunkom zrealizowany z klasą, subtelnością i pewną zwyczajnością, która jest nam w kinie bardzo potrzebna, a której często nie doceniamy.

Alessandro Guida i Matteo Pilati wyreżyserowali film, który ogląda się z pełną empatią i zrozumieniem dla głównego bohatera. Nikt jednak nie robi z niego ofiary, a nasze uczucia nie są wyciskane z nas na siłę, nikt nam ich nie wmawia. One po prostu w sposób naturalny dryfują pomiędzy widzem a głównym bohaterem. Polski tytuł, w przeciwieństwie do oryginalnego (Maschile Singolare), odnosi się bezpośrednio do pasji głównego bohatera, który na koniec kursu cukiernictwa musi zrobić własnoręcznie idealne mascarpone, ale jednocześnie do jego rodziny i tradycji, ponieważ to właśnie od babci Antonio dowiedział się, jaki jest sekret tego składnika niezbędnego do wykonania tiramisu. Mascarpone może symbolizować tu kwintesencję, to, co najważniejsze, esencję. Dla Antonia będzie to w tym momencie poznanie samego siebie, swoich pragnień i celów, a następnie pokochanie siebie. To dla niego najważniejszy krok do ułożenia sobie życia na nowo. To również metafora tego, że o to, co najważniejsze trzeba się zazwyczaj starać i nikt nie zrobi tego w naszym życiu lepiej niż my sami. Możemy iść na łatwiznę, owszem, ale zazwyczaj nie będzie ona ani tak smaczna, ani tak satysfakcjonująca. 

mascarpone

Jeśli już omówiłam polski tytuł, chciałabym również na moment zatrzymać się przy polskim plakacie, który, w porównaniu z oryginalnym, włoskim, a także holenderskim prezentuje się zdecydowanie najlepiej, zapowiadając film mądry, ciepły, będący dramatem, ale z cichą nutką komedii i romansu. Absolutnie nie jest kiczowaty, wręcz przeciwnie – wygląda jak plakat filmu niszowego, ale takiego, który może zgarnąć niejedną nagrodę. Świetna robota.

Mascarpone to włoski obraz współczesnych trzydziestolatków. Jedni z nich są ustatkowani, mają domy, pozakładali rodziny. Inni gnają na złamanie karku w poszukiwaniu wrażeń, które zapełnią w nich jakąś pustkę – ich życie niczym nie różni się od nastoletnich wygłupów. Są również ci stojący pośrodku, często najbardziej zagubieni, choć nieprzyznający się do tego. Ale czy któryś z tych sposobów na życie jest lepszy od drugiego? Na pewno każdy ma prawo do swojego świata, swoich wygłupów i swoich planów. Mascarpone to ciepły, ludzki, pełen zwyczajności film o ludziach, którzy chcą być szczęśliwi, choć nie zawsze wybierają odpowiednie drogi. To film zrealizowany z dbałością i bardzo dobrze zagrany. Taki, który dobrze się ogląda, ale i taki, po którego seansie coś w nas zostaje.

mascarpone

Fot.: Tongariro Releaising


Przeczytaj także:

Wielogłos o filmie Krewetki w cekinach

Write a Review

Opublikowane przez

Sylwia Sekret

Redaktorka naczelna i współzałożycielka Głosu Kultury. Absolwentka dyskursu publicznego na Uniwersytecie Śląskim (co brzmi równie bezużytecznie, jak okazało się, że jest w rzeczywistości). Uwielbia pisać i chyba właśnie to w życiu wychodzi jej najlepiej. Kocha komiksy, choć miłość ta przyszła z czasem. Zimą ogląda skoki narciarskie, a latem do czytania musi mieć świeży słonecznik.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *