nie wariuj daisy

Na poprawę humoru – J. Allison, M. Sarin, L. Fleming, W. Cogar – „Giant Days – 6 – Nie wariuj, Daisy” [recenzja]

Chcę się odprężyć, nie myśleć przez chwilę o sprawach, nad którymi debatuje zatroskana ludzkość. Chcę się pośmiać, nie ubolewać chwilowo nad skutkami naszych działań, które przynoszą nieoczekiwane, choć przecież spodziewane konsekwencje. Chcę wrócić choć na chwilę do beztroskich lat studiów – kiedy świat stał przede mną otworem, wszystko było możliwe, a na zły humor zawsze działało lane piwo. Chcę przyjrzeć się dziewczyńskiej przyjaźni – takiej, która rodzi się z największych różnic i trwa w najlepsze mimo przeszkód… Chcę rozczulić się nad złamanym sercem, które wydaje się, że nigdy nie wróci do formy. Chcę zanurzyć się w lekturze, która wciągnie mnie w swój kolorowy, szalony świat, będący jednocześnie tak zwykłym i dobrze znanym. Sięgam więc po kolejny, do tej pory ostatni wydany w Polsce tom Giant DaysNie wariuj, Daisy. I dostaję to wszystko.

Połowa października. Nauka rusza pełną parą. Czas więc po raz kolejny sprawdzić, jak radzą sobie nasze ulubione studentki – Susan, Esther i Daisy. W tomie szóstym, zatytułowanym Nie wariuj, Daisy, spotykamy je, kiedy wracają do domu z zajęć szkicowania, wymieniając się oczywiście kąśliwymi uwagami na temat swoich prac. Niestety, ich dobry humor znika, kiedy okazuje się, że w ich mieszkaniu ktoś był podczas ich nieobecności. W dodatku ktoś, kto postanowił sobie przywłaszczyć ich rzeczy – laptopy, aparat fotograficzny, telewizor. Dziewczyny, kiedy mija już strach, że włamywacz mógłby nadal być w mieszkaniu, uspokajają się, kiedy dociera do nich, że na szczęście dzięki namowom Daisy (a właściwie propozycji nie do odrzucenia) ubezpieczyły się, więc będą mogły odkupić swoje sprzęty. Niestety nie wszystko da się kupić, a nowe nie zawsze jest zamiennikiem starego. Okazuje się bowiem, że straty, które poniosła Daisy, są nie do odkupienia. Studentka z burzą włosów straciła bowiem to, co najcenniejsze – wszystkie pamiątki, jakie miała, po zmarłych rodzicach. To wydarzenie staje się pretekstem do tego, by Susan i Esther w końcu poznały historię Daisy, a ta – wzrusza je do łez. Do przeogromnych łez. To z kolei sprawia, że postanawiają zrobić wszystko, by odzyskać skarby swojej przyjaciółki. Nawet jeśli miałoby to oznaczać starcie z największymi zbirami w najgorszym barze dla zbirów.

nie wariuj daisyDaisy będzie główną bohaterką szóstego tomu także ze względu na przyjazd pewnego gościa, co do którego dziewczyna będzie miała na początku dość ambiwalentne uczucia. Pamiętacie Ingrid z tomu czwartego? Kiedy to Daisy oprowadzała z własnej woli przyszłorocznych studentów po mieście? Ta sama Ingrid odwiedza niespodziewanie swoją przewodniczkę w jej domu. Daisy jednak wciąż niepewna swojej orientacji seksualnej, zagubiona i przygnieciona feerią uczuć, panikuje i wyrzuca gościa czym prędzej z domu. Kiedy jednak zmienia zdanie, zaczyna się niezwykła i szalenie wyczerpująca przygoda w życiu tej osieroconej dziewczyny. Czy jednak studentka wytrzyma życie na takich obrotach?

Twórcy nie zapominają jednak, rzecz jasna, o pozostałych bohaterkach Giant Days. Susan także dostanie swoją historię. Nasza zatwardziała palaczka będzie zmagała się nie tylko z patrzeniem, jak związek jej ukochanego kwitnie, ale także z coraz gorzej rozwijającym się kaszlem, a w końcu chorobą, która rozłoży ją na łopatki. A kiedy panna Ptolemy nie będzie chciała iść do lekarza, Daisy wezwie nadzwyczajne posiłki, które wyzwolą w dziewczynach uczucia i potrzeby, których mogłyby się jako „doświadczone” studentki drugiego roku po sobie nie spodziewać. Esther z kolei dokona niemożliwego – wyszoruje na błysk najbardziej zabrudzony piekarnik, jaki w życiu widziała. Niestety nie zapewni jej to awansu w Bakermax, który wiązałby się ze staniem za ladą i wydawaniem reszty zamiast machaniem ścierką i odurzaniem się detergentami. Nasza mroczna piękność postanawia więc wziąć sprawy w swoje ręce i złożyć CV do sklepu z komiksami, na których… kompletnie się nie zna. Co z tego wyniknie? Oczywiście same zabawne sytuacje – jak to w Giant Days.

W tomie szóstym wraca także wątek dziwacznego, szpiegującego dziewczyny sąsiada. Czy okaże się on jednak miłym człowiekiem, który po prostu jest samotny, jak pragnie tego romantyczna dusza Esther? A może będzie tak naprawdę złem wcielonym? No cóż… z sąsiadami to nigdy nic nie wiadomo. Zresztą – nietypowy sąsiad może być okazją do tego, by Susan, Esther i Daisy pokazały, że są już dorosłe i potrafią się jak dorosłe zachować. Proszona, bardzo dorosła kolacja z dawno niewidzianymi przyjaciółmi (bo jakoś nikt ostatnio nie ma czasu się spotykać; każdy zajęty jest swoimi sprawami i swoimi romansami) może być doskonałą okazją do wykazania się dojrzałością. Czy jednak aby na pewno?

nie wariuj daisyNie wariuj, Daisy – podobnie zresztą jak w poprzednich tomach – mamy do czynienia z bardzo konsekwentnie budowanym światem – zarówno pod względem scenariusza, jak i strony wizualnej. Ilustracje nie są udziwnione, ale dokładnie takie, do jakich przywykliśmy, czytając kolejne tomy. W tej humorystycznej formie, jaką jest Giant Days, świetnie sprawdza się niesamowicie ekspresyjna mimika bohaterek, którą genialnie potrafi uchwycić Max Sarin. Strach, złość, smutek czy knucie odbijają się na twarzach dziewczyn bezbłędnie, co jest nieocenione podczas czytania i oglądania. Wielkie łzy zalewające oczy Susan i Esther w jednej ze scen robią komiczne wrażenie, osiągając przy tym zamierzony efekt. Świetna, konsekwentna i spójna praca scenarzysty, ilustratora, inkera i kolorysty owocuje kolejnym tomem, który przynosi nam czystą rozrywkę, z którą miło się obcuje. Z „kronikarskiego obowiązku” muszę wspomnieć o drobnym błędzie, który wkradł się do 21 rozdziału. W pewnym momencie, kiedy rozwścieczona Susan wyładowuje swoją złość na McGrawie, który przyszedł obdarować dziewczyny swoją bezinteresowną stolarsko-inżynieryjną rycerskością, próbująca ją uspokoić Esther, zwraca się do niej imieniem Daisy. Nie mam pojęcia, czy jest to błąd, który pojawił się w oryginale, czy dopiero podczas przekładu, ale ponieważ są to trzy główne bohaterki, którym towarzyszymy już piąty raz – uznałam, że warto o tym wspomnieć. Z kolei muszę pochwalić tłumacza – Bartosza Sztybora – za dostosowanie języka dziewcząt nie tylko do młodzieżowego języka Polaków, ale także do jego popkulturowego odłamu. Mam na myśli fragment, w którym jedna z bohaterek używa znanego nam bardzo dobrze z serialu Ślepnąc od świateł wyrażenia sztywniutko.

Nie wariuj, Daisy to na razie ostatni wydany w Polsce tom Giant Days. Jeśli jednak (na co mam szczerą nadzieję) wydawnictwo Non Stop Comics na tym nie poprzestanie, to przed nami jeszcze wiele tomów dobrej zabawy. Ja będę wyczekiwała kontynuacji  z pewnością, bo seria Johna Allisona z ilustracjami Maxa Sarina (wcześniej Lissy Treiman) potrafi w mgnieniu oka sprawić, że zapomnimy o drobnych kłopotach, przenosząc się do zwariowanego świata trzech studentek – cynicznej i złośliwej, uroczo naiwnej i porządnej, a także romantyczno-gotyckiej. Na zbliżające się, jesienne słoty, a także majaczące w oddali mrozy i coraz dłuższe wieczory, lektura Giant Days będzie jak znalazł!

Fot.: Non Stop Comics


Przeczytaj także:

Recenzje poprzednich tomów Giant Days

nie wariuj daisy

Write a Review

Opublikowane przez

Sylwia Sekret

Redaktorka naczelna i współzałożycielka Głosu Kultury. Absolwentka dyskursu publicznego na Uniwersytecie Śląskim (co brzmi równie bezużytecznie, jak okazało się, że jest w rzeczywistości). Uwielbia pisać i chyba właśnie to w życiu wychodzi jej najlepiej. Kocha komiksy, choć miłość ta przyszła z czasem. Zimą ogląda skoki narciarskie, a latem do czytania musi mieć świeży słonecznik.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *