paper girls

Stranger Girls – Brian K. Vaughan, Cliff Chiang – „Paper Girls – 5” [recenzja]

Czy kiedy mowa o konflikcie pokoleń, można mówić o absolutnej racji którejkolwiek ze stron? Czy młodzi i starzy już na zawsze skazani są na przebywanie na płaszczyźnie nieporozumienia? Młodość ma swoje prawa (zazwyczaj do szaleństw, głupot i popełniania błędów), starość chwali się mądrością i doświadczeniem. Jedni czują się lepsi od drugich. Paradoksem jest, że przecież niemal każdy z nas stanie kiedyś po każdej z tych stron. Nie ma bowiem starości bez młodości i na odwrót. Mądrość i doświadczenie zawdzięczamy temu, że mogliśmy nauczyć się na błędach naszej młodości. Szaleństwa popełniane za czasów młodocianych mogły nimi być, bo wiedzieliśmy, że kiedyś trzeba będzie dorosnąć. Czy zabierając głos w konflikcie pokoleń, nie kłócimy się z samym sobą? Ze swoją niegdysiejszą, młodszą wersją lub swoją starszą, przyszłą wizją? To wszystko jest oczywiście mocno metaforyczne – dla nas, natomiast dla bohaterek Paper Girls stało się bardzo dosłowne. W piątym tomie cyklu dziewczyny trafią w końcu do czasów, w których przebywają ich najwięksi wrogowie – choć same nie zdają sobie z tego sprawy.

Erin, Kaje, dwie Tiffany (jej „teraźniejsza” i starsza, zamężna wersja) i Mac lądują tym razem w roku 2177. Choć to właśnie tak – futurystycznie, kolorowo i nowocześnie – wyobrażały sobie pod koniec lat 80. rok 2000 – ten, który miał być rzekomo końcem naszego świata. Wydarzenia, które wpłyną na rozwój akcji, będziemy obserwować z dwóch perspektyw – naszych młodocianych bohaterek, a także „starych”, wśród których znajduje się brodaty mężczyzna zwany Jahpo. Tak, dokładnie ten sam Jahpo, którego poprzednio dziewczyny uratowały, gdy był niemowlakiem, przed jego brutalnymi ojcami. Tylko że tego Erin i jej przyjaciółki jeszcze nie wiedzą – w przeciwieństwie do nas.

paper girlsGłównym celem paper girls, które już dość długo podróżują w czasie – to cofając się do lat minionych, to znów eksplorując przyszłość, jest, jak nietrudno się domyślić, powrót do domu, który w ich przypadku jest nie tylko miejscem, ale także konkretnym czasem. Roznosicielki gazet, zmęczone wskakiwaniem do kolejnych spiętrzeń i (co gorsze) wyskakiwaniem nie wiadomo gdzie i nie wiadomo kiedy, chciałyby znaleźć się z powrotem w ich własnym, dobrze znajomym roku 1988. Zabawne jest to, że choć my jako czytelnicy wiemy bardzo niewiele o tym, co tak naprawdę dzieje się w świecie przedstawionym (a przede wszystkim – dlaczego?) nasze bohaterki mają jeszcze mniejszą wiedzę. Zdają sobie sprawę, że istnieje jakiś konflikt, że starsi walczą z młodszymi, wiedzą, że świat po 2000 roku się nie rozpadł, jak przewidywano, rozumieją, że wpadły po uszy w nie do końca zależne od nich czasowe paradoksy, czego efektem jest chociażby spotykanie starszej wersji siebie lub wręcz… swojego klona. I to w zasadzie wszystko, co Erin, Kaje, Tiffany i Mac mogą powiedzieć o tym, co od kilku tomów im się przydarza. Biorąc pod uwagę, że Wielki Ojciec, czyli Jahpo, ma je za śmiertelnych wrogów, którzy mogą zniszczyć świat – jest to rozbrajająco niewiele.

W piątym tomie Paper Girls powróci także Wari, matka Jahpo, która może okazać się dla dziewczyn bardzo pomocna. Zostanie wspomniana również kobieta z przyszłości, która w pierwszym tomie została przez nasze bohaterki przypadkowo zgładzona, a na którą tutejsi (czy może raczej: „obecniejsi”) mówią Przeorysza. Czy jednak czyny roznosicielek, które nie miały pojęcia, co robą ani co się wokół nich dzieje, powinny zaważać na ich przyszłości? Czy powinny za nie odpowiadać? Zwłaszcza że były pewne – i nadal są –  iż grozi im śmiertelne niebezpieczeństwo, w dodatku nie miały się do kogo zwrócić, bo wszyscy dorośli przecież zniknęli… Czy można winić Erin, Kaje, Tiff i Mac, że robią wszystko, co w ich mocy, aby wrócić do domu?

Rok tak odległy od czasów bohaterek, jak właśnie 2177, jest dla nich niemałym szokiem. Już pierwszy rzut oka na budynki i otoczenie, sprawia, że można złapać się za głowę. Taki przeskok w czasie z pewnością przytłacza i może przyprawić o panikę, jednak… Nawet w tej sytuacji znajdują się jakieś plusy. Dostrzega je zwłaszcza Mac, która wciąż nie może się pogodzić (nic zresztą dziwnego) z faktem, że nie dożyje dorosłości, pokonana przez białaczkę. Najbardziej pyskata z dziewczyn zakłada, że skoro technika i wszystko inne poszło tak bardzo do przodu, a ludzkość osiągnęła tak wiele (jak choćby podróże w czasie), to może wynaleziono również lek na jej chorobę. I choć jest to wielce prawdopodobne, Erin i dwie wersje Tiffany sądzą, że mają ważniejsze zadanie do wykonania (powrót do domu) i na szukanie lekarstwa nie ma czasu. Jako jednak, że Mac nie odpuszcza, a Kaje ją popiera, nasze bohaterki rozdzielają się (a to, jak wiemy, nigdy nie prowadzi do niczego dobrego) i ruszają na poszukiwania – jedna grupa lekarstwa, druga drogi do domu. Obie uzbrojone są jedynie w krótkofalówki i własną brawurę.

paper girlsPaper Girls to seria, która ma wszystko, by stać się kanwą dla rewelacyjnego serialu. I mam szczerą nadzieję, że prędzej czy później ktoś na to wpadnie i zrealizuje ten pomysł. Scenariusz Briana K. Vaughana obfituje w wydarzenia i zwroty akcji, a ilustracje Cliffa Chianga zapełnione kolorami przez Matta Wilsona są wprost stworzone do tego, by przenieść je na ekran – zwłaszcza mając na uwadze współczesne możliwości filmowe. Myślę, że czas najwyższy, aby Stranger Things doczekało się swojego dziewczyńskiego odpowiednika. Ilością wątków, mocą przyjaźni, niewyjaśnionych zdarzeń, a także epickich obrazów nie z tej ziemi nie ustępuje produkcji braci Duffer.

Piąty tom Paper Girls w końcu przyniósł nam kilka odpowiedzi, jednak wciąż sprawa konfliktu pokoleń jest dla nas niejasna. Kto tak naprawdę walczy i o co? Co jest na szali i ile tak naprawdę jest stron konfliktu? Czy logo jabłka jest tak ważne, jak mogło się na początku wydawać? Na tle przygód kilku dziewczyn ukazane są w całej serii problemy związane z dojrzewaniem, przyjaźnią, poszukiwaniem własnej tożsamości. W ciekawy sposób przedstawione zostaje to, jak życie weryfikuje nasze plany i jak bardzo moglibyśmy się zdziwić, spotykając swoją wersję z przyszłości. Okazuje się bowiem, że los ma dla nas o wiele zwyklejsze przeznaczenie niż to, które sami sobie wymarzymy. Ciekawie również obserwuje się oczami dziewczyn zmiany, jakie zaszły na świecie. Zmiany, które dla nas następowały powoli i stopniowo, dla nich okazują się niemałym szokiem. Komiks Briana K. Vaughana oferuje więc nie tylko wartką akcję, ale także intrygujące zaplecze problematyki. Warto po niego sięgnąć i zagubić się na chwilę w czasie. Już za miesiąc (27 listopada) wydany zostanie u nas szósty, ostatni (!) tom, więc jest to idealny czas, by nadrobić poprzednie tomy, jeśli do tej pory nie mieliście okazji.

Fot.: Non Stop Comics


Przeczytaj także:

Recenzje poprzednich tomów Paper Girls

paper girls

Write a Review

Opublikowane przez

Sylwia Sekret

Redaktorka naczelna i współzałożycielka Głosu Kultury. Absolwentka dyskursu publicznego na Uniwersytecie Śląskim (co brzmi równie bezużytecznie, jak okazało się, że jest w rzeczywistości). Uwielbia pisać i chyba właśnie to w życiu wychodzi jej najlepiej. Kocha komiksy, choć miłość ta przyszła z czasem. Zimą ogląda skoki narciarskie, a latem do czytania musi mieć świeży słonecznik.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *