Księżniczka z lodu

Czysta przyjemność – Camilla Läckberg – „Księżniczka z lodu” [recenzja]

Od kiedy dałam się przekonać do audiobooków i przepadłam na dobre, najbardziej w tej formie ukochałam sobie kryminały. Jeśli miałabym na prawo i lewo rzucać kolokwializmami, powiedziałabym, że powieści czytane przez kogoś najlepiej mi wchodzą właśnie z tego gatunku. Ale kolokwializmy zostawmy młodzieży: w formie audiobooka kryminały wstępują mi najlepiej. Nie powinnam więc być zdziwiona, że pierwszy tom rozsławionej już w czytelniczym świecie sagi o Fjällbace, przypadł mi do gustu. A jednak nie miałam dobrych przeczuć co do tej powieści. Może dlatego, że od dawna byłam namawiana do sięgnięcia po prozę Camilli Läckberg? A im bardziej jestem popychana w jakimś kierunku, tym intensywniej się od niego oddalam… W każdym razie nie byłam nastawiona na naprawdę dobrą powieść i na szczęście Księżniczka z lodu zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie. Podobnie jak – do tej pory w moim mniemaniu niepozorny – Marcin Perchuć, który po mistrzowsku opowiedział mi tę historię.

Do mroźnej i, wydawałoby się, niezbyt przyjaznej Fjällbaki przybywamy głównie za sprawą Eryki Falck, która powróciła w rodzinne strony w bardzo nieprzyjemnym celu – pochować swoich rodziców i domknąć wszystkie sprawy formalne związane z ich śmiercią. Jednak nie tylko z perspektywy kobiety poznawać będziemy dziejące się w tej małej mieścinie wydarzenia. Raz na jakiś czas pisarka pozwoli nam spojrzeć na świat przedstawiony oczami innych bohaterów, co będzie zarówno ciekawe, jak i będzie wprowadzało do kryminalnej zagadki raz nowe znaki zapytania, a raz coś, co przypominać będzie odpowiedź na któreś z nurtujących czytelnika pytań. Eryka, niegdyś mocno związana z małym szwedzkim miasteczkiem, obecnie nie ma w nim wielu przyjaciół i znajomych. Dawno wyprowadziła się od rodziców i teraz pisze książki biograficzne. Podczas jej pobytu w rodzinnych stronach, jeden z mieszkańców znajduje jednak zwłoki kobiety, która kiedyś była przyjaciółką Eryki. Do bohaterki wracają więc wspomnienia i poruszona nimi udaje się do rodziców zmarłej Alex. Choć policja natychmiast zaaprobowała teorię o samobójstwie (kobietę znaleziono w wannie z podciętymi żyłami), matka nie wierzy, w to, że jej córka mogła odebrać sobie życie. Odwołując się do przeszłości, prosi Erykę o napisanie krótkiej notki do gazety, o osobie Alex.  To wydarzenie sprawia, że w pisarce budzi się nie tylko chęć napisania powieści beletrystycznej (może nawet kryminału), ale także instynkt detektywa – z początku nie zdając sobie z tego sprawy, rozpoczyna próbę rozwiązania zagadki śmierci swojej dawnej przyjaciółki.

Tak się składa, że zaangażowany w śledztwo jest również tamtejszy policjant, Patrick Hedström, którego dawno temu rozkochała w sobie Eryka… nie zdając sobie  z tego do końca sprawy. Mężczyzna i kobieta spotkawszy się po latach, połączą w końcu siły i krok po kroku będą coraz bardziej zbliżać się do rozwikłania zagadki śmierci tytułowej księżniczki z lodu. W międzyczasie jednak Camilla Läckberg zapozna nas z wieloma bohaterami, których wyrazistość i różnorodność stanowi w dużej mierze o sile tej powieści. Prawdą jest bowiem, że Księżniczka z lodu to nie tylko powieść kryminalna, ale w równym stopniu także historia obyczajowa. Od groma jest tu pobocznych wątków różnych postaci, które – co zadziwiające – wciągają tak samo, jak główna sprawa Alexandry Wijkner… a może nawet trochę bardziej? Poznamy w pierwszym tomie sagi wzbudzającego pożałowanie przełożonego Paricka, którego opis fryzury każdorazowo powala na łopatki; siostrę Eryki, która próbuje odnaleźć się w wyjątkowo niełatwym małżeńskim życiu; młodziutkiego pracownika komendy policji, którego wszyscy dookoła niańczą i starają się pomóc; wreszcie mężczyznę, który znalazł zwłoki Alexandry – choć jego wątek zdawał się być wprowadzony tylko po to, aby odkryć trupa, pisarka zaskakuje i również o nim nie zapomina, kiedy fabuła zbliża się do końca.

Sama sprawa Alexandry może nie należy do najbardziej porywających kryminalnych zagadek, ale daleko jej także do banału. Nie bez znaczenia jest tu pogrzebana dawno przeszłość, stare błędy, niezagojone rany i lęki o rzeczy śmieszne, które jako takie jawią nam się, kiedy jako czytelnik patrzymy na nie z dystansu, a jednak okazują się na tyle poważne dla bohaterów, by doprowadzić do tragedii. Księżniczka z lodu jest szalenie zajmująca jako dopracowana całość – nie można tutaj osobno mówić o zagadce śmierci kobiety i osobno o pobocznych wątkach obyczajowych. Autorka splotła to wszystko tak, że razem tworzy interesujący i barwny kilim, od którego nie sposób się oderwać. Camilla Läckberg nie pozostała obojętna także na życie uczuciowe swoich bohaterów – w powieści nie zabraknie więc wątku miłosnego, ale na szczęście został on poprowadzony tak, że staje się kolejnym plusem tej historii. Pisarka wspaniale demaskuje pewne zachowania i poglądy, które w wielu innych książkach powielają stereotyp nietkniętych makijażem, ale powalająco pięknych twarz kobiecych, pierwszego zbliżenia, które jest zawsze idealne i wymarzone (bez odrobiny zawstydzenia, skrępowania czy niezdarności). Läckberg ukazuje początkową nieśmiałość, zażenowanie i niepewność dorosłych ludzi z perspektywy zarówno jej, jak i jego, co często pozwala autorce rozbawić czytelnika. Ileż pod udawaną pewnością siebie kryje się strachu i przypudrowanych rumieńców! Jakże niewiele trzeba różu, aby nieapetyczną bladość skóry zmienić w udające naturalność wypieki… Chyba tym autorka ujęła mnie najbardziej – odczarowaniem pewnych spraw, które w książkach i filmach rządzą się swoimi prawami. Akceptujemy je i za to poniekąd kochamy światy wykreowane, ale czasami miło jednak zapaść się czytelniczo w czymś, co jest nam bliskie i tak bardzo przypomina rzeczywistość.

Ale czymże byłby audiobook, gdyby nie aktor, który prowadzi nas przez wątki, popycha swoim głosem w kierunku rozwiązania zagadki, umiejscawia w samym środku wciągającego dialogu!? Marcin Perchuć to aktor, którego do tej pory najbardziej kojarzyłam z roli w serialu Usta Usta. Raz czy dwa mignął mi też, kiedy w telewizji reklamowano Lekarzy. Jego głos nie wydał mi się nigdy charakterystyczny, a więc też nie jawił mi się jako godny zapamiętania. Do audiobooka czytanego właśnie przez niego podeszłam więc bez entuzjazmu, ale także bez uprzedzeń. Ot, kolejny nowy lektor, z głosem którego się zapoznam. W połowie książki nie mogłam już przestać dziwić się temu, co też mężczyzna robi ze swoim głosem. Niby wszystko wychodziło naturalnie, Perchuć nie moduluje głosu w sposób szczególnie wymagający (a przynajmniej czytelnik odnosi takie wrażenie), niby nie wczuwa się jakoś wybitnie (tak nam się wydaje)… a wychodzi coś absolutnie fantastycznego. Do tej pory nie wiem, jak Marcin Perchuć to robi, ale niech robi to dalej! Jego ciepły głos zmienia się w zależności od sytuacji i postaci, którą bierze akurat na warsztat, dosłownie minimalnie, ale daje to naprawdę piorunujący efekt. Dialogi nie są przerysowane, żadna z kreowanych przez niego postaci nie brzmi jak parodia, a jednak każda jest wyjątkowa i da się je odróżnić od siebie – mimo że jest ich naprawdę sporo, a głos przecież wciąż towarzyszy nam tylko jeden. Delikatny uśmiech, nieco bardziej odważny śmiech, drobny lęk – to wszystko słychać w głosie aktora i jest wyczuwalne bezbłędnie. To chyba najbardziej naturalny lektor, z jakim miałam do czynienia od rozpoczęcia mojej przygody z audiobookami. Oczywiście cała reszta, którą zafundowała nam Audioteka również jest bez zarzutu i słuchanie Księżniczki z lodu to po prostu czysta przyjemność.

Pierwszy tom sagi o  Fjällbace daje nam też wyraźnie do zrozumienia, że autorka nie zamierza poruszać się po bezpiecznych pod względem problematyki torach w swoich powieściach. Powiedzenie czegokolwiek więcej mogłoby zepsuć komuś zabawę, dlatego nie będę brnęła dalej, powiem jedynie, że Läckberg wydaje się mieć w sobie dużo zarówno wrażliwości, jak znajomości ludzkiej psychiki – sprawia to, że pierwsza powieść cyklu (a mam nadzieję, że następne również) nie tylko wciąga, ale także skłania do przemyśleń i porusza. Księżniczka z lodu to wprost wymarzony początek sagi – nie wiem jak dla autorki, ale dla mnie na pewno. Uszy mnie już świerzbią i chciałabym jak najprędzej sięgnąć po kolejne tomy – dać się uwieść głosowi Marcina Perchucia, uwierzyć jego kreacjom, wtopić się w klimat małej szwedzkiej Fjällbaki i dowiedzieć się, jak poradzi sobie miłość na kolejnym poziomie.

Jeśli ktoś do tej pory (tak jak ja do niedawna) nie miał po drodze z prozą Camilli Läckberg, niech zacznie nadrabiać zaległości. Co prawda Księżniczka z lodu się nie stopi, ale po co zwlekać z czymś, co jest tak przyjemne?

audioteka claim PL reserved black

Fot.: Audioteka

Księżniczka z lodu

Write a Review

Opublikowane przez

Sylwia Sekret

Redaktorka naczelna i współzałożycielka Głosu Kultury. Absolwentka dyskursu publicznego na Uniwersytecie Śląskim (co brzmi równie bezużytecznie, jak okazało się, że jest w rzeczywistości). Uwielbia pisać i chyba właśnie to w życiu wychodzi jej najlepiej. Kocha komiksy, choć miłość ta przyszła z czasem. Zimą ogląda skoki narciarskie, a latem do czytania musi mieć świeży słonecznik.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *