giant days

Dziewczyny rządzą – J. Allison, L. Treiman – „Giant Days – 1 – Królowe dramy” [recenzja]

Dzikie imprezy, nudne wykłady, nowe przyjaźnie, nowe zauroczenia i mniejsze lub większe dramy. Wyjazd na studia to zawsze wielkie wydarzenie. Mieszkanie w akademiku, mnóstwo nowych ludzi dookoła, nowe wyzwania, wielkie plany. Często to właśnie tam spotykamy miłość naszego życia (niekiedy nawet odwzajemnioną), nierzadko to właśnie tam widujemy naszego odwiecznego wroga. Poznajemy swoje silne strony i swoje największe słabości. Przygotowujemy się do życia w dorosłym świecie, będąc jeszcze poniekąd dziećmi. Robimy głupoty, myśląc, że zmieniamy świat. Zazwyczaj myślimy, że jesteśmy wyjątkowi. Studia to wielka przygoda lub czas, który po prostu trzeba jakoś przetrwać. Giant Days to komiksowa seria, która dzieje się właśnie w takim barwnym czasie, za bohaterki obierając sobie trzy, całkowicie od siebie różne, studentki. Nasze królowe dramy.

Daisy to taka osoba, jaką z pewnością spotkaliście na studiach. Mała, niewinna myszka wypuszczona niepostrzeżenie do wielkiej akademickiej dżungli. Jest naiwna i dobroduszna. Nie w głowie jej imprezy, alkohol, a już na pewno nie narkotyki. Jej najlepszą przyjaciółką ze świata spoza studiów jest ukochana babcia. Daisy wydaje się więc łatwym celem dla krążących hien, ale na szczęście ma u boku dwie nowe przyjaciółki, mieszkające po sąsiedzku w akademiku. Esther to piękność o gotyckiej urodzie i takich też zainteresowaniach. Długie czarne włosy i seksowna figura, a także romantyczna, nieco ekstrawagancka dusza sprawiają, że wielbicieli jej nie brakuje — zarówno tych interesujących się całą Esther, jak i tych, którzy zwracają uwagę wyłącznie na jej ciało. Esther to także typowa Królowa dramy — wszędzie, gdzie się pojawia, nieintencjonalnie sieje chaos, zostawiając za sobą gruzy i dym. Jest jeszcze Susan. Susan Ptolemy. Najbardziej rozsądna z całej trójki. Oaza spokoju i zdrowego rozsądku. Poukładana i mądra. A przynajmniej sama lubi tak o sobie myśleć. Prawda jest jednak taka, że Susan również ma swoje dramaty i sama także wytwarza wokół siebie pole generujące problemy i wpadki. Jak na przykład z tym całym McGrawem.

giant daysZobaczyła go któregoś dnia, jak rozmawia z ich wspólnym kolegą — jej, Esther i Daisy. Ten kolega to Ed. Poczciwy student, który na widok Esther zapomina, jak się nazywa i do czego służy głos. Cokolwiek by się jednak działo, pamięta o jednym — codziennie modlić się w myślach, aby Esther go pokochała. Albo, jeśli to niemożliwe, żeby on przestał kochać ją. Wróćmy jednak do McGrawa. W Susan zawrzało, kiedy go zobaczyła. W jej oczach roztańczyły się ogniki nienawiści. Od tej pory będzie się starała z całych sił obrzydzić mu pobyt na uczelni, mając nadzieję, ze w końcu odpuści i przeniesie się na inną. Przyjaciółki, rozpalone ciekawością do granic możliwości, żądają oczywiście retrospekcji. Susan jednak jest twarda i będziemy musieli przeczekać niemal do końca komiksu, żeby dowiedzieć się, co zaszło między nią a wąsatym studentem, który zdaje się, że z drewna potrafi zrobić wszystko (poza pomostem rozejmu między nim a Susan).

Kilka imprez, atak grypy, atak zemsty, miłosny zawód, niespodziewane odwiedziny — w tych wszystkich wydarzeniach będziemy towarzyszyć Daisy, Esther i Susan w ich pierwszych dniach na studiach. I choć każda z nich studiuje co innego, dziewczyny zdaje się łączyć prawdziwa przyjaźń. Wspierają się, pomagają sobie nawzajem, dbają o siebie. Jedna poprzysięga zemstę za tę drugą. Prawdziwa kobieca sztama. A czytelnik ma w tym wszystkim tylko jedną rolę — po prostu dobrze się bawić.

Giant Days (przynajmniej w pierwszym tomie) to lektura czysto rozrywkowa i jako taka sprawdza się świetnie. Strony przewracają się same, czyta się lekko, ale i z zainteresowaniem. Szybko też kiełkuje w czytelniku sympatia do głównych bohaterek i ciekawość, co też wydarzy się u nich za chwilę — za godzinę, za dwa dni, za miesiąc. Na szczęście na kolejne tomy nie trzeba czekać i ciekawość możemy zaspokajać od razu. Nie ulega oczywiście wątpliwości, że komiks autorstwa Johna Allisona z ilustracjami Lissy Treiman to lektura, która raczej przypadnie go gustu czytelniczkom niż czytelnikom (a przynajmniej tak wnioskuję po pierwszym tomie). Tym bardziej zaskakujący jest fakt, że autorem scenariusza jest mężczyzna. Zobaczymy, jak w kolejnych tomach sprawdzi się jako kreator kobiecych charakterów — w dodatku tak od siebie różnych.

giant daysGraficznie Giant Days jest właśnie takie jak studenckie życie (a przynajmniej jak typowe wyobrażenia o nim) — kolorowe, rozbuchane, zabawne. Niewnikająca w zbytnie szczegóły kreska każdorazowo zaznacza to, co akurat najważniejsze. Treiman sprawnie przekazuje za pomocą ilustracji emocje bohaterek, a te w pierwszym tomie są naprawdę przedstawione na szerokiej skali. Nie ma tu również żadnego szaleństwa, jeśli chodzi o rozplanowanie kadrów, ale myślę, że to akurat dobrze — życie Susan, Esther i Daisy zapowiada się w najbliższych tomach na całkiem skomplikowane i nie ma sensu, by chaos w szacie graficznej miał przysłaniać ten fabularny.

Pierwszy tom Giant Days zatytułowany Królowe dramy to lekka, zabawna lektura, którą pochłania się na jeden raz. Bohaterki są z jednej strony zwariowane (może nawet nieco schematyczne), z drugiej jednak swojskie, normalne. Z którąś z nich na pewno większość z nas się utożsami. Myślę, że nie bez powodu tak mocno różnią się od siebie i reprezentują totalnie inny styl życia i wartości. Giant Days zapowiada się więc na humorystyczną, niezobowiązującą opowieść o przyjaźni, blaskach i cieniach studenckiego życia, pierwszych zauroczeniach i miłościach, czyhających na każdym kroku pokusach i kłopotach, a także kobiecych temperamentach. Tej kobiecości jest tu nadspodziewanie dużo i myślę, że może to być ogromną zaletą tej serii. Podobnie jak dzieje się to w przypadku Paper GirlsRat Queens. Nic, tylko czytać i dobrze się bawić! Bo przecież… Dziewczyny rządzą ;).

Fot.: Non Stop Comics


Przeczytaj także:

Recenzja komiksu Paper Girls, tom 1

Recenzja komiksu Rat Queens – 1 – Magią i maskarą

giant days

Write a Review

Opublikowane przez

Sylwia Sekret

Redaktorka naczelna i współzałożycielka Głosu Kultury. Absolwentka dyskursu publicznego na Uniwersytecie Śląskim (co brzmi równie bezużytecznie, jak okazało się, że jest w rzeczywistości). Uwielbia pisać i chyba właśnie to w życiu wychodzi jej najlepiej. Kocha komiksy, choć miłość ta przyszła z czasem. Zimą ogląda skoki narciarskie, a latem do czytania musi mieć świeży słonecznik.

Tagi
Śledź nas
Patronat

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *