Limes inferior

Wszyscy oszukują wszystkich – Janusz A. Zajdel – „Limes inferior” [recenzja]

Po zachwycie nad Paradyzją nie było innego wyjścia – musiałem sięgnąć po kolejne sztandarowe dzieło Janusza A. Zajdla, jednego z najlepszych polskich pisarzy fantastycznych ever. Można powiedzieć, że przedstawiciel fantastyczno-socjologicznych dystopii zaprezentował w Limes inferior swoją najlepszą formę: zrazu pokazał świat w miarę stabilny i poukładany, aby stopniowo i mimochodem rozmontować go przed czytelnikiem i ukazać wszystkie skazy i stopień obłudy. Janusz A. Zajdel konfrontuje „idealny” świat z rzeczywistością i proszę mi wierzyć, że nie jest to miły widok. Jeśli chcecie doświadczyć, czym jest złudzenie doskonałości, to zapraszam do Argolandu.

Z początku widzimy aglomerację taką, jaka widniałaby na kartach podręczników historii – Janusz A. Zajdel wyczerpująco nakreślił przed czytelnikiem, czym jest Argoland i jaki system społeczny tam panuje. Każdy obywatel przypisywany jest do konkretnej klasy po teście na inteligencję – czyli tak naprawdę na przydatność dla społeczeństwa. I tak na przykład osoba z bardzo wysokim wynikiem staje się zerowcem lub jedynakiem, totalny dekiel zostaje natomiast szóstakiem. Wynagrodzeniem za wysoki wynik jest możliwość zdobycia pracy, co dla piątaków czy szóstaków jest opcją niedostępną z racji braku wystarczającego poziomu inteligencji – z powodu rozwoju technologicznego, w którego wyniku pozyskano zdolność do nieograniczonej odnawialności surowców (w tym pożywienia), Argoland nie potrzebuje tak zwanych prostych zawodów. Jak się domyślacie, wysokość klasy wiąże się również z wysokością wynagrodzenia, gdzie system jest równie przejrzysty – walutą są punkty koloru czerwonego, zielonego i żółtego – za dwa pierwsze można kupić towary niezbędne do życia, natomiast „słoneczne” punkciki pozwalają na skorzystanie z uroków życia. Oczywiście, wszystkim zależy na punktach żółtych, ale nie jest łatwo je zdobyć, gdy już nawet czwartacy nie mają zapewnionego zawodu, a inflacja daje coraz bardziej w kość.

Świat przedstawiony w Limes inferior wygląda więc z pozoru dość sprawiedliwie i z jasno dla wszystkich określonymi zasadami. I tu właśnie pojawia się geniusz Zajdla. Oczami niejakiego Sneera, pospolitego czwartaka z ukrytymi zdolnościami widzimy, ile odcieni szarości i luk systemowych ma idealny Argoland. Bo widzicie, sam Sneer żyje z tego, że z pozoru perfekcyjny system nie spełnia oczekiwań społeczeństwa. Jest tak zwanym lifterem, czyli człowiekiem potrafiącym tak nagiąć reguły weryfikacji, że jest w stanie podnieść komuś klasę, dzięki czemu osoba ta, mimo niższej inteligencji i zdolności do wykonywania pracy, dostaje na przykład rangę dwojaka i może robić w zawodzie, który wcześniej był dla niego niedostępny. Bohater jest po prostu kanciarzem, który oszukuje system społeczny – ale w żadnym wypadku z nim nie walczy, bo tylko dzięki niemu jego biznes tak się kręci. Sneer jednak wplątuje się w niezłą kabałę i szybko poznaje jeszcze więcej przekrętów mających miejsce w Argolandzie i jego opinia o ustroju społecznym bardzo szybko się zmienia. U czytelnika w tym samym czasie oczy coraz częściej rozwierają się w niemym zdziwieniu, jak dużo matactw można ukryć pod płaszczykiem idealnego świata – bo tu każdy oszukuje każdego, a wszystko jest jedną wielką farsą.

Muszę się przyznać, że przez pierwsze 2, 3 godziny audiobooka trochę nie byłem pewien, o czym ma być ta książka. Janusz A. Zajdel co prawda wprowadza na początku czytelnika w temat panującego ustroju w Argolandzie, ale później prezentuje wątek sensacyjno-kryminalny, gdzie jeden z bohaterów decyduje się na bycie królikiem doświadczalnym w niebezpiecznym teście, co ściągnęło na głowy jego i Sneera tajemniczych szpiegów i wrażenie osaczenia. Pojawił się jednak moment przełomowy, który jest jednocześnie momentem przełomowym dla głównego bohatera, gdy nagle spadają mu klapki z oczu – z chwilą, gdy Sneer mija pokaz z seksomatami. Do teraz pamiętam ten dreszcz emocji, gdy zrozumiałem, że właśnie teraz rozpoczyna się dystopia pełną gębą, a moje postrzeganie Limes inferior diametralnie się zmieniło. Odniosłem wrażenie, że w tym momencie puściły u Zajdla wszelkie hamulce, bo lektura stała się nieustannym policzkiem dla idealnego społeczeństwa, które samo dla siebie jest śmiercionośnym nowotworem. Podział ludzi podług ich wartości intelektualnej szybko staje się fatamorganą, gdy każdy chce na boku podnieść sobie klasę tylko po to, żeby zarabiać więcej żółtych; Sneer w końcu dostrzegł tę obłudę i doszedł do konkluzji, że ten świat nie ma prawa przetrwać. A wtedy następuje prawdziwa kumulacja, bo wszystkie karty zostają odkryte. Powiem krótko – mistrzostwo świata.

Jeśli rozmawiamy o audobooku, warto poświęcić parę słów na jakość jego wydania i pracę lektora. Michał Staszczak spisał się po prostu dobrze – charakter powieści nie dał mu większych możliwości na pokazanie swoich umiejętności. Sneer, jak i inni bohaterowie, nie był na tyle wyrazisty, aby lektor mógł popisać się wczuciem w postać chociażby w dialogach. Jego głos szybko stał się naturalny dla moich uszu i nie wyczułem w nim żadnych sztuczności czy jednostajności tonu, jak to momentami bywało przy odsłuchiwaniu Paradyzji. Mankamenty leżą natomiast po stronie technicznej. Bardzo zdziwiło mnie to, że wydawnictwo nie wstawiło żadnych przerw między poszczególnymi rozdziałami. Standardowo, gdy jeden z nich się kończy, następuje parę sekund ciszy, aby czytelnik wiedział, że przechodzimy do innej części powieści czy wątku. W Limes inferior sytuacja jest wręcz komiczna – czasami dopiero po kilku zdaniach orientujemy się, że lektor czyta już inny rozdział, z innym bohaterem w tle. Taka realizacja audiobooka jest według mnie wstydem dla wydawnictwa i nie powinno się to pojawić w produkcji, gdzie na dzień dzisiejszy jest to oczywistym elementem produkcji książki odsłuchiwanej. Cieszę się natomiast, że Aleksandria zrezygnowała z formy niby-to-słuchowiska, gdzie w Paradyzji momentami było to zbędne i przekombinowane.

Jak można zakończyć opinię o Limes inferior, jednej z najlepszych powieści science fiction w Polsce? Po prostu trzeba ją znać. To książka wybitna, z początku nieco usypiająca czytelnika, aby później nagle ruszyć z kopyta i utwierdzić w przekonaniu, że jest to dystopia w najlepszym wydaniu. Janusz A. Zajdel brutalnie pokazuje, że pod idealnym światem zmontowanym przez opresyjne władze kryje się wiele brudu, doprowadzając życie do granic absurdu. W Argolandzie nic nie jest normalne i taka rzeczywistość prędzej czy później przejdzie do przeszłości. Do tego zakończenie powieści jest bardzo zaskakujące i ponownie wywraca spojrzenie na dystopijny świat – na tyle mocno, że ponownie należy przewartościować o nim opinię. A jeśli chodzi o audiobook, to gdy przyzwyczaimy się do natychmiastowych przejść między rozdziałami, to można czerpać przyjemność z lektury, zwłaszcza że dziesięć godzin audiobooka to nie jest dużo i można go szybko pochłonąć w drodze do szkoły czy pracy.

Fot.: Audioteka.pl

2 Komentarze

  • Cześć, nie mogłem znaleźć nigdzie interpretacji końca książki…. Wszyscy piszą, że autorowi brakowało idei. Ja jednak uważam ten koniec za otwarty, każdy sobie może dopasować swoje zakończenie ale koniec wg. Zajęła nie jest szczęśliwy dla Sneera. Ja uważam, że Alicja była przedstawicielką tej innej cywilizacji najeźdźców i w ostatniej scenie nasz bohater po prostu umiera. Świadczy o tym ostatnie zdanie w książce… „z ostatnim z ludzi umiera nadzieja”. Sneera odchodzi, ale nadzieja zostaje, tak długo póki jeszcze ktoś z ludzi żyje. Chętnie poznalbym Twoje zdanie, bo wielu z czytelników ma całkowicie inną interpretację tej rewelacyjnej i nadal a raczej obecnie w czasach obecnego konsumu aktualnej książeczki. Zajdel okazał się wielkim wizjonerem, jeśli chodzi o rozwój ludzkości. Pozdrawiam Mar

  • „Z ostatnim z ludzi umiera nadzieja” nie oznacza oczywiście, że nadzieja umarła. Wprost przeciwnie! Dopóki żyjesz – miej nadzieję!
    Zauważ, że Sneer już prawie stracił nadzieję. Pogodził się z losem, przyjął argumenty deterministów – aż nagle nadzieję odzyskał. W sposób nieco cudowny.
    Książka powstaje pod koniec lat 70. Polska i Polacy byli w bardzo podobnej sytuacji – obce mocarstwo mówi jak ma być. Nie słucha, nie dyskutuje – ma być tak, jak u nich. Nasi lokalni „nadzerowcy” wspierają to mocarstwo, uciekając się nawet do użycia siły, usprawiedliwiając się sami przed sobą, że nie ma innego wyjścia. Jedyne co mogą, to wskazywać palcem na złego niedźwiedzia i mówić – „bo nas zje!”. Sami żyją w luksusach niedostępnych dla nawet zwykłych zerowców – ta analogia też była prawdziwa.
    Oczywiście ta interpretacja jest mocno zawężająca, ale przecież książka powstała dla konkretnych czytelników w określonym czasie. Nie znaczy to, że nie ma innych możliwości interpretacji. Inaczej byłaby to tylko publicystyka.
    A Alicja? Nie przypadkiem nosi imię bohaterki innej książki z krainy czarów. Na końcu książki jest też bezpośredni cytat z tej Alicji. Co robi Alicja? Wciąga naszego bohatera w swój świat – świat czarów (cudów?). Tak, jak u siebie – w „swojej” książce.
    Co mówi autor swoim rodakom? Nie wiem, jakie jest wyjście, nie wiem, kiedy się zdarzy. Ale się zdarzy, nawet jeśli będzie musiało być cudowne. Nie traćcie nadziei, nie dajcie się ogłupiać, pracujcie nad sobą. I najważniejsze – nie dajcie się omotać nadzerowcom. Jest inne wyjście.
    I wiecie co? Pan Janusz już tego nie dożył, ale znaleźliśmy wyjście. Ja lubię myśleć, że cudowne. Kto był naszą Alicją?

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *